Rozdział 45.

405 16 0
                                    

Anna 

Przez kolejne dni Tommy starał się być częściej w domu. Wychodził rano, ale wracał zawsze koło południa i spędzaliśmy czas razem. Zaczęliśmy też rozmawiać o przygotowaniach pokoiku dla Charliego. Polegało to głównie na tym, że ja pokazywałam mu jakieś swoje pomysły, a on praktycznie zawsze przytakiwał. Fran pomogła sprzątnąć jeden z wolnych pokoi na przeciw naszej sypialni, a ludzie Tommyego mieli go odmalować. Wtedy zaczniemy składać meble i ozdabiać go. Tommy wrócił dziś wcześniej, wyszedł z samego rana, ale wrócił jeszcze przed południem. Czułam się dziś nieswojo, taka osamotniona. Nie chciałam zawracać mu głowy, ale ta dziwna pustka nie dawała za wygraną. Wzięłam kilka katalogów z rzeczami dla dziecka i zapukałam do jego gabinetu.
 -Tak? - odparł po chwili.
-Mogę? - weszłam do środka i stanęłam przed nim.
-Cześć Annie. Co się dzieje? - zmarszczył brwi.
Stał przy biurku i opierał ręce o fotel. Czytał jakieś papiery.
-Mogę z tobą posiedzieć? Nie będę przeszkadzać. - wskazałam na kanapę z drugiej strony pokoju.
-Oczywiście. Jak się czujesz? - zajął swój fotel i na mnie spojrzał.
-Dobrze. Po prostu jakaś melancholia mnie dopadła. - wzruszyłam ramionami.
Kiwnął głową i wrócił do czytania papierów. Usiadłam na kanapie z nogami zgiętymi z jednej strony i chwyciłam jeden z magazynów. Pozostałe zostawiłam na stoliku obok. Długopisem zaznaczałam interesujące mnie rzeczy by później mu je pokazać. Nikt z nas nic nie mówił i było słychać tylko nasze spokojne oddechy. Cisza była przyjemna i czułam się bardziej zrelaksowana. Rozległo się ciche pukanie i do środka weszła Jean. Tommy uniósł na nią wzrok na sekundę bo zaraz wrócił do pisania.
-Mam dla Pani owoce. - podała mi speszona miskę i zaraz wyszła.
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się.
Ostatnio mam straszną ochotę na kwaśne. Najlepiej sprawdzały się jabłka, pomarańcze i plasterki cytryny. Byłam pochłonięta czytaniem jakiegoś artykułu o stosowaniu świec w pokoju dziecka i jedzeniem moich owoców nawet nie poczułam, że Tommy mi się przygląda. Dopiero jak otworzył okno i odpalił papieros zerknęłam na niego. Stał przy oknie w koszuli i kamizelce, jedną rękę miał w kieszeni, a drugą trzymał papieros.
-Co jesz? - wypuścił dym.
-Co? - zlizałam nadmiar soku pomarańczy z palców.
-Marszczysz tak uroczo nos, to mnie rozprasza. - uśmiechnął się.
 -Och. - zarumieniłam się mimowolnie. - Mam straszną ochotę na kwaśne. - wskazałam na miskę owoców na swoich kolanach.
-Myślałem, że nie lubisz takich smaków?
-Tak. Ale Charlie zdaje się ich potrzebować. - wzruszyłam ramionami i zjadłam całą cząstkę cytryny. Tommy udał, że się wzdryga, a po chwili wrócił do swoich zajęć.
Minęło może dwadzieścia minut, a znów rozległo się pukanie do gabinetu. Tym razem w progu stanęła Fran.
-Pani Shelby. - stanęła przede mną. - W holu czeka Pan Michael Grey. Wpuścić go?
-Do mnie? - spojrzałam na Tommyego, ale on również wydał się zdziwiony.
-Tak powiedział.
-Niech tutaj przyjdzie. - odparł Tommy. Fran kiwnęła głową, a ja oddałam jej swoją miskę. W ręku nadal miałam ostatni kawałek pomarańczy. Po chwili do gabinetu rzeczywiście wszedł Michael.
-Tommy - kiwnął do mojego męża głową i zaraz spojrzał na mnie. - Cześć Anna.
-Cześć, siadaj. - wskazałam głową na miejsce obok siebie.
Zrobił to i podał mi jakąś teczkę. Nadal jednak miałam brudne ręce.
-Co to?
-Zrobiłem podsumowanie wszystkiego co sobie życzyłaś na zbliżający się wyścig. Sprawdź czy nic nie pominąłem.
Oczy mi się zaświeciły. Rzeczywiście, ostatnio postanowiłam zorganizować wyścigi konne połączone ze zbiórką dla sierocińca. Takie dwa w jednym.
-Masz może chusteczkę? - zerknęłam na niego. Sok z trzymanej pomarańczy zaczął mi cieknąć po dłoni.
-Nie. - odchrząknął blondyn.
-Tommy.. - szepnęłam. Ale on już był obok mnie. Zjadł ostatni kawałek i białą serwetką wytarł moje palce. Podziękowałam cicho, a on ucałował mnie w czoło. Przechwyciłam teczkę i zajrzałam do środka. Dokumenty raczej się zgadzały. Uśmiechnęłam się, dobra robota.
-Jest w porządku. Bardzo ci dziękuje. - spojrzałam na mężczyznę obok.
-Żaden problem. To wezmę się za dalsze działania. - chciał już wstać.
-Tylko pamiętaj. Przy tworzeniu listy gości. - pokazałam na omawiany dokument.  -Musisz dopisać siebie i mnie, aby nie pomylić się w ilości.
-Siebie już tam wpisałem. Ale nie wiedziałem, że będziesz też ty.
Zmarszczyłam brwi. A czemu miałoby mnie nie być?
-Jak to?
-Moja mama mówi, że musisz o siebie dbać. Myślałem, że rezygnujesz. - wzruszył ramionami.
-Dlaczego miałabym? - irytowałam się. - Przecież nic mi tam nie będzie.
-Tak tylko założyłem.
-Jeśli kiedyś miałabym zrezygnować na pewno powiem ci o tym przed samym planowaniem. Nie musisz nic sam zakładać. - dodałam ostrzej.
 Michael zmarszczył brwi i widziałam jak chce coś powiedzieć, ale donośne chrząknięcie Tommyego sprawiło, że tylko kiwnął głową i wstał.
-Masz racje. Przepraszam. Zaraz dopiszę cię na samej górze listy. - zerknął na Tommyego. - Waszą dwójkę?
-Wpisz, że będzie z towarzyszem. Jak nie ja, to John lub Isaiah. - odparł Tommy nie patrząc na niego.
-Jasne. To jesteśmy w kontakcie tak? - zerknął na mnie.
-Tak. Do zobaczenia. - pomachałam mu.
Uśmiechnął się i wyszedł. Opadłam na kanapę.
-Byłam za ostra? - zerknęłam na męża.
-Nie. - przekładał jakieś dokumenty. -Jest zbyt zuchwały. Należy mu się czasem reprymenda.
Kiwnęłam głową. Może tak. Chwyciłam kolejny magazyn i chciałam zająć się czytaniem, ale do gabinetu znów ktoś zapukał, Fran weszła do środka.
-Pani Shelby.. - zaczęła, a mój mąż się zaśmiał.
-Jesteś dziś tak rozchwytywana. - zażartował.
-Ja zawsze jestem zajęta. Tylko ty rzadko poświęcasz mi uwagę. - pokazałam mu język i zwróciłam się do Fran. - Tak?
-Przyszły zamówione przez Panią suknie. Zanieść je do sypialni?
-Tak. - westchnęłam i oparłam dłoń na brzuchu. Robił się coraz bardziej widoczny i musiałam zaopatrzyć się w większe rozmiary. To mnie jakoś smuciło.
-Co to za sukienki? - zainteresował się mój mąż.
-Dla słonia. - mruknęłam posępnie. Tommy zmarszczył brwi i spojrzał na Fran.
-Na większy rozmiar. Pasujące do brzuszka. - odparła radośnie kobieta.
-Będę gruba. - jęknęłam i opadłam na kanapę. Tommy się zaśmiał i do mnie podszedł.
-Może pójdziemy do sypialni razem. - złapał mnie za dłonie. - I poprzymierzasz je dla mnie?
Spojrzałam na niego. Błądził mu na ustach mały uśmiech. Zerknął na Fran i dał jej znak do wyjścia. Gdy już wyszła usiadł i pociągnął mnie na swoje kolana.
-Co? - spochmurniałam.
-Kocham cię Annie.- ucałował mnie w szyje.
-Kocham cię mocniej. - mruknęłam, ale mimowolnie się zaśmiałam. Resztę dnia spędziliśmy w sypialni. Najpierw przymierzając różne ubrania, a później pozwalałam mu je z siebie zdjąć.
*
Zaczynałam właśnie piąty miesiąc i mój brzuszek był już coraz większy. Piersi też miałam coraz cięższe i w każdej chwili mogło zacząć lecieć z nich mleko. Coraz trudniej też mi się spało. Siedziałam akurat w bibliotece i rozmawiałam z Julią. Nie dzwoniła często, ale starałyśmy się utrzymywać jakiś kontakt. Miałam ją i dzieci odwiedzić na dniach, ale z powodu ciąży ja i Tommy uzgodniliśmy, że to nie będzie najlepszy pomysł. Na koniec zamieniłam jeszcze kilka słów z Isabela i pożegnałam ich.
Wyszłam z pokoju z zamiarem znalezienia męża. Pod jego gabinetem stała Jean ze zmartwioną miną.
-Coś się stało? - podeszłam do niej.
-Pan Shelby jest zły. - mruknęła cicho. Przewróciłam oczami. Ostatnio ciągle się złościł. Mieli jakieś problemy z firmą, przez co mało spał i dużo pił.
-Nie przejmuj się. - pogłaskałam ją po ramieniu. - To nie jest twoja wina.
Uśmiechnęła się lekko i za moim pozwoleniem wróciła do swoich zajęć. Stałam pod jego drzwiami nasłuchując. Mruczał coś pod nosem i przeklinał. Pewnym krokiem weszłam do środka.
-Banda idiotów! Kretynów! - rzucał akurat jakimiś papierami.
-Thomas. - stanęłam przy drzwiach.
-O co chodzi, ey?! - zrzucił z biurka lampkę.
-Co ty wyczyniasz? - rozejrzałam się po pomieszczeniu.
-Anna. Jestem zajęty. - rzucił ostro.
-Chciałam tylko powiedzieć, że zaraz muszę jechać do Londynu do lekarza. A ty chciałeś jechać ze mną. - złapałam za klamkę. - Chyba, że jesteś zbyt zajęty przemeblowaniem.
Przeszłam do sypialni i ubrałam czystą sukienkę z guzikami na górze co da mojej lekarce łatwy dostęp.
Akurat jak się zapinałam do pokoju wparował Tommy. Opłukał twarz i poprawił swoje ubrania. Zerknął na mnie, ale postanowiłam go ignorować. Wygładziłam suknię i przeczesałam włosy. Miałam już wyjść z łazienki, ale złapał mnie w pasie i położył głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Przepraszam. - wymruczał i mnie ucałował.
-Już dobrze. - pogłaskałam go po policzku. - Tylko nie możesz krzyczeć na służbę.
Spojrzał na mnie przez lustro i zmarszczył brwi.
-Co?
-Jean. To dobra dziewczyna. Ale wrażliwa. Miarkuj się trochę. - obróciłam się do niego przodem. Mój brzuch coraz bardziej stawał nam na przeszkodzie. Tommy ułożył na nim dłonie, a ja chwyciłam go za szczękę.
-Tak jest Pani Shelby. - oparł czoło o moje.
-Dobrze. A teraz jedźmy. - odsunęłam się i wyszłam.
Po chwili byliśmy już w drodze. Tommy spokojnie prowadził, a ja opowiadałam mu o mojej wcześniejszej rozmowie z Julią.
-Podsumowując mówiła, że im tam dobrze, i że praca jej się podoba. - uśmiechnęłam się. Tommy kiwnął głową. Jedną rękę miał na kierownicy, a drugą splecioną z moją.
-Mówiłaś jej o ciąży?
-Tak. Wspomniałam też, że narazie nie przyjadę. Gratulowała mi, ale też po raz setny przepraszała.
-I dobrze. - ucałował moją dłoń.
Dojechaliśmy w końcu pod Londyński szpital. Tommy zaparkował samochód i pomógł mi wyjść.
-Zobacz. - wskazałam na główne drzwi. - Siostra Grace.
Po schodach akurat w naszą stronę szła siostra przełożona z sierocińca.
-Szczęść Boże Siostro. - pomachałam jej.
-Bóg Zapłać. Państwo Shelby! - kobieta uśmiechnęła się i stanęła przed nami. Tommy kiwnął głową w jej stronę i złapał mnie za ramiona.
-Co siostra tutaj robi? - zdziwiłam się.
-Kontrola. Od lat mam problemy z sercem i czasem muszę się sprawdzić. Ale lekarz chwalił, że tak dobrze nigdy nie było.
-Och to świetnie! - klasnęłam w dłonie. - Już się bałam.
-Praca z Panią mi służy. - pocieszająco ścisnęła moje ramie.
-Gdyby jednak siostra czegoś potrzebowała. Proszę dać mi znać. -wtrącił Tommy, który palił obok papieros.
-Właściwie chciałabym zamienić z Panem słowo. Sama. - zerknęła na niego. Wyrzucił niedopałek i zerknął na mnie. Kiwnęłam głową i weszłam do budynku.
-Co się dzieje? - Tommy podszedł bliżej starszej kobiety.
-Mam prośbę. Chodzi o Pana żonę. Jest dość uparta, a ja boję się, że ospa może się znów zaostrzyć. W jej stanie to wręcz grzech przebywać wśród dzieci. - kobieta wydała się zmartwiona.
Serce Tommyego zabiło szybciej na ten widok. Tak wiele osób martwiło się o jego żonę, a ona myślała o sobie na końcu.
-Rozmawiała z nią siostra?
-Tak. Ale nie słuchała. A mnie nie wypada zakluczyć przed nią drzwi. - siostra Grace wzruszyła ramionami.
-Dziękuję za troskę. - Tommy posłał jej uśmiech. - Ma siostra racje, Anna jest uparta, ale ja ją przekonam.
Wymienili jeszcze kilka zdań i Tommy wszedł do środka by poszukać swojej żony.
--------------------------------------------------------------
Hej kochani♥ 
Piątek czyli kolejny rozdział, jutro też wstawię coś na kształt kontynuacji tego ;)
Chętnie poznam co myślicie..
Gwiazdkujcie, komentujcie, do jutro xo

I love you more.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz