Anna
Mimo wszystko dzień zleciał nam dość szybko. Indiana na koniec liczyła pieniądze w kasie by móc je rozliczyć, miałyśmy dziś aż dwóch klientów. Ja natomiast sprzątałam podłogę i trochę wystawiałam dostarczone dziś towary.
-Idziesz dziś do ojca? - zapytała dziewczyna po chwili ciszy przysuwając mi dzisiejsze rachunki do podpisu.
-Tak, zaraz jak tylko zamknę, zgarnę jeszcze ciasto z góry.
Pieczenie i czytanie to moja największa pasja i ulubione zajęcia. Zawsze gdy czułam się zdenerwowana lub przybita, a przy mojej pracy praktycznie codziennie, piekłam.
-A może mogłabyś sobie odpuścić, brat zabiera mnie do jednego z barów podobno śpiewają tam i tańczą, mogłabyś odpocząć.- mówiła to w bardzo przejęty sposób, wiem jak nie lubiła tego, że spędzam sama każdy dzień.
-Dzięki, naprawdę doceniam. Wiesz jednak, że nie mogę tego zrobić, mój tata nie ma obiadu, jutro jedzie do Londynu, a ja muszę zrobić pranie i takie tam. - wzdycham.
Ona tylko potakuje i zaczyna się zbierać. Rozmawiamy jeszcze chwile o zwykłych sprawach po czym ona wychodzi. Ja również gaszę światła, sprawdzam zamki i wychodzę z ciastem w ręku i siatką produktów z domu. Nie posiadam samochodu, ani innego środka transportu więc zostaje mi prawie pół godziny drogi do rodzinnego domu pieszo.Znam ją tak dobrze, że mogłabym tam dotrzeć z zamkniętymi oczami. Gdy jestem na miejscu mam lekki problem by przy obu zajętych rękach otworzyć drzwi, ale udaje mi się i po chwili jestem w środku. Mój rodzinny dom jest nie tyle mały jak wąski, jest krótki korytarz, obok schody na piętro, tam jest mój dawny od lat nie używany pokój, sypialnia rodziców i strych. Wchodząc w głąb domu docieram do kuchni, odkładam rzeczy na stół i zaglądam do małego saloniku gdzie na fotelu dostrzegam figurę taty. Jest wysokim dobrze zbudowanym mężczyzną. Głowę ma lekko odchyloną do tyłu, ręce splecione na brzuchu, a nogi wyciągnięte przed sobą. Nie jestem pewna czy śpi, dlatego spokojnym i niezbyt głośnym tonem informuję go, że już jestem.
-Wiem, słyszę, a teraz nie hałasuj bo słucham radia. - burczy w odpowiedzi.
Przytakuje i wracam do kuchni, opieram się o blat i gryzę w język. Mój tata nie zawsze taki był, jak na policjanta umiał zachować swoje dobre serce. Jednak, gdy zmarła moja mama, jak miałam 18 lat, zmienił się w dość opryskliwego, ponurego i zrzędliwego starca, który mnie traktował z dużym dystansem i chłodem. Mama była bardzo chora i kilka ostatnich chwil spędziła w łóżku. Obiecałam jej, że nie opuszczę taty i zawsze będę mu pomagać. Mama wiedziała, że sobie nie poradzi. Szkoda, że nie zmusiła go do takiej obietnicy wobec mnie. Po latach po prostu się przyzwyczaił, że byłam jego służącą, a nie córką. Dlatego, gdy mama zmarła zostawiając mnie sporo pieniędzy na funduszu, kupiłam swoją część budynku w innej dzielnicy i otworzyłam kwiaciarnie. To było jej największe marzenie, zawsze w dzieciństwie opowiadała mi jak kiedyś będzie tam pięknie i jaka będzie tam szczęśliwa. To ona zaszczepiła we mnie miłość do kwiatów i to dzięki tym wspomnieniom jeszcze się trzymam w całości. A ja po prostu potrzebowałam miejsca by być sama.Mój tata bardzo lubi również wypominać mi, że nadal nie mam męża czy narzeczonego i żadnych przyjaciół. No poza Indianą, ale on jest zdania, że przyjaźni się ze mną bo jej płacę. A nie mam ich bo według niego nie jestem wystarczająco dobra dla nikogo i nikt mnie nie chce. W tych najbardziej trudnych dla mnie chwilach pozwalam by te myśli mną zawładnęły i wtedy płaczę w poduszkę. Stojąc przy kuchennym stole nie zdawałam sobie sprawy, że przygryzam wargę dopóki nie poczułam smaku krwi. Tik z młodości ciągnący się za mną do dziś, zawsze w stresujących sytuacjach. Odrzuciłam te myśli i zabrałam się za obowiązki. Najpierw musiałam zrobić obiad na dziś i jutro, a także śniadanie na jutro dla taty. Jutro z rana jest potrzebny w Londynie i wróci pewnie późnym wieczorem będzie musiał tylko podgrzać sobie kolacje. Gdy posiłek kończy się gotować idę na górę, drzwi do mojego pokoju są zamknięte i od mojego odejścia raczej nigdy nie otwierane. Mijam je szybko, jakbym się bała, że coś wciągnie mnie tam znów do środka i idę do pokoju taty. Ściągam pościel z łóżka, zabieram inne brudne rzeczy by przejść z nimi do łazienki, tam zalewam je wodą i szybko piorę. Co akurat nie jest dobrym pomysłem bo moje zbolałe dłonie przy kontakcie z dużą ilością wody i płynu pieką aż prawie lecą mi łzy. Wyciągam mokre rzeczy i schodzę z nimi na sam dół do małej kotłowni gdzie stoi piec, dorzucam trochę węgla bo tata uważa, że jemu jest zawsze ciepło, ale nie mogę pozwolić by zamarzł. Rozwieszam pranie i wracam do kuchni. Obiad jest akurat gotowy, więc nakładam tacie porcję, informuję go ,że podałam do stołu i wracam na górę by skończyć porządki. Prasuję mundur, szykuję mu tęczę do pracy, ścielę łóżko, zamiatam i schodzę na dół. Zegar w kuchni wskazuje 20 wieczorem i czuję jak dopada mnie zmęczenie. Tata nadal siedzi przy stole mimo, że ma pusty talerz, nalewam sobie wody i siadam obok.
-Jak minął ci dzień? -pytam by zabić czas.
-Dobrze.-odpowiada nawet na mnie nie patrząc.
-Zrobiłam pranie i zmieniłam ci pościel, a także wyprasowałam mundur, a gotowa teczka leży na komodzie.- informuje go, chociaż wie to wszystko bo działamy podobnie od lat.
On znów tylko lekko kiwa głową i zaczyna wstawać.
-Jadłaś obiad?- pyta wskazują swój talerz , a mnie robi się ciepło, to jedna z niewielu sytuacji, gdy mogę liczyć na jakieś ojcowskie zachowanie.
-Nie. - odpowiadam i chce zabrać jego talerz, a on zerka na moje poranione dłonie.
-Gdybyś miała męża nie byłoby tego wszystkiego- mówi tym swoim tonem jakby mną gardził.
-Tak. Ale nie zamierzam rzucać się na pierwszego lepszego pijaka jakiego spotkam.- odpowiadam spokojnie.
-Nie wiadomo czy i to by wypaliło- burczy i podnosi się. Wzdycham tylko, a on dodaje.
-Zjedź, zmyj naczynia i idź odpocznij do domu.- jego ręka niepewnie dotyka mojego ramienia i wraca do salonu.
Pewnie by posłuchać wieczornego meczu. Zostaje sama w kuchni z myślami. Muszę się uspokoić. Więc robię co mówił, zjadam małą porcję, myje wszystko, jeszcze raz sprawdzam ile dziś zrobiłam i wchodzę do salonu.
-Wszystko masz w lodówce na jutro, mundur wisi na szafie. Czy mam jutro przyjść? - pytam go.
-Nie trzeba, i tak wrócę wieczorem. Ale w środę zrób większe zakupy bo mam pustki. -wypomina mi, a ja kiwam głową.
-W lodówce zostawiłam ciasto, dobranoc tato. - mówię i wychodzę z domu.
Pukam jeszcze do sąsiadki obok i proszę by przypilnowała, że tata wyjdzie na poranny pociąg. To miła kobieta i czasem mi pomaga. Na dworze jest już mocno ciemno, a powietrze jest chłodne. Otulam się szczelniej szalem i przedzieram się przez ulice miasteczka. Słyszę mężczyzn rozmawiających o Peaky Blinders. Tak, Peaky Blinders. Grupa, mafia, nie jestem pewna jak ich określić. Na pewno wiem, że rządzą miastem, a właściwie, że przewodzi nimi rodzina Shelby. Trzech braci, siostra, ciotka, młodszy brat oraz grupa wielu innych mężczyzn. Nie miałam z nimi wielu styczności co w sumie mnie cieszy. Nie tak, że się ich boję. Wiem po prostu, że taka niewidoczna i zbędna kobieta jak ja nie ma dla nich znaczenia, a ja nie mam potrzeby by to zmienić. Mój tata jeszcze pracując tutaj parę razy miał z nimi zatarcia, bo prowadzą jakieś nielegalne interesy, ale nie było nic wielkiego i teraz właściwie są mu obojętni. Przyspieszam kroku bo chce jak najszybciej znaleźć się w domu. Może coś upiekę, poczytam i położę się do łóżka, by jutro zacząć od nowa. Jednak spokój nie jest mi dany. Widzę jak grupka jakiś starszych facetów rzuca czymś w okna mojej "Dahli". Biegnę tam i zaczynam krzyczeć, drzwi są wybite, tak samo jak jedna szyba. Wrzeszczę na nich, a jeden łapie mnie i przewraca. Klnę i próbuję się podnieść. Słyszę jakieś gwizdy i wrzaski, a po chwili kilku policjantów przegania tych facetów, dostrzegają też mnie i pomagają wstać. Muszę podziękować tacie, mimo moich ciągłych próśb by tego nie robił, zostawił kilku policjantów przy mojej kwiaciarni.
____________________________________________
Witam i przedstawiam kolejny rozdział. Niedługo pojawi się nasz sławny Tommy i nawet będzie jego 'pov'. Chętnie dowiem się co myślicie, o rozdziale czy naszej głównej bohaterce.
Gwiazdkujcie, komentujcie, motywujcie.
Do następnego xoxo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?