Anna
Rano żadne z nas się do siebie nie odzywało. Zjedliśmy w trójkę śniadanie i Charlie wydawał się czuć naszą wspólną niechęć. Nawet nie pytał czy Tommy z nim zostanie, tylko od razu po posiłku poszedł do siebie.
On również nic nie powiedział pożegnał mnie krótki 'cześć' i wyszedł. Prychnęłam za nim zirytowana i opadłam głową na stół.
Pieprzony tchórz, tym właśnie był.
Myślał, że zatrzyma mnie przy sobie na zawsze jakimiś groźbami? To miał być normalny związek, zastraszanie?Długo jeszcze zastanawiałam się jak mam to rozegrać, jego rodzina stała akurat za nim i również uważali, że powinniśmy zostać razem. Dla dzieci..
Nagle do głowy wpadła mi jedna osoba, która mogła mi pomóc podjąć decyzję, ta osoba którą nasz rozwód najbardziej by ucieszył.
-Charlie! - zawołałam w stronę drzwi. - Muszę wyjść..
-A wrócisz szybko?-wychylił głowę przez drzwi.
-Tak kochanie.-posłałam mu buziaka.
Nim mogłam wyjść z domu zobaczyłam na schodach Johna.
Nadal wyglądał jakby nie spał i nie mył się przez ostatni rok.
-Kłopoty Mała?-ugryzł jabłko i do mnie podszedł. Boże jak on śmierdzi.
-Zajmiesz się Charliem?-dotknęłam jego policzka.
-Chyba on mną.-zaśmiał się i złapał moją broń.-Rozwodzisz się?
-Podsłuchiwałeś?-skrzywiłam się.
-Idź już.-puścił mi oczko.-Będę miał na niego oko.
Kiwnęłam głową na zgodę i w końcu wyszłam z domu.
Jechałam swoim czerwonym samochodem i czułam się prawie jak za pierwszym razem w tym mieście. Jak wiele się zmieniło odkąd pierwszy raz jechałam tym autem. Czułam jakby to była inna Anna.
Zaparkowałam pod firmą z nadzieją, że Tommyego nie ma w środku.
Szybko weszłam do środka i od razu na piętro, bałam się, że ktoś mnie zobaczy i na mnie doniesie.
-O! Jesteś! - stanęłam przed biurkiem Lizzie.
-Tak, ale Tommyego nie ma. - wskazała na jego gabinet. - Oczywiście mogę cię wpuścić.
-Nie, ja właściwie do ciebie. - usiadłam przed nią.
-Po co? -skrzywiła się.
-Chciałam cię przeprosić. - poprawiłam się w fotelu. - Źle się wtedy zachowałam, zbyt agresywnie i wulgarnie.
-Nie istotne. - również usiadła.
-Nie prawda. Tommy zawsze mi zwraca uwagę abym cię źle nie nazywała.. - wzdycham cicho. - I ma rację, nie powinnam cię tak traktować, nigdy, przy nikim.
-Dziękuje. - lekko się uśmiecha. - Nie musiałaś, ale doceniam.
-Chciałam, aby to się między nami wyjaśniło.
-Mogę cię o coś spytać? - nalała sobie whisky do szklanki.
-Tak, jasne. - uśmiechnęłam się.
-Dlaczego się z nim przespałaś? - uniosła wyzywająco brew.
Zdziwiłam się, że akurat ona mnie o to pyta. On nadal nosi moją obrączkę.
-Myślę, że obie znamy odpowiedź na to pytanie. Wiemy co robi, jak to robi..
-O tak! - zaśmiała się. - To wiemy obie. Chyba nam się ten trójkąt wymsknął spod kontroli.
-Nie planowałam tego. Tommy nie lubi, gdy tak mówię, ale ta ciąża jest wpadką. - skrzywiłam się. - I mogło się to potoczyć inaczej.
-Jasne.. - dolała sobie więcej trunku.
-Przyszłam bo nie do końca wiem jak mam dalej postąpić. - westchnęłam i przetarłam twarz.
-Wiesz Anna. -spojrzała na mnie. -Teraz ja ci coś powiem. Możesz nazywać mnie dziwką czy jak tam sobie chcesz. Mnie, Tatianę czy te inne dziewczyny. Jasne sypiamy z żonatym mężczyzną. Ale zastanowiłaś się kiedyś dlaczego? Dlaczego, gdy wy macie problem on wybiera mnie, zaraz po twoim wyjeździe był w moim łóżku. Gdybyś jak żona dawała mu czego potrzebuje, dziwki jak ja nie miałyby u niego szans.
Skończyła swój wywód i patrzyła na mnie wyczekująco. Ja jednak byłam tak oniemiała, że nie wydusiłam z siebie nic. Lizzie powiedziała, że musi iść na pocztę, ale ja mogę tu zostać.
Po jej wyjściu jeszcze dłuższą chwilę starałam się zebrać w sobie. A co jeśli miała rację, co jeśli nie byłam tym kogo potrzebował? To kim byłam? Zapchaj dziurą w jego życiu? Maszyną do dzieci? Skrzywiłam się na własne myśli.
Rosie zaczęła się wiercić w moim brzuchu i pomyślałam, że ona też nie chce tu być. Wróciłam do domu i postanowiłam skupić się na Charliem i na tym, że już niedługo wrócimy do siebie..Wieczorem tego samego dnia, gdy wszystkie obowiązki zostały przeze mnie spełnione, kolacja, sprzątanie, nawet ciasto, ja razem z Charliem i Finnem siedzieliśmy w kuchni. John spotkał się z Polly i dziećmi.
Chłopaki grali w karty, a ja pilnowałam, aby Finn nie uczył młodego żadnych brzydkich sztuczek. Panowała przyjemna atmosfera, czasem coś żartowaliśmy i udawałam, że wcale nie zaglądam Finnowi w dłonie, aby mój syn wygrał.
Nagle drzwi do domu otworzyły się z hukiem, tak naprawdę nim zdążyłam zareagować do pomieszczenia od razu wpadł Tommy, wydawał się wściekły.
-Po jaką cholerę z nią rozmawiałaś! - krzyczał.
-O co chodzi? - spojrzałam na niego, a później na dzieci.
-Nie udawaj idiotki! - krzyknął i walną ręką w stół, aż ten się zatrząsnął. - Odpowiedź mi!
Kątem oka dostrzegłam jak Charlie cały się spiął.
-Zabierz go. - spojrzałam na Finna.
-Ale.. - zaczął chłopak obserwując mnie i swojego brata.
-Powiedziałam zabierz go na górę! - posłałam mu gniewne spojrzenie i obaj szybko wybiegli na schody.
Gdy byłam pewna, że są na górze spojrzałam na Tommyego. Oddychał ciężko, celował we mnie palcem i był wręcz czerwony z wściekłości.
-Co takiego ci powiedziała? - przybrałam obojętną pozę.
-Bo co? Powiesz, że cię tam nie było?! - krzyczał jeszcze głośniej. - Po jaką cholerę tam poszłaś!
-Chciałam ją przeprosić. - nagle poczułam się jeszcze gorzej niż po rozmowie z nią, aż tak trzymał jej stronę?
-Czyżby, bo słyszałem.. - zaczął, ale szybko weszłam mu w słowo.
-Gówno mnie obchodzi co powiedziała! Dlaczego za każdym razem stajesz po jej stronie! Dlaczego nigdy nie pytasz co powiedziała mnie! To ja jestem twoją żoną ty cholerny gnoju! - wstałam i zaczęłam na niego krzyczeć.
Tommy wydał się zdziwiony moją reakcją. Stałam teraz na przeciw niego. Cała buzowałam wściekłością.
-To nie tak, ona.. - jąkał się.
-Poszłam ją przeprosić.. - szepnęłam. -Przeprosić i zapytać co sądzi o naszym rozwodzie, ale sam dałeś mi odpowiedź, która z nas jest ci bliższa.
-Annie, posłuchaj, ja naprawdę.. Moja dłoń zetknęła się z jego policzkiem, nie było to mocne uderzenie, ale się go nie spodziewał.
-Nigdy, ale to nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu przy moich dzieciach! - dodałam, aż nagle poczułam mocny skurcz.
Zgięłam się lekko i syknęłam z bólu, chciał mi pomóc, ale go odsunęłam.
-Pomogę.
-Wystraszyłeś mojego syna.. - dodałam cicho i na zgiętych nogach próbowałam wejść na piętro.
Jednak ból był tak silny, że musiałam usiąść na kilku stopniach i złapać oddech. Tommy stanął w korytarzu w tym samym czasie, kiedy Charlie zbiegł do mnie z pokoju Finna.
-Mamo! - objął moje plecy.
-Już dobrze! - ucałowałam jego dłonie.
-Coś cię boli? - spojrzał na mnie. - Tata cię uderzył?
Kątem oka dostrzegłam jak Tommy aż się cofnął na te słowa, nadal nas obserwowała, ale miały na niego wpływ.
-Nie. Już nic mi nie jest. - ucałowałam go i objęłam. - Niedługo wrócimy do domu, obiecuję.Późnym wieczorem Charlie jeszcze długo nie mógł zasnąć. Ciągle martwił się czy na pewno nic mi nie jest. W końcu jednak zasnął, być może z nadmiaru emocji, a ja przeszłam do pokoju, w którym tymczasowo spałam.
O dziwo Tommy siedział na łóżku i palił.
-Miałeś tu nie palić. - westchnęłam zła i otworzyłam okno. - Rano wezmę Charliego i pójdę do kwiaciarni.
-Po co? - wypuścił dym.
-Mieszkać. - oparłam ręce na biodrach.
-Musicie zostać tutaj, dla bezpieczeństwa. - stanął obok mnie i wyrzucił niedopałek.
-Po co Tommy? Żebyś mydlił mi oczy, a później mną pomiatał? Jak mogłeś wybrać ją. - głos mi się załamał.
-Daj mi wyjaśnić, to wszystko nie tak. - obrócił się do mnie.
-Pewnie, co mi szkodzi. - wzruszyłam ramionami. - Co za głupoty powiesz teraz?
-Lizzie powiedziała, że u niej byłaś, że się pokłóciłyście, że mówiłaś źle o dzieciach, nie wiem ogarnął mnie szał. - wydał się skruszony.
-To nie ma żadnego sensu, czym się zdenerwowałeś? - spojrzałam na niego.
-Nie chcę żebyś mnie zostawiła, Lizzie mówiła, że planujesz, że zabierzesz mi dzieci. - oparł czoło o moje ramię.
-Oczywiście, że to planuje. - odsunęłam się od niego. - Odkąd tu jestem nie zrobiłeś prawie nic by mi udowodnić, że mnie chcesz. Mnie!
Nie chciałam by widział jak płaczę, ale hormony wzięły górę.
-Obiecałaś dać mi szansę.. - ułożył dłonie na moim dużym brzuchu.
-Dobrze Tommy, nie podejmiemy tej decyzji teraz. Niech Changretta przestanie wszystkim zagrażać, skupisz się na rodzinie i ustalimy co dalej. - przeszłam na inną stronę pokoju i zaczęłam się przebierać.
Ta rozmowa nie miała sensu. Był zestresowany tą sytuacją, ja z resztą też.
-Dziękuje Annie.. - szepnął do mnie.
-Jasne. - westchnęłam. - Ale nic nie jest ustalone i przestań mnie denerwować.
-Dobrze, jasne. - kiwnął głową i usiadł na łóżko.
-A teraz powiedź mi co dalej z planem?----------------------------------------------------
Hej kochani! Tak prezentuje się kolejny rozdział.
Chętnie poznam co myślicie.. :)
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego! xo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?