Anna
Mija dobre pół godziny i jest to właściwie najgorsze półgodziny w moim życiu. Policjanci spisują moje zeznania, spisują szkody. Ci faceci zdążyli uciec więc ich nie da się spisać i wiem, że niewiele też zrobią. Jeden z nich opatrzył moje kolano, kazali pozdrowić ojca i w końcu odeszli. Z drążącym sercem podchodzę do drzwi kwiaciarni i wchodzę do środka. Wyciągam spod lady telefon i wybieram numer mężczyzny, który zawsze robi u mnie naprawy i przeglądy. Będę musiała wyjąć pieniądze z funduszu mamy, a właściwie to co z nich zostało na czarną godzinę. Jest ich jednak tam tak niewiele, że czarna godzina dla nich minęła dawno przy obecnych długach, więc co za różnica na co pójdą. Dzwonię też do Indiany, spanikowana chce tu przyjechać z bratem, ale ją powstrzymuję, zapewniam, że już po fakcie i proszę by to ona otworzyła rano sklep. Zgadza się, jeszcze raz mnie sprawdza i się rozłączamy. Zastanawiam się czy zadzwonić do taty, ale pewnie i tak nie odbierze, a rano ktoś stąd na pewno mu doniesie. Czekam aż pojawi się facet od napraw, potem czekam aż skończy by móc sprzątnąć i w końcu udać się do łóżka. Mam wrażenie, że ten dzień nigdy się nie skończy. Nie mam nawet siły się przebrać czy umyć, wchodzę po prostu do łóżka i czuje jak opadam z sił. Ranek wita mnie szybciej niż jestem w stanie przetworzyć, że w ogóle spałam. Boli mnie głowa, kolano oraz brzuch. Idę do łazienki i myję swoje zbolałe ciało. Kilka razy woda z olejkiem pada na moją ranę przez co klnę głośno. Wychodzę i zmieniam opatrunek. Potem muszę się ubrać i zjeść coś na szybko. Jestem pewna, że na dole jest już Indiana bo zegar wskazuje kilka minut po 9. Po wczoraj nie jestem pewna czy chcę dziś być w sklepie, ale bez tego chyba oszaleję. Warga znów zaczyna mi krwawić od gryzienia, więc szybko ją wycieram i zbiegam na dół. Zatrzaskuje swoje drzwi i wchodzę na sklep. Indiana wita mnie uśmiechem i mocno przytula. -Dzięki Bogu jesteś cała- piszczy w moje włosy.
-Raczej dzięki policji. Ale nie mówmy o tym.- wzdycham.
Indiana potakuje i wraca do obsługiwania kobiety, która jest obecnie w środku.
Po południu stoję w drzwiach i patrzę znów na zabłocone ulice. Poza jedną Panią, która kupiła małą doniczkę nikogo nie było.
-Myślisz, że to przez ten wypadek? -wyrywa mnie jej głos z zamyślenia.
-Nie wiem, to miejsce jest raczej samo w sobie jakieś przeklęte. - wzdycham i zamykam oczy.
-A może jakaś ochrona? Wiesz ktoś mógłby tu pilnować od czasu do czasu.- podrzuca pomysł.
-A ty dobrze wiesz, że nie poproszę ojca i jego kontaktów o pomoc.- ucinam ją.
-Tak. Ale mój brat, on.. Od niedawna pomaga tym Peaky Blinders. Oni są trochę trudni, ale ochraniają wiele miejsc tutaj, mają ludzi w każdym kącie. - Indiana podchodzi do mnie i mnie przytula.
-Jak się obudziłam też miałam taką myśl, ale nie mam dla nich nic. Pieniądze po mamie praktycznie się skończyły. Nie mogłabym im się niczym odwdzięczyć. Chyba, że no wiesz.. - ucinam bo wiem, że zrozumie.
-Obie wiemy, że nie pozwolę ci na to. Nie jesteś jakąś tanią dziwką. Takich mają na pewno na pęczki.
-Właśnie.-wzdycham- Nawet jakbym błagała na kolanach nie zrobi to na nich wrażenia.
-Ja mogę poczekać, wstrzymaj się z wypłatami dla mnie, użyj resztę pieniędzy. Dzięki temu się jakoś odbijemy i będzie lepiej.
Obracam się do niej, a moja mina musi ją zaskoczyć bo się uśmiecha.
-Jak twój najlepszy pracownik wymagam stosowania się do prawa i chce być bezpieczna bo będę cię musiała zgłosić. - grozi mi rozbawiona.
Niepewnie kiwam jej głową i znów mocno przytulam. Nie mogę uwierzyć, że mam przy sobie taki skarb. Następnie pomagam jej z drobnymi porządkami w sklepie, a po zamknięciu udaje się do budki zakładów, gdzie wiem, że ich spotkam. Spotkam jego, szefa. Thomas Shelby. Nie jestem pewna czy kiedyś widziałam go dłużej niż przez kilka sekund, ale mówią, że to za nim kobiety szaleją najbardziej. Podobno trudno się z nimi dogaduje. Niepewnie wchodzę do środka i od razu uderza mnie odór papierosów i alkoholu. W środku panuje mały zgiełk. Rozglądam się w poszukiwaniu Thomasa, ale chyba go nie ma.
-Jak mogę pomóc?- słyszę za sobą i aż podskakuje.
Kobieta w średnim wieku w krótszych włosach i papierosem między pomalowanymi na czerwono paznokciami u ręki stoi dość blisko mnie i intensywnie obserwuje.
-Ja.. hm, przepraszam- chrząkam lekko się rumieniąc.
- Mam sprawę do Pana Shelbyego, do Thomasa- poprawiam się i wygładzam dół swojej sukni. Kobieta ocenia mnie wzrokiem z góry na dół po czym wchodzi w głąb sklepu. Idę posłusznie za nią. Stajemy przy jakimś małym biurku.
-Jesteś tą dziwką, której płaci?- pyta patrząc w jakieś dokumenty.
-Nie. - odpowiadam ostro, ale zaraz się poprawiam. - Ja jestem, przyszłam tu w interesach.
Unoszę lekko podbródek by pokazać, że się nie stresuję, ale jej przenikliwe spojrzenie czyta mnie jak książkę.
-Mhm. Usiądź tam, nie ma ich teraz. Powinni zaraz tu wparować i przekażę Tommyemu, że jesteś. - wskazuje na jakieś krzesło w kącie i sama wraca do pracy.
Siadam posłusznie mając nadzieję, że to nie jakaś ich brudna zagrywka i nie karze mi tu czekać wieczność. Nie wiedząc gdzie podziać wzrok kładę swoje dłonie na kolanach i to je oglądam. Różnią się od tej kobiety, jej dłonie na pewno są starsze, ale wyglądają ładnie. Pomalowane paznokcie i drobna biżuteria dodają jej klasy. Ja nie mogę malować swoich bo przy pracy w ziemi lakier szybko schodzi, biżuteria też by się raczej nie sprawdziła i szybko zniszczyła. Wzdycham czując ogarniający mnie wstyd. Oczywiście, że pomyślała o mnie jak o kobiecie jednej profesji. Może moje ubrania są mniej wyzywające, ale jestem raczej skromna i nie pachnę perfumom. Pewnie myśli, że mój interes to błaganie ich o jakąś pracę albo pożyczki, na moje biedne życie. Moje rozważania zagłusza mocne otwarcie drzwi i męski śmiech. Najpierw ich słychać bo cały sklep ogarnia cisza. Kroki są coraz głośniejsze aż wychodzą z korytarza i stają w progu. Dostrzegam całą trójkę. Thomas, Arthur i John. Ponownie spuszczam wzrok i czekam, aż będę mogła podejść. Ta starsza kobieta podchodzi do nich i kątem oka widzę jak szeptają między sobą. Czuje ich palący wzrok na sobie, ale nagle cały kolor schodzi mi z twarzy i nie mam odwagi podnieść wzroku. W końcu widzę jak para nóg staje przede mną, podnoszę wzrok i napotykam te błękitne jak ocean oczy. Na policzkach ma rumieniec i szybko się podnoszę, trochę się przy tym zataczając. Pan Shelby unosi lekko brew ale nic nie mówi.
-Podobno masz do mnie jakiś interes?- jego głęboki głos czuję aż w kościach.
-Tak, ja..- zaczynam, ale mi przerywa.
-Chodź. - ciągnie mnie za ramię, a do swoich braci pokazuje by poczekali.
Wchodzimy do pomieszczenia, które wygląda jak gabinet. Zamyka drzwi i siada przy małym biurku. Wskazuje palcem na krzesło przed nim i szybko je zajmuje.
-Chcesz się napić? - pyta cicho.
-Może wody. - czuję jak mam sucho w ustach.
-Nie mamy tu wody- odpowiada rozbawiony, a mnie znów jest głupio.
Wstaje z miejsca i podchodzi do małej szafki obok.
-Whisky?- obraca się do mnie ze szklanką w dłoni.
No tak, oczywiście, że ludzie jak on pijają alkohol jakby to on leciał z kranu. U nich pewnie tak jest.
-Jasne. - potakuje, może zdobędę więcej odwagi.
-Szkocką - mówimy oboje równocześnie i widzę jak lekko się uśmiecha.
Podchodzi do mnie po chwili, a ja nadal czuję jak się rumienię. Jak głupia nastolatka. Podaje mi szklankę wypełnioną odrobiną brązowego płynu i znów zajmuje swoje poprzednie miejsce. Odstawia swój trunek na biurko i odpala papierosa, ja w tym czasie wypijam całą zawartość jednym łykiem. Napój pali moje gardło, a procent szybko czuję w głowie, ale czuję też się pewniej. Obracam się w jego stronę i widzę jak mi się przygląda z papierosem między ustami, teraz rozumiem dlaczego to za nim przepadają kobiety.
-Panie Shelby ja.. - chrząkam by zająć myśli.
-Zacznijmy od początku. - znów wchodzi mi w słowo- Kim jesteś?
____________________________________________________________
Cześć! Witam ponownie ♥ Rozdział ma taką myślę przyjemną długość, niektóre będą dłuższe, inne troszkę krótsze.
Jak wam się podobają początki? Ktoś nam się tu pojawił.. Ciekawe co z tego wyniknie.
Chętnie poznam wasz opinie i pomysły.
Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania. Dziękuje,że jesteście. Buźka
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?