• 𝐟𝐨𝐫𝐭𝐲 •

2.2K 119 11
                                    

• 𝐒𝐀𝐌𝐀𝐍𝐓𝐇𝐀 •

– Sami! Twoje skrzaty przygotowały ciastka i jeszcze dużo słodyczy, więc chodźcie do jadalni! – usłyszałam krzyk Fleur, która stała najprawdopodobniej na parterze przy schodach. Uśmiechnęłam się na wzmiankę o moich kochanych skrzatach, z którymi nie zdążyłam się przywitać, więc ruszyłam do wyjścia z tajnego pokoju. Zbiegłam po schodach, a potem weszłam do kuchni uśmiechając się szeroko.

– Cześć kochani! – zawołałam radośnie, a skrzaty oderwały się od gotowania patrząc w moim kierunku.

– Panienka Hall! – pisnęły jednocześnie i rzucając wszystkie zajęcia pognały w moim kierunku. Pięć skrzatów mocno mnie objęło, a ja odwzajemniłam uściski małych istotek.

– Na długo panienka zostaje?

– Przygotować kolację?

– Jak się panienka czuje? – skrzaty zdawały pytanie jedno po drugim, a ja uśmiechnęłam się na troskę okazywana przez nie.

– Nie zostaję, wracam jeszcze dziś do Hogwartu kominkiem. Kolacji nie trzeba, a co do ostatniego pytania czuje się dobrze Enyo – odpowiedziałam uśmiechając się wesoło, a skrzaty zaśmiały się wesoło.

– Mam do was jednak prośbę. Pamiętacie Fleur Zabini? – zapytałam, a niektóre skrzaty drgnęły się i skuliły na dźwięk nazwiska nikczemnego rodu, ale kiwnęły głowami. Większość z tych stworzonek zostało wykupione spod władzy innych rodu, a następnie uwolnione. Niektóre zostawały, a zdarzały się też nieliczne, które odchodziły swoją drogą po otrzymaniu ubrania. Skrzaty reagowały paniką na jakąkolwiek wzmiankę o swoich dawnych panach, więc logicznym jest, że nazwisko Zabini wzbudzało w nich strach. Szczególnie Ellia wyglądała na przerażoną. Skrzatka została uwolniona do rodziny Zabini niecałe dwa lata temu. Drobna skrzatka ubrana w czerwoną sukienkę zamarła i schowała twarz w dłoniach. Uśmiechnęłam się do skrzatki i delikatnie objęłam ją ramionami.

– Fleur została wydziedziczona i nie ma gdzie się podziać, więc od początku wakacji zamieszka z nami. Nic ci nie grozi Ellio. Przygotujcie jej proszę pokój, najlepiej w barwach Gryffindoru. Z góry dziękuje kochani – uśmiechnęłam się, a skrzaty ochoczo pokiwały głowami i wróciły do pracy dyskutując o aranżacji pokoju dla Fleur.

Przez jakiś czas zostałam ze skrzatami pomagając im w przygotowaniu drobnych przekąsek dla moich przyjaciół. Gdy wyszłam z kuchni Remus wraz z Callie zapytali się, czy pokaże im ogród, na co ochoczo przystałam.

Zegar w salonie wskazał dziewiętnastą czterdzieści pięć, więc wzięłam skrzynkę z proszkiem Fiuu i podałam przyjaciołom.

– Jesteśmy pani profesor – zwróciłam się do Minnie, siedzącej za biurkiem, a kobieta kiwnęła głową. Wyszliśmy z gabinetu i ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.

– Czerwone kotki – mruknęłam, a Gruba Dama nawet nie oderwała wzroku od pilniczka do paznokci.

– Czerwone kotki – powtórzyłam nieco głośniej, a obraz kobiety ponownie zignorował podane przeze mnie hasło. Prewettowie, James i Syriusz wybuchnęli głośnym śmiechem, a Remus przewrócił rozbawiony oczami.

– Wszyscy ludzie wiedzą, że Samantha to najlepsza przyjaciółka na świecie – powiedział Lupin, a ja uśmiechnęłam się radośnie na nowe hasło. Uniosłam brwi rozbawiona patrząc jak Łapa z Rogaczem zbijają piątkę, a dziewczyny śmieją się z miny Grubej Damy, która niechętnie odsunęła się na bok wyklinając nasze głupie pomysły.

– To było genialne! – krzyknęłam przytulając mocno Jamesa i Syriusza, a chłopcy objęli mnie ze śmiechem. Nie chcąc przedłużając uścisku odsunęłam się od chłopaków i posłałam im wdzięczny uśmiech, a Syriusz podrapał się niezręcznie po karku.

– Sam... Możemy porozmawiać w cztery oczy? – zapytał patrząc na mnie błagalnie, a ja westchnęłam.

– Nie. Jeszcze nie pora – odpowiedziałam starając się, aby moja twarz nie zdradzała kłębiących się wewnątrz mnie emocji. Taka odpowiedź wymagała ode mnie silnej woli, bo w głębi duszy chciałam zaufać Syriuszowi, ale nie mogłam. Szarooki od kilku dni próbował odbudować to, co stracił, ale nie byłam jeszcze gotowa na obdarzenie go zaufaniem.

– Okej – Syriusz kiwnął głową wzdychając, a ja spojrzałam na drzwi prowadzące do dormitorium dziewczyn. Poczułam przeszywający mnie strach na myśl o powrocie do dormitorium. Zawsze czułam się bezpieczna w pokoju na trzecim piętrze wieży Gryffindoru, ale wczorajsze wydarzenia usunęły poczucie bezpieczeństwa.

– Wszystko okej Luan? – zapytał James kładąc mi dłoń na ramieniu, a ja pokręciłam głową opierając się bokiem o ścianę. Nic nie było okej. Moje rzeczy zostały zniszczone, moja przestrzeń rozbita, a sprawca uniknął odpowiedzialności.

– Nie wiem czy dam radę spać w moim dormitorium – wyjaśniłam, a Lily i Fleur objęły mnie ramionami z obu stron.

– Nic ci nie grozi, Sam. My o to zadbamy – obiecała Fleur gładząc moje ramię, a reszta moich przyjaciółek potwierdziła słowa blondynki. Dziewczyny były naprawdę kochane, ale wizja intruza w moim dormitorium skutecznie odpędzała pozytywne myśli. Zacisnęłam mocno powieki i głęboko odetchnęłam starając się odgonić negatywne emocje. Otworzyłam oczy i postarałam się uśmiechnąć, co sądząc po minach przyjaciół w miarę mi wyszło. Weszłyśmy po schodach i po przejściu korytarza znalazłyśmy się w naszym dormitorium. Chłopcy weszli za nami, a ja ostrożnie i niepewnie podeszłam do swojej szafy. Położyłam dłoń na drewnianej powierzchni mebla i odetchnęłam cicho. Bałam się powrotu do pokoju, ale jak na razie wszystko było w porządku.

– Pomożecie mi się rozpakować dziewczyny? – zapytałam jednym ruchem różdżki powiększając torby z zakupami. Przyjaciółki pokiwały radośnie głowami, ja zauważyłam wahanie męskiej części gości.

– To my może...pójdziemy? – zaczął Gideon, a jego brat pospiesznie pokiwał głową obejmując bliźniaka ramieniem.

– Dokładnie! Niezbyt znamy się na ubraniach... – kontynuował Fabian, a reszta zgodnie pokiwała głowami.

– Do jutra dziewczyny! – zawołali chórem wychodząc, a James pocałował swoją dziewczynę w czoło i zasalutował niedbale wybiegając za przyjaciółmi. Zaśmiałam się cicho, a Fleur zbeształa mnie rzucając we mnie koszulką, a ja przewróciłam oczami podchodząc do szafy. Dziewczyny stwierdziły, że też przearanżują swoje szafy.

Kiedy ogarnęłyśmy nasze szafy, dziewczyny poszły się po kolei kąpać. Poszłam ostatnia i gdy wróciłam do części sypialnej moje przyjaciółki leżały już w łóżkach.

– Chyba ułożę swoje książki – stwierdziłam wskazując szafkę nocną na której półkach wepchnęłam około pięćdziesięciu książek. Usiadłam i wyciągnęłam wszystkie książki po kolei, gdy nagle poczułam dłoń na swoim ramieniu.

– Sam. Ty nie chcesz iść spać, mam rację? – zapytała Lily przyklękając obok mnie, a ja zatrzymałam rękę w połowie drogi do kolejnej książki. Opuściłam dłoń zrezygnowana i pokiwałam delikatnie głową. Lily miała rację. Bałam się, że kiedy położę się do łóżka i usnę koszmary zawładną moim ciałem. Nienawidziłam koszmarów sennych, szczególnie tych, które powstawały po jakiś strasznych lub smutnych wydarzeniach z mojego życia. Po śmierci rodziców kilkakrotnie budziłam się w nocy zlana potem i przerażona wizjami jakie podsuwał mi mój umysł.

– Musisz chociaż spróbować Sam – westchnęła Lily i złapała mnie za ręce podnosząc z ziemi. Skinęłam głową, a rudowłosa posadziła mnie na łóżku. Okryłam się kołdrą i poprawiłam, a Evans wyszeptała "Dobrej nocy" i zasłoniła kotary wokół mojego łóżka.

Huncwotka ||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz