• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •
Przerwa minęła mi dosyć szybko i nim się spostrzegłam wróciłam do Hogwartu. Moi przyjaciele byli zdziwieni, że wróciłam bez Lucasa, więc krótko streścił im nasze rozstanie. Dziewczyny zrozumiały, a chłopcy nie okazywali swojej wściekłości jakoś wybitnie głośno, więc temat stopniowo zaniknął.
– Fulgur! – krzyknął James, odkładając kanapkę i rzucił zaklęcie na mnie, Remusa i Syriusza. Nieznane mi zaklęcie poleciało z dużą prędkością prosto we mnie, więc z zaskoczenia nie zdążyłam się obronić. Poczułam się tak, jakbym dotknęłam czegoś naelektryzowanego, a moje włosy zarzucone na ramię, zaczęły się unosić. Spojrzałam zszokowana na pozostałych przyjaciół, podczas gdy Rogacz zwijał się ze śmiechu. Lunatykowi zaklęcie delikatne nastroszyło włosy, co nie było zbyt mocno widoczne, ale czarne kosmyki Syriusz sterczały komicznie we wszystkie strony świata. Zaśmiałam się cicho, wyobrażając sobie jak teraz wyglądam i szybko machnęłam różdżką pod stołem. Dzięki wcześniej dolanej do żeli miksturze, włosy moich przyjaciół zmieniły kolor na jaskrawy zielony pomieszany z intensywnym pomarańczowym.
– Prima Aprilis – powiedziałam równo z Jamesem i dojadając tosty wyszłam z Wielkiej Sali.
Jak co roku Prima Aprilis był przez nas hucznie obchodzony. Przez cały dzień robiliśmy sobie nawzajem żarty, a na koniec dnia następował wielki żart.
– Idę na Eliksiry – zwróciłam się do Lily, a rudowłosa kiwnęła głową gryząc jabłko. Złapałam torbę i niespiesznie, pogrążona w myślach ruszyłam w kierunku lochu.
– Levicorpus! – usłyszałam zaklęcie i straciłam grunt pod nogami. Torba zsunęła się z mojego ramienia, a ja desperacko starałam się powstrzymać spódniczkę przed opadnięciem w dół. Usłyszałam szyderczy śmiech, przez co się spięłam.
– Prima Aprilis, mieszańcu – warknął Severus posyłając mi chłodny półuśmiech, a stojący za nim Ślizgoni parsknęli śmiechem.
– Czego ode mnie chcesz, Wycierusie – warknęłam zdając sobie sprawę, że jestem na straconej pozycji. Moja różdżka znajdowała się w torbie trzymanej przez ucznia z Domu Węża, a Ślizgonów było przynajmniej dziesięciu.
– Na twoim miejscu siedziałabym cicho, mieszańcu – warknęła Cereus Greengrass oglądając swoje idealne czarne paznokcie. Prychnęłam, a czarnowłosa kiwnęła rękę na swoich pachołków. Dwóch rosłych Ślizgonów podeszło w moim kierunku, a Snape wypowiedział przeciwzaklęcie. Upadłam na ziemię i z jękiem spróbowałam się podnieść.
– Zabawne, że nie ma tu twoich zdradzieckich i szlamowatych przyjaciół. Nikt ci nie pomoże przebrzydły mieszańcu – warknęła Cereus i uniosła rękę z różdżką. Czarny rękaw jej szaty zsunął się ukazując tatuaż na przedramieniu. Bezwiednie cofnęłam się i przerażona spojrzałam na Greengrass.
– Jesteś Śmierciożercą – wyszeptałam oszołomiona, a czarnowłosa posłała mi szeroki uśmiech. W prawdzie podejrzewałam, że niektórzy Ślizgoni służą Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać , ale wcześniej nie wydawało się to realne. A teraz stała przede mną pełnoprawna Śmierciożerczyni i celowała we mnie różdżką.
– Zdziwiona, mieszańcu? Teraz ci pokaże, co Czarny Pan robi z takimi szumowinami jak ty. Crucio! – krzyknęła Greengrass, a ja poczułam przeszywający ból w okolicach brzucha. Złapałam się za bolącą część, a Ślizgonka jeszcze raz powtórzyła zaklęcie.
– Ceri, ktoś idzie! – jak przez mgłę zarejestrowałam spanikowany głos nadbiegającego Ślizgona, a Cereus przerwała zaklęcie.
– Spadamy – powiedziała i następnej usłyszałam tupot stóp Ślizgonów. Trzymałam się za brzuch leżąc na brukowanej podłodze korytarza.
CZYTASZ
Huncwotka ||Syriusz Black
FanfictionCo by było gdyby na roku Huncwotów pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna? Dziewczyna o duchu żartownisia, godna miana Huncwotki. Co by się stało gdy największy szkolny Casanova i największa szkolna łamaczka serc zakochali się w ... sobie? START: 19...
