Rozdział 18

42 2 0
                                    


Alex

-Masz brata?- zapytała zdezorientowana.
-Miałem- zaznaczyłem.

Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale od razu je zamknęła.

-Nie chcę o tym gadać- powiedziałem, a ona kiwnęła głową na znak, że się zgadza.

Skąd w niej wyrozumiałość?
Skąd w niej dobro skoro nikt nigdy jej nie pokazał, że jest czegoś warta?

Po chwili zauważyłem jak się ubiera.

-Wychodzisz gdzieś?- zapytałem.
-Tak, wrócę za 20 minut- odpowiedziała.
-Gdzie idziesz?- zapytałem.
-Na cmentarz- mruknęła.
-Chcesz żebym poszedł z tobą?- rzuciłem.
-Nie- odpowiedziała od razu.

Odwróciła się, ale ją zatrzymałem.

-Weź telefon- rzuciłem podając jej urządzenie.

Wzięła ode mnie telefon i włożyła go do kieszeni.
Chwilę po jej wyjściu zszedłem na dół i zauważyłem moją mamę, która była już spakowana.

-Co robisz?- zapytałem widząc jak ubiera buty.
-Zdecydowałam, że lepiej będzie jak teraz wyjadę. Wiem, że jesteś na mnie zły i nie będziesz ze mną do jutra rozmawiał. Taka jest moja decyzja i musisz ją uszanować- odpowiedziała.
-Nie pożegnasz się ze Stellą?- zapytałem.
-Czym szybciej wyjdę tym lepiej- odpowiedziała wzruszając ramionami.
-Powodzenia w pracy- rzuciłem przygryzając wnętrze policzka.
-Dzięki, Alex. Poradzicie sobie. Opiekuj się Stellą- odparła.
-Chyba ona mną- szepnąłem ledwie słyszalnie.

Uśmiechnęła się lekko i wyszła ciągnąc za sobą wielką walizkę.

Tak po prostu.
Wyszła.

Zamknąłem dom i wyszedłem w poszukiwaniu Stelli.
Wiem, że gdy gdzieś wychodzi idzie ślimaczym tempem, więc na pewno szybko ją znajdę.
Po kilku minutach zauważyłem jak wchodzi na cmentarz i od razu ruszyłem za nią.
Usiadła na trawie przed grobem swojej mamy i spojrzała na wygrawerowany napis na nagrobku.

-Cześć, mamo- rzuciła cicho.

Jej głos się łamał, a ja byłem pewny, że zaraz się rozpłacze.

-Nadal jestem na ciebie zła. Za to, że mi nie wierzyłaś. Bił mnie, groził mi, wyzywał, poniżał i dotykał. Kochałaś tego sukinsyna, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Nie chcę mówić „a nie mówiłam?", ale widzisz teraz jak to się skończyło... Zabił cię odbierając mi najważniejszą osobę w moim życiu. Nigdy nie czułam się, aż taka samotna. Mam wrażenie, że wszyscy są przeciwko mnie i pragnęliby tylko, by nie było mnie na tym świecie. Jedynie Alex i Selena o mnie dbają. Gdyby nie oni byłabym już obok ciebie...- powiedziała.

Skubała trawę obrastającą nagrobek co jakiś czas pociągając nosem.
Widziałem jak ją to uspokajało.

Po kilku minutach wstała.
Otrzepała się z trawy i żegnając się po cichu odwróciła się.
Jej oczy napotkały moje, a na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie.

-Mówiłam, że chcę być sama- warknęła.
-Bałem się o ciebie- odparłem.
-Myślałeś, że poszłam się zabić?- zapytała z kpiną.
-Zawsze jak chcesz być sama dzieje się coś złego- powiedziałem
-Nie tym razem- rzuciła nawet na mnie nie patrząc i wyminęła mnie w kierunku wyjścia z cmentarza.

Po paru sekundach byłem już obok niej i szliśmy równym krokiem.

Chodzi naprawdę wolno.
Ciężko ją nie dogonić.

-Czego chcesz?- zapytała poirytowana.
-Zaprowadzić cię do domu. Mojej mamy już nie ma- odpowiedziałem.
-Przecież miała wyjechać jutro- odparła zatrzymując się i patrząc mi w oczy.

Też się zatrzymałem i głośno westchnąłem.

-Powiedziała, że chyba lepiej będzie jak już wyjedzie. Spakowała torby i wyszła- powiedziałem spuszczając wzrok.
-Myślałam, że się z nią pożegnam- odparła cicho i spuściła głowę w dół.
-Wiem- rzuciłem.
-Wychodzisz gdzieś dzisiaj?- zapytała po chwili ciszy.
-Tak. O 19:30 wychodzę- odpowiedziałem.
-Okej. Wracajmy do domu- zaproponowała.
Kiwnąłem głową, a następnie wyszliśmy z cmentarza i ruszyliśmy chodnikiem w stronę domu.

Szliśmy tak w ciszy.
Niestety musiałem iść zdecydowanie wolniej niż chodzę zazwyczaj, bo Stella uwielbiała ślimacze tempo.

-Wrócę późno, więc nie czekaj na mnie. Możesz na spokojnie zamknąć drzwi. Ja mam swój klucz- powiedziałem.
-Okej- mruknęła.

Po około 10 minutach byliśmy już w domu.
Była już 16:00, więc Stella poszła robić obiad.

-Pomóc ci w czymś?- zapytałem.
-Nie, poradzę sobie- odpowiedziała od razu, więc położyłem się na kanapie w salonie i włączyłem telewizje.

Po około 30 minutach Stella weszła do salonu z dwoma talerzami pełnymi jedzenia.

-Widzę, że nie będzie głodzenia bez mojej mamy w domu- odparłem śmiejąc się.
-Oczywiście, że nie. Regularne karmienie musi być- rzuciła cwanie się uśmiechając.

Usiadła obok mnie i postawiła talerze na stoliku przed nami.

~~~~~~~

Oglądaliśmy telewizje do czasu, gdy wybiła godzina 19.

-Będę się zbierał- oznajmiłem wstając z kanapy.
-Wrócisz w nocy, tak?- zapytała.
-Tak, myślę, że coś około 2:00 będę w domu- odpowiedziałem i ruszyłem na górę.

Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do torby, założyłem na siebie czarną bluzę i zszedłem na dół.
Pod czujnym okiem Stelli ubrałem buty.

-Masz walkę?- zapytała pewnie.

Wyprostowałem się patrząc na nią z góry, bo różnica wzrostu pomiędzy nami była naprawdę duża.

-Tak- odpowiedziałem.
-Uważaj na siebie- rzuciła i odwracając się wróciła na kanapę.

Uniosłem lekko kącik ust i żegnając się wyszedłem z domu.
Wsiadłem do swojego samochodu rzucając torbę na tylne siedzenia.
Wyprostowałem się i odpaliłem silnik.

Dziś jest mój dzień.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

It's just meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz