Epilog

14 2 0
                                    

Jeongguk odsunął firankę w kuchni, aby wyjrzeć na zewnątrz. Delikatny uśmiech widniał na jego ustach, kiedy obserwował przez okno, jak brunetka staje przy wysokim, sięgającym niemal do obojczyków drewnianym płocie. Wspięła się na palcach i sięgnęła ręką w dół, aby pogłaskać dużego psa. Przypominający pierzastą, puchatą chmurkę zwierzak wsparł się przednimi łapami o poziomą deskę i zaczął łasić się do jej dłoni, z wywieszonym językiem i przymkniętymi oczami prosząc o pieszczoty za uszami.

Yeri szybko zsunęła z ramienia swoją torbę i zawiesiła ją na płocie, aby jej nie przeszkadzała, gdy drapała go tam, gdzie najbardziej chciał. Lubiła tego psa; zawsze, gdy tu przyjeżdżali, witała się z nim i potem żegnała przy wyjeździe. Należał do sąsiadów, ale traktował ją jak swoją.


Jeongguk nawet stąd widział jej szczery, szeroki uśmiech. Zza uchylonego okna dochodził uroczy, słodki chichot.

— A ty co tu jeszcze robisz?

Jeongguk nagle stężał, poprawił firankę i odwrócił się, jakby robił właśnie coś złego, a mężczyzna przyłapał go na gorącym uczynku.

— Ja, yyy... — Niemal panicznie splótł palce za plecami i wyprostował się. Mimo to dalej wyglądał niepewnie i wręcz zabawnie uroczo, zwłaszcza z zaczerwienionymi policzkami.

— Mówiłem, że możecie już poczekać na zewnątrz, tylko skoczę po klucze do auta. — Hojin machnął kluczykami przyczepionymi do grzechoczącego breloczka. Jeongguk wpatrzył się na moment w kiwające się na boki różnego rodzaju ozdoby, a potem jakby wyrwał się z transu. Spojrzał na siwiejącego mężczyznę.

— Ja... — znów zaczął, usiłując ukryć swoje zdenerwowanie. Nabrał głębiej powietrza. — Właściwie mam pewną sprawę i chciałem być z panem sam na sam.

Pan Choi uniósł brew, ale nie dyskutował. Odłożył kluczyki na stół i oparł się o krzesło, dając mu znać, że zamienia się w słuch. Wskazał na drugie siedzisko, ale Jeongguk grzecznie odmówił ruchem głowy.

— O co chodzi, Jeongguk? — zapytał poważnie. — Martwisz mnie takim zachowaniem, mów, co jest — roześmiał się, aby jakoś pozbyć się stresu, który nieumyślnie przejął od chłopaka swojej córki.

Policjant lekko skulił się w sobie, szukając odpowiednich słów. Dla Hojina wydawał się teraz taki... nieśmiały. Przypominał mu jego syna, kiedy ten pytał go, co powinien założyć na pierwszą randkę. Albo najstarszą córkę, gdy zapodawała mu pomysł na wyjazd na studia za granicę. W obu przypadkach starał się ich zrozumieć, wejść w ich buty i zapewnić, że będzie ich wspierał. Teraz też nie zamierzał robić wyjątków, zwłaszcza że ciekawiło go, co takiego chodziło po głowie Jeonggukowi.

Brunet w końcu ciężko odetchnął i w przypływie odwagi spojrzał Hojinowi w oczy.

— Chciałbym oświadczyć się Yejin — oznajmił bez zająknięcia. — Dlatego proszę pana o zgodę — dodał już mniej śmiało i pochylił głowę, spuszczając wzrok z mężczyzny. Serce mu się ścisnęło, gdy z jego strony słyszał jedynie milczenie. Zaszedł już jednak do tego momentu, więc nie chciał się teraz wycofać. — Bardzo mi na niej zależy i obiecuję, że będę ją chronić — kontynuował i położył dłoń na sercu, czując na sobie badawcze spojrzenie Hojina. — Jeśli kiedykolwiek dopuszczę do sytuacji, w której będzie jej grozić niebezpieczeństwo, a ja zawiodę, już nigdy nie przyjadę i nie pokażę się na oczy.

BTS || One more ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz