• 𝐟𝐢𝐟𝐭𝐲 𝐭𝐰𝐨 •

1.8K 97 7
                                        


Wstałam, jak na mnie, wcześnie rano i od razu się wykąpałam. Starałam się być jak najciszej, aby nie obudzić Syriusz, który przykryty do pasa, leżał na brzuchu śpiąc. Dzisiaj był poniedziałek i zaraz zaczynał się pierwszy dzień moich praktyk. Wszyscy w domu sali, oprócz Enyo, która też specjalnie wstała wcześniej aby mnie obudzić i przygotować śniadanie. Gdybym powiedziała, że się nie stresowałam, skłamałabym. Ręce mi dygotały, kiedy nakładałam makijaż, więc zrezygnowałam z próby narysowania kresek. Wybór ubioru był chyba najtrudniejszy. Chciałam się dobrze zaprezentować, ale na dworze było około dwudziestu pięciu stpni, więc nie chciałam się też zagotować. Finalnie zdecydowałam się na jasne, płócienne spodnie i bluzkę z tego samego materiału. Włosy zaplotłam w warkocza i dodałam srebrny naszyjnik ze słoneczkiem, a na nogi wsunęłam białe sportowe buty.
– Dzień dobry – zwróciłam się do Enyo, która siedziała przy stole w jadalni. Skrzatka od razu zniknęła i aportowała się chwilę później z pełną tacą.
– Dziękuję Enyo i jeszcze raz przepraszam, że musiałaś tak wcześnie wstać – powiedziałam, zabierając się za jedzenie, a skrzatka tylko machnęła ręką.
– I tak wcześnie wstaję, a dla ciebie to szansa, Sam – powiedziała skrzatka, a ja się uśmiechnęłam. Enyo tylko sam na sam potrafiła się do mnie zwrócić po imieniu. Nie rozumiałam tego, ale nawet moi rodzice nie potrafili jej przekonać do zmiany nawyku.
– Zjedz coś, Sam. Widzę, że się stresujesz, kochana, ale pusty żołądek nic nie da – skrzatka spojrzała na mnie zmartwiona, a ja westchnęłam i ugryzłam tosta. Enyo była dla mnie, jak druga mama. Rodzice uratowali ją pięć lat przed moimi narodzinami, więc od zawsze mieszkałam ze skrzatką. Enyo bawiła się ze mna, dbała o mnie i też dzięki niej kochałam czytać.
– Dziękuję. Za wszystko – powiedziałam i objęłam skrzatkę, która poklepałam mnie po plecach, przytulając do siebie.
– Będziesz najlepsza, Sam – zapewniła Enyo wskazując na zegar. Dojadłam śniadanie i wzięłam z szafki w holu dużą, brązową torbę. Pomachałam do skrzatki i deportowałam się na Pokątną.
Stanęłam przed Bankiem Gringotta i przełknęłam ślinę w ustach.
– Raz się żyję – westchnęłam i poprawiając torbę, weszłam do środka. Podeszłam zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami na wartownię i zadzwoniłam dzwonkiem.
– Witam panienkę w Banku Gringotta. Niestety nasz bank jest jeszcze zamknięty. Zapraszamy za pół godziny – zwrócił się do mnie uprzejmym głosem goblin, ale w jego tonie wyczułam nutkę ironii.
– Jestem pierwszy dzień na praktykach. Samantha Hall – powiedziałam, a goblin westchnął i nacisnął jakiś guzik na panelu.
– Raczy panienka zaczekać. Zaraz przyjdzie opiekun przydzielony dzisiaj do panienki – rzucił i schował się z pworotem do wartowni. Usiadłam na miękkiej kanapie i zaczęłam przebierać nogami. Obawiałam się, że przydzielą mi jakiegoś zwyrola, marudę lub  co gorsza - jakąś wredną babę.
– Ty pewnie jesteś Samantha? – usłyszała głos nad sobą, więc podniosła głowę do góry. Podszedł do niej wysoki, niebieskooki, chłopak o blond włosach. Wstałam z kanapy i ponownie nerwowo poprawiłam torbę.
– Zgadza się – odpowiedziała, będąc w szoku, że głos jej nie zadrżał.
– Fantastycznie. Jestem Josh – wyciągnął do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam uśmiechając się głupkowato. Miałam oczy, a Josh był, obiektywnie rzecz biorąc, przystojny.
– Jak się już domyślasz, jestem dzisiaj twoim opiekunem. Nie możesz pracować sama, ponieważ bank ceni sobie zaufanie klientów, ale przy prostszych zabezpieczeniach będziesz mogła pomóc. Z tego co pamiętam z twojego zgłoszenia, byłaś tutaj na warsztatach w zeszłym roku, więc nie jesteś totalnie zielona, prawda? – powiedział, ruszając holem, a ja podbiegłam lekko doganiając go. Kiwałam głowa chłonąc każde jego zdanie, a Josh tłumaczył mi wszystko dotyczące mojego stanowiska przez kolejne trzy tygodnie. Oprowadził mnie po każdym zakamarku części dostępnej dla klientów, ale z części dla pracowników wiedziałam, że widziałam tylko fragment.
