Rozdział 26.

627 26 0
                                    

Anna

Obudziłam się słysząc jakieś szmery i szuranie. Przejechałam dłonią po stronie gdzie spał Tommy, ale go nie wyczułam. Spięłam się lekko, poduszka nadal była ciepła więc wstał niedawno. Z jękiem przekręciłam się na plecy i otworzyłam oczy. W pokoju nadal było dość ciemno, poza kilkoma świecami, musiało być bardzo wcześnie.
-Nie chciałem cię obudzić. Jak się czujesz? - usłyszałam jak zbliżał się do łóżka. Musiałam go namierzyć w ciemnym pokoju, był już w pełni ubrany.
-Lepiej, dziękuje. Gdzie idziesz? - uniosłam się lekko na poduszce.
-Muszę załatwić kilka spraw z Alfiem. - usiadł obok i kciukiem dotknął mojej twarzy. Czułam nadal na niej siniaki, ale już tak nie pulsowały, wargę miałam spuchniętą i obolałą.
-Zająć się tymi ludźmi? - skinął głową. - Zabijesz ich?
-Anna. - jego głos stał się ostry. - Ci ludzie byli na tyle sprytni by chcieć wygryźć mnie z interesu i na tyle głupi by użyć ciebie do tego. Nic co powiesz nie przekona mnie by ich oszczędzić. - patrzał mi w oczy, był poważny.
-Wiem. Chciałam tylko o coś prosić.. - zaczęłam nieśmiało.
-Tak? - jego oczy złagodniały, ucałował moją dłoń, w ten sam sposób co zawsze.
-Chce żeby długo cierpieli, żeby błagali. - spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Ja też w pewnym momencie błagałam o śmierć. Wiem, to żałosne, ale nie mogłam tego znieść.
Głos mi się podłamał, oni zabili moje dziecko, nie mieli takiego prawa..
-Annie. - Tommy nachylił się nade mną. - To nie jest żałosne, miałaś prawo się bać.
-Wiem, ale ty zniosłeś o wiele więcej i gorszych rzeczy.- spuściłam wzrok.
-Tak. Ale ty kochanie nie miałaś nigdy poznać nawet odrobiny tego bólu. Poza tym doświadczyłaś coś co nawet Alfie nazwał tragedią. - dotknął mojego brzucha.
-Nie rozmawialiśmy o tym. Jak się czujesz? - teraz ja gładziłam jego policzek.
 -Normalnie. Nie mieliśmy pojęcia, że byłaś w ciąży. Oczywiście to nie powinno mieć miejsca. Ale jakkolwiek okrutnie zabrzmię, nie czuje jak bym stracił coś ważnego. - patrzał na mnie niepewnie.
Rozumiałam go. Ja też nie w pełni odnajdowałam się w tym. To było po prostu tak szybkie. W tej samej sekundzie miałam dziecko i je traciłam. Może to był nasz znak.
-Pewnie tak miało być. - oparłam się czołem o jego czoło. - Musisz mnie wziąć jeszcze kilka razy dla dziecka. Zaśmiał się, był to mój ulubiony dźwięk.
-Cóż, zrobię co będę musiał. - potarł nosem o mój, a ja prawie się roztopiłam. - Mogę cię pocałować? Uśmiechnęłam się, brzmiał tak niewinnie i niepewnie.
-Thomas Shelby pyta o pozwolenie. Świat się skończył. - pokazałam mu język, ale nim zareagowałam jego usta zaatakowały moje.
Całowaliśmy się dłuższą chwile, ale moja warga zaczęła szczypać i syknęłam cicho.
-Cholera, przepraszam. - odsunął się szybko, a ja nie wiedzieć czemu się zarumieniłam. Dotknęłam wargi rokoszując się jego smakiem.
-Powiedz to co wczoraj. - zerknęłam na niego spod ciemnych rzęs.
-Zrobię im takie rzeczy, że aż tutaj usłyszysz ich błaganie. - odpowiedział, a ja spochmurniałam. Wiedział czego oczekiwałam, ale wolał milczeć. Czy żałował tych słów?
-Zostaniesz tu z Polly i resztą ludzi. Będą cię pilnować. - akurat gdy to powiedział do pokoju weszła Poll z tacą, a za nią wgramolił się Alfie, prawie ją przewracając.
-Słoneczko! - Alfie rozłożył ramiona, ale Tommy wstał lekko go odgradzając ode mnie. -Lekarz niedługo będzie. A teraz zakochany kundlu musimy obciąć kilka głów!
Z tymi słowami wyszedł. Polly postawiła tacę na stoliku i zerknęła na mnie. Miała zmartwioną minę.
-Mam śniadanie. Musisz nabrać sił.- usiadła i zerknęła wymownie na Thomasa.
-Jesteś tu bezpieczna. - znów mnie zapewnił. Kiwnęłam głową, ufałam mu. To się nigdy nie zmieni. -Kocham cię kochanie.
Polly westchnęła melodyjnie, a ja się lekko speszyłam. Tommy zerknął na mnie z uniesionymi brwiami jakby na coś czekał.
-Kocham cię mocniej.- szepnęłam speszona. Puścił mi oczko, pożegnał się z Polly i wyszedł. Zerknęłam na kobietę. Miała swój słynny przebiegły uśmiech. Westchnęłam i usiadłam wygodniej na łóżku.
-No mów. Widzę, że chcesz. - zaśmiałam się.
-Nic nie powiem. Ale cieszę się, że jesteś. - złapała mnie za dłoń i spojrzała na mój brzuch.
-Polly powiedz, proszę. - przymknęłam oczy. - Kiedy?
Jej dłoń dotknęła mojego brzucha. Jednak nic nie powiedziała. Wiedziałam co to znaczy.
-Anna. - zaczęła chcąc przybrać obojętny ton, ale wyłapałam to wahanie.
-Nieważne. - odsunęłam się szybko i poczułam lekki ból. -Zjem śniadanie.
Kobieta już nic nie powiedziała. Podała mi miskę ze słodkim ryżem bo miałam jeść delikatnie. Po posiłku pomogła mi się podmyć i zmienić ubranie. Akurat jak wróciłyśmy do łóżka wszedł lekarz. Polly mnie z nim zostawiła. Badanie było nawet szybsze niż wczoraj. Uśmiechnął się i odparł, że jestem na dobrej drodze. Po jego wyjściu zasnęłam. Nie wiem dlaczego byłam tak zmęczona, może to te wszystkie wydarzenia nadal do mnie wracały. Obudziłam się z suchym gardłem, odchrząknęłam, ale nadal czułam się dziwnie.
-Chcesz wody? - Thomas siedział w fotelu przede mną i coś przeglądał, jakieś papiery.
-Cześć, tak - podał mi szklankę i upiłam kilka łyków.
-Jak się czujesz? - wrócił na swoje miejsce i zapalił.
-W porządku. Lekarz mówi, że jest lepiej. - uniosłam się lekko i na niego spojrzałam. Miał na sobie spodnie i rozpiętą koszulę, wydawał się zmęczony. Pokiwał głową i wrócił do przeglądania czegoś. Odczekałam chwile łapiąc oddech i znów na niego zerknęłam. -Co się z nimi stało?
-Nie żyją, ale to głównie dlatego, że nie miałem do nich cierpliwości. - wzruszył ramionami nawet nie patrząc na mnie. Pokiwałam głową. Była jakaś napięta atmosfera między nami.
-Kiedy wrócimy do domu? - zapytałam po chwili.
-To znaczy?
-Do naszego domu. Chciałabym tam już być. - on nagle wstał i odłożył papiery.
-Musisz wyzdrowieć. Idę się obmyć. - wskazał na łazienkę. Podniosłam się z małym wysiłkiem i poszłam za nim.
-Tommy-westchnęłam opierając się o framugę. - W domu też mogę wypocząć, co z biznesem i twoimi sprawami?
-John i Arthur się nimi zajmują. Ada jest u nas. Wszystko jest pod kontrolą. - oparł się o umywalkę i zaczął rozbierać.
-A mój tata? Powiedziałeś mu?
-Nie Annie. Gdybym mu powiedział potoczyłoby się to inaczej. Myśli, że wyjechaliśmy na kilka dni. Mówię, że mam to pod kontrolą.
Zdjął koszulę, a ja mu się przyjrzałam.
-Co to? - podeszłam bliżej i położyłam dłoń na jego piersi. Nad sercem miał jakiś plaster. Przyjrzałam się bliżej. To był tatuaż. Z moim imieniem. -Skąd go masz?- zrobiłam zdziwioną minę.
-Zrobiłem dzisiaj.- wzruszył ramionami.
-Jak to? Dlaczego? Mogę dotknąć? - zawahałam się.
-Możesz. - zaśmiał się.
Mój kciuk delikatnie dotknął białego plastra, pod spodem było widać czarne litery. Przejechałam po nim palcem.
-Zrobiłem go by mieć cię przy sobie już zawsze. - wyszeptał. - Gdy wróciłem do domu, a ciebie nie było myślałem, że oszaleję. Arthur i Ada mówili coś byciu w pracy czy sklepie obok. Ale ja wiedziałem, wiedziałem, że nie wyszłabyś od tak. Miałaś na mnie czekać. - oparł się o moje czoło.
-Czekałam, czekałabym - zaczęłam.
-Wiem kochanie. Byłem tak zły, tak przerażony. Minęło tyle czasu, myślałem, że cię straciłem.
-I chcesz żebym już zawsze tu była. - położyłam dłoń na jego sercu. - A co na to inne kobiety? -Żadna inna kobieta nie zobaczy mnie takiego. A nawet jeśli jej opinia nie będzie dla mnie ważna. - odsunął się i zaczął się myć.
Po chwili skończył i znów na mnie spojrzał.
-Ale naprawdę chciałabym wrócić. Do naszego łóżka, otoczenia. - wróciliśmy do pokoju.
-To kilkugodzinna podróż samochodem. Co jeśli coś ci się stanie?
-Już teraz nic mi nie jest. Co może mi się stać w aucie? Zwłaszcza jak będziesz ze mną. - opadłam na łóżku, a on ze mną.
-Zróbmy tak. - westchnął głośno. - Zadzwonię jutro po tego lekarza i jak powie, że możesz pojechać to wrócimy. Uśmiechnęłam się szeroko i go objęłam. Ucałował czubek mojej głowy i odpalił papieros. Później położył wolną rękę na moich plecach i zaczął głaskać.
-Dziękuje. - szepnęłam nadal się ciesząc.
-Ale chce to usłyszeć od niego. - dodał ostrzej.
Przewróciłam oczami i ucałowałam jego bok. Mój wzrok znów powędrował do jego tatuażu. To było niewyobrażalne. Chyba naprawdę mnie kochał.
-Może ja też powinnam sobie taki zrobić. - powiedziałam do siebie, ale i tak usłyszał.
-Na pewno nie. Twoją skórę tylko ja mogę oznaczać. - uszczypnął mnie lekko.
-Ale to taki znak miłości. - westchnęłam.
-Wystarczy jak mi to mówisz. - znów mnie ucałował.
-Kocham cię mocniej. - powiedziałam w jego usta.

---------------------------------------------------
Cześć moi kochani! Tak prezentuje się kolejny rozdział. Wróciła nam sielanka, znając Tommyego zobaczymy jak długo ;)
Dziękuje za każdą waszą aktywność ♥ Chętnie poznam co myślicie!
Gwiazdkujcie, komentujcie.. Do następnego (środa/czwartek) xo

I love you more.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz