Łyk morderczy Życia
Przeżywałem z Tobą mękę.
Chwyciłem nóż.
Zamachnąłem się.
W ostatniej chwili Życie złapało mnie za rękę.
Płakałem.
Tak bardzo zemścić się chciałem.
Wymierzyć sprawiedliwość.
Krzyczałem: Gdzie uczciwość?
Ale ono uścisku nie zwolniło
Choć to ja — ofiara
Którą cierpienie prawie zabiło
Nie widziałem w Twoich oczach strachu
Wiedziałem, że wciąż nie widzisz swoich błędów
Byłem pewny, że to Ty wpędzisz mnie do piachu
Mimo mojego morderczego popęduŻycie w kąt samotny mnie zawlokło
Porządnie mną targnęło
By przekazać prawdę zamknęło na świat okno
Oto co z ust mu wypłynęło:Wstrzymaj się z sądem i wydawaniem kary
Dla tego i jakichkolwiek innych ludzi
Bo jak jestem tu jak świat stary
Wiem że do nich to wróciWciąż krzyczałem
Bo prawdzie tej nie dowierzałemNachyliło się Życie nade mną tajemniczo
Rozchylając kawałki swego nakrycia
Ukazując rzeczy, których oczy nie zliczą
Setki narzędzi do tortur; zabiciaJa się na nich zemszczę.
Każdy uczeń życia toporny
Co krzywdził innych wyśmienicie
Sam będzie bezbronny
Gdy zachłyśnie się życiemTeraz gdy mijam Ciebie jak świeże wciąż koszmary
Szeroko się uśmiecham
Bo jak żyję tu młody, czy stary
Życie to wciąż temat rzeka
Jednak znam go na tyle dobrze, że
Wiem co Ciebie czeka.
CZYTASZ
Niezgrabne Finezje Dnia Codziennego
PuisiWytoczę od razu grube działo Opowiem, jak to wszystko się stało: Coś mnie raz z Poezją wzięło Myślę: Będzie wielkie dzieło Ale tak na poważnie Podzielę się tu odważnie... Jejku, jejku, rety... Konkrety: Wiersz jeden - dodawany codziennie To na pewno...