– To chyba wszystko, na razie. Pewnie zauważyłaś, że nie widziałaś sporej części budynku, ale takie przepisy. Jeżeli się sprawdzisz, to dostaniesz dostęp po tygodniu do większej części, a w kolejnym do całości. Nie znamy twoich umiejętności, więc dopuszczenie cię do skrytek ze smokiem byłoby ryzykowne – zaśmiał się Josh , a ja po cichu przyznałam mu rację. Skrytka mojego rodu była dopiero na czwartym poziomie zabezpieczeń, a smoki to szósty i zarazem najwyższy. Słyszałam kiedyś plotkę o tym, że jest jeszcze siódmy poziom zabezpieczeń, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić co by tam musiało być.
– Smoki to szósty, prawda? – dopytałam, a Josh pokiwał głową.
– Chyba nasz najwyższy poziom zabezpieczeń, ale jako łamacz zaklęć nie masz bezpośredniego ze smokiem. Od tego mamy smokologów, ale pomagasz im przed i po transporcie smoka. W tym konkretnym banku mamy trzy smoki, ale na przykład w Stanach jest placówka, gdzie jest ich aż dwadzieścia – zdradził,  uśmiechając się lekko, a ja wybałuszyłam oczy ze zdziwieniem.
– Ile? Ja nawet jednego nie widziałam – powiedziałam lekko zawiedziona, a Josh pokiwał głową widząc moją nie pewną minę.
Otworzyłam kolejną skrytkę poziomie pierwszym i założyłam ręcę na piersi, czekając aż klient wyciągnie pieniądze ze środka. Zbliżał się już koniec mojej zmiany, a ja szczerze mówiąc byłam wykończona. Zanim pozwolono mi chodzi razem z Joshem otwierać skrytki, wraz z innymi praktykantami porządkowałam dokumenty i przez dwie godziny stałam na stanowisku obsługi przy drzwiach. Praca nie była szczególnie wymagająca i podała mi się, ale ze wszystkiego i tak najbardziej polubiłam obsługę „ na skrytkach". Goblin przyprowadzał klienta z kluczem, a ja podchodziłam do skrytki i rozpoznawałem założone wcześniej zabezpieczenie. Następnie ściągałam zaklęcie i potem zamykałam innym z danego poziomu trudności.
– Jak tam ci się podoba na razie? – zapytała Josh, kiedy zaołożyłam nowe zabezpieczenie. Uśmiechnęłam się, puszczając klienta przodem do wagonika, a następnie sama wsiadłam wraz z opiekunem.
– Nawet bardzo. Chociaż recepcja to nie moje ulubione stanowisko – zaśmiałem się, a blondyn mi zawtórował, ale mój wzrok skupiła mina klienta jadącego z nami w wagoniku.
– Przepraszam bardzo, co? Moje pieniądze, nie dość, że są zabezpieczane przez dziewczynę, to w dodatku jest ona stażystą? To chyba jakieś nieśmieszne żarty – powiedział z pogardą w głosie, a ja się zaczęłam wkurzać. Wiedziałam jednak, że jestem na praktykach i nie mogłam podpaść już pierwszego dnia, za kłótnię z klientem, więc spojrzałam błagalnie na Josha.
– Nie rozumiem w czym jest problem panie Abbot. Pani Samantha jest jak najbardziej wykwalifikowana do tego rodzaju zadań, a do tego ja sprawdzam poprawność zaklęcia. Nie powinien być pan opryskliwy ze względu na jej płeć. Z całym szacunkiem oczywiście – powiedział Josh, ale w jego oczach dostrzegłam złość, a zaciśnięte na barierce dłonie, tylko to potwierdziły. Mężczyzna się zapowietrzył, a jego uszy przybrały czerwony kolor. Byłam usatysfakcjonowana rezultatem, choć w głębi duszy byłam zła, że to Josh musiał mnie ratować.
– Jeżeli ma pan jeszcze jakieś uwagi dotyczące naszej pracy, to proszę to zgłosić do działu obsługi klienta. Oczywiście nie mogą być one związane ani z płcią pani Samanthy, ani z jego wiekiem, czy stanowiskiem. Dziękuję – Josh wbił faceta jeszcze głębiej w ziemię, a ja uśmiechnęłam się szeroko, obracając się tyłem do obu mężczyzn.
Zgarnęłam swoją torbę z pomieszczenia socjalnego i ruszyłam do wejścia.
– To do jutra, Sam – powiedział Josh, otwierając przede mną drzwi wyjściowe, a ja podziękowałam z uśmiechem, wychodząc.
– Jeszcze raz dziękuję za ratunek przy tej akcji z Abbotem. Nie mogłam się narazić w pierwszy dzień – powiedziałam i lekko go przytuliłam po zejściu po schodach.
– Nie ma za co. I rozumiem. Do jutra Sam – powiedział ponownie i ruszył w przeciwną stronę niż ja. Ruszyłam w kierunku lodziarni, gdy za plecami usłyszałam chrząkanie.
– Możesz mi to wytłumaczyć?

Huncwotka ||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz