Tommy
Siedzę w swoim gabinecie. John i Arthur siedzą przede mną, a Lizzie Stark stoi w rogu. Nie planowałem zatrudniać jej na dłużej,ale zgadzam się z Johnem, zasłużyła na lepsze życie, udowodniła też swoją lojalność.
-Dobrze Lizzie. Zaczniesz od jutra. -mówię i wypisuje jej umowę. - Podpisz i idź do Michaela uzgodnić wypłatę.
Dziewczyna zabiera dokument, uśmiecha się i wychodzi. Wszystko byłoby w porządku,ale w progu mija się z Anną. Po jej zdziwionej minie od razu wiem co myśli.
-Dzień dobry - Anna wita wszystkich.
-Cześć mała. -John się uśmiecha,a Arthur kiwa głową.
-Co tu robiła Lizzie? Patrząc na wasze miny chyba się nie sprawdziła. - mówi i podchodzi do mnie.
-Nie była w tej sprawie - uśmiecham się i łapie ją za ręke. - Co ty tu robisz?
-Będzie tu pracować, jako sekretarka. - wcina John.
-Mhm. Nie wiedziałam,że ma kwalifikacje. Chyba,że te które ma wam wystarczą. - jej ton jest znaczący i mimo wszystko bawi mnie jej zazdrość.
-Będzie tylko pisać za mnie listy, umawiać spotkania i takie rzeczy. - uspokajam ją.
-Nieważne. - wzrusza ramionami. - Chciałam tylko powiedzieć,że kupiłam sukienkę na to wydarzenie jutro.
-Tak? Jaką? - zerkam na nią.
-Zobaczysz jutro. - nachyla się i całuje mój policzek.
Raczej nie okazujemy uczuć publicznie, bardzo tego nie lubię,chłopaki zerkają na nas zdziwieni. Anna musiała dostrzec ich miny bo też się zmieszała.
-Chciałam podziękować. -rumieni sie. - Została mi reszta..
-Zachowaj, a teraz idź do pracy. Dekoncentrujesz wszystkich.
Uśmiecha się i wychodzi, sam też nie umiem ukryć uśmiechu. John rzuca jakiś głupi komentarz,ale szybko go ucinam.
Reszta dnia mija szybko i pomyślnie. Wracam do domu później niż ostanio,ale Anna i tak na mnie czeka. Gramy partyjkę szachów poczym każdy z nas idzie spać.
Następnego dnia od rana nadzoruje wyjazd Championa na zawody, później jestem w biurze. Do domu wracam na chwile, biorę kąpiel i się przebieram. Anna jest u siebie i wiem,że też się szykuje. Wychodzę jeszcze do fabryki by zatwierdzić kilka spraw. Gdy wracam jest popołudnie i musimy się zbierać.
-Annie! - wołam - Wychodzimy.
Gdy jednak nie pojawia się idę sam do niej. Ostro otwieram drzwi, już prawie jesteśmy spóźnieni. Jednak na jej widok zapiera mi dech i szczęka opada.
Stoi na środku pokoju, w długiej i przylegającej sukin koloru szmaragdowego. Włosy upięła w kok, ma makijaż i szpilki. Wygląda jak z kolorowych magazynów.
-Ja.. - rumieni sie. - Czy tak jest dobrze? Trochę się wstydze. To nasze pierwsze wyjście razem i nie chce cie ośmieszyć.
Jak w ogóle mogła tak pomyśleć. Jest tak piękna,że nie zasłużyła by iść oglądać brudne konie i słuchać tych starych zebranych tam dziadów.
-Wyglądasz tak pięknie,że to mnie jest wstyd się z tobą pokazać. - zauważam i podchodzę bliżej.
Boje się,że to sen i zaraz zniknie.
-Chyba się nie doceniasz. Jesteś niesamowicie przystojny. - wyciąga do mnie dłoń.
Biorę ją za rękę i idziemy do samochodu.
Ruszamy z pod domu,a ona mi sie przygląda.
-Na pewno wyglądam dobrze?- nie słyszę już tej niepewności i wiem,że chce być po prostu komplementowana.
Nie mówię jej tego często,ale naprawdę uważam,że jest najpiękniejsza na świecie. W jakimkolwiek wydaniu.
-Wyglądasz tak pięknie,że przez cały czas masz być obok mnie. Już sam fakt,że oczy tych kretynów będą na tobie doprowadza mnie do wrzenia.
-Dobrze. - uśmiecha się. -Nie lubisz ich co?
-To banda zgredów, którym się wydaje,że wszystko wiedzą. - wywracam oczami. - Ale stawiają duże pieniądze i tylko to się liczy. Mam prośbę, rozpuść włosy.
-A co sie będzie tam działo właściwie? -pyta i spełnia moją prośbę.
-Cóź najpierw jest wyścig, później kolacja, licytacja kilku nowych okazów,ale na tej raczej nie będzie nic ciekawego i koniec. - wzruszam ramionami.
-Mhm. Champion ma szanse wygrać? - zerka na mnie.
-Oczywiście. Popatrzymy też na licytację. - biore jej dłon i całuje.
-Dlaczego zawsze całujesz moją dłoń w miesjcu pierścionka i obrączki? - pyta szeptem.
-Z szacunku. Do ciebie i naszego małżeństwa,że nadal je nosisz.
Anna już nic nie mówi. Dojeżdżamy na miejsce i prowadze ją do środka.
-Wyścig jest tam - wskazuje małą arenę. -Ale mamy jeszcze czas, chcesz drinka?
Zgadza sie i podchodzimy do baru.Anna prosi o coś delikatnego więc biore jej szampana,a sobie whiskey. Prowadzimy lekką rozmowę popijając,a potem przechodzimy na trybuny.
Wyścig zaczyna się dla nas średnio i Anna cały czas ściska moje ramie i szepcze jakieś motywujące słowa.
Ostatecznie jednak Champion zajmuje pierwsze miejsce i jedyne co słyszę to brzęk pieniędzy z wygranej i radość Anny. Przytula mnie i bije bardzo głośno brawo.
Prowadze ją do sali na kolacje. Mimo wszystko atmosefra jest miła, a moja żona świetnie sie odnajduje. Rozmawia ze wszystkimi, słucha, ma dobre maniery i widze jakie wywiera na nich wrażenie. Pod wieczór idziemy jeszcze na licytacje. Wiem jak Anna uwiebia konie dlatego nie mogliśmy przegapić takiej okazji.
Stanęła przy jednej z bramek akurat jak wszystko się zaczynało.
-Panie Shelby - słyszymy za sobą - Ważny telefon do Pana.
Jakiś młody chłopak stoi przed nami i wskazuje na pomieszczenie obok.
-Zaraz wróce. Nie ruszaj się stąd. - całuje ją we włosy,a ona potakuje.
Ide za chłopakiem do biura, odbieram telefon i słucham. Na szczęście to nic ważnego, mogę wrócić na miesjce.
Anna stoi tam gdzie ją zostawiłem. Staje za nią i opieram głowe na jej ramieniu. Rumieni sie i czuje jej ciepło.
-Coś sie stało? - pyta po chwili.
-Nie. - całuje ją za uchem. - Ale musimy się niedługo zbierać.
Wzdycha cicho i ogląda aukcje.
-Ten jest piękny - mówi i pokazuje na źrebaka z beżową maścią, który właśnie wszedł.
-Tak. Ale jest młody. - mówię.
-Wiem,ale piękny. - oczy jej błyszczą.
Nie mam serca jej odmawiać, jestem przy niej za miękki. Daje sygnał moim ludziom od licytowania i zabieram ją do wyjścia. Będzie miała niespodziankę.
Wsiadamy do samochodu, podaje jej szal z bagażnika, aby mogła się otulić i ruszamy.
-Bardzo dobrze sie spisałaś.-chwale ją.
-Dziękuje. - oddycha głośno. - Nie było tak źle,ale wiem czemu ich nie lubisz.
-Musimy jeszcze wstąpić do Garrisona. -Uśmiecham się
-Dobrze. Kilku z nich zachwycało się moją sukienkę. - gładzi ją.
-Tak słyszałem. Mają szczęście,że to były tylko krótkie zdania bo bym im szczęki połamał. - zaciskam palce na kierownicy.
-Uspokój się - wywraca oczami. -Ja jakoś nie grożę tym wszystkim kobietom wokoło ciebie.
-Ale jakbyś mogła pozbyć się Lizzie wiem,że byś to zrobiła. -żartuje z niej.
-Przestań. - uderza mnie w ramie. - Kupiłam tą sukienkę z myślą o Tobie. Raz wspomniałeś,że to twój ulubiony kolor.
-Wiem - uśmiecham sie - A wiesz dlaczego? Bo miałaś taki kolor sukienki na naszym pierwszym spotkaniu.
-Pamiętasz? -zerka na mnie.
-Jak mógłbym nie, śniłem o Tobie potem co noc. - zatrzymuje samochód i oboje wchodzimy do baru.
-Zostań przy barze. Zamów sobie co chcesz, ja zaraz wrócę. - mijam ją i wchodze do boksu.
Czekają juz tam na mnie John, Arthur i Michael. Omawiamy na szybko sprawy firmowe, nie mam ochoty tu z nimi siedzieć.
Nie słychać wielu głosów na zewnątrz więc chyba impreza się zmniejszyła.
Jestem w trakcie rozmowy z Johnem, gdy za drzwiami słychać jakieś krzyki.
-Czy to Anna? - pyta Arthur.
Szybko wstaje, a oni za mną. Otwieram drzwi i skanuje bar. Faktycznie nie ma wielu ludzi. Moja żona stoi przy barze jak ją prosiłem, obok niej jakiś tłusty niski pijany facet i próbuje ją do siebie przyciągnąć.
Widze jak sie opiera i jak jej niewygodnie.
Wyciągam broń i do nich podchodzę. Staje za nim i przykładam mu do głowy pistolet.
-Odsuń się od mojej żony,albo cie stąd wyniosą na noszach. - mówie spokojnie.
Mężyzczna szybo sie orietntuje co sie dzieje i Artur pomaga mu wyjść.
-Czy on sie właśnie zeszczał? - John wskazuje na jakąś plamę, a Anna z obrzydzeniem staje dalej. - Cholera Mała to nie jest miejsce dla ciebie. Nie w tym stroju.
Ma racje, Garrison nie jest podrzędną miejscówką, zwłaszcza po remoncie. Ale nie brakuje tu brudnych pijanych kretynów.
-Wypijemy kolejkę za Johna i pojedziemy do domu. - mówię jej.
-A coś sie stało?- Anna zerka na niego.
-Esme właśnie urodziła! -cieszy się.
-Gratulacje! - Anna go przytula,a ja przypominam im,że też tu stoje.
Wypijamy po kilka drinków, gdy dołącza Arthur,a później ich żegnamy i jedzemy do domu.
-To takie szczęście,że Esme urodziła. - klaszcze Anna w dłonie. Jest troche pijana.
-Chyba tak. -skupiam się na drodze.
-Ale to też przerażające. Wiedziałeś,że kobieta może się obsrać podczas porodu,albo może cały tyłek rozerwać! - gestykuluje coś w powietrzu.
-Nie. Mężczyźni nie biorą w tym udziału. - wysiadam i otwieram jej drzwi.
Wysiada,ale opiera sie o maskę auta. -To był dobry wieczór. Dziękuje ci.
Podchodzę do niej i kłade dłonie na jej szczęce, delikatnie głaszcząc.
Patrzymy sobie w oczy aż Anna unosi sie na palcach i mnie całuje. Najpierw delikatnie,ale szybko przyciągam ją bliżej. Nasze języki walczą ze sobą,ale ona zawsze mi sie poddaje. Nagle Anna robi coś niespodziewanego i jej dłoń masuje mnie przez spodnie. Jęcze jej w usta, od dłuższego czasu nikt poza mną go nie dotykał i jej niepewna dłoń działa od razu.
-Tommy - mruczy - Mówiłeś,że jak poprosze..
-Nie.. -ściska moje krocze - Nie tutaj,w pokoju.
Od razu wchodzimy do domu, a potem do mnie do pokoju. Nie różni się od tego Anny, mam tylko większe łóżko i kilka rodzinnych zdjęć.
-Ładnie - mówi rozglądając się.
-Obejrzysz sobie jutro. Chodź tutaj. - ciągnę ją do siebie.
Chichocze i odwraca się tyłem. - Zamek. - prosi.
Odpinam go powoli,a mój oddech przyspiesza. Czuje jakbym rozpakowywał wymarzony prezent. Tyle czasu kusiła mnie tymi skąpymi koszulami, przygrazała wargę, rumieniła się, wzdychała czytając te swoje romanse. Koniec. Teraz będzie należeć tylko do mnie.
Sukienka opada na podłogę,Anna z niej wychodzi i sie obraca. Jej bielizna jest delikatna ale sensualna i wiem,że dłużej nie wytrzymam.
Znów się całujemy i łapczywie ściągam z niej reszte ubrań. Odsuwam ją troszkę by ją obejrzeć.
-Nikt nigdy - rumieni sie - Nikt mnie nie widział takiej.
-I nikt już Cie kochanie poza mną nie zobaczy. - przypominam jej. -Moja Annie.
Kłade ją na łóżko na plecach i widze jak drży. Rozbieram się sam i od razu ją nakrywam swoim ciałem. Wchodzę w nią, jestem zbyt gotowy i wiem,że ona też.
Jest to pełna przyejmności i miłości noc. Już wiem,że nigdy nie przestane kochać tej kobiety w każdym tego słowa znaczeniu.
——————————————
Witajcie! Dziękuje za każdą aktywność pod poprzednimi rozdziałami. Widzę, ze te dłuższe się wam bardziej podobają, mają większe zainteresowanie ;)
Przepraszam, jeśli pojawią się błędy, ale nie miałam możliwości sprawdzenia.
Chętnie poznam co myślcie. Gwiazdkujcie i komentujcie. Do następnego xo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?