Anna
Minęły może dwa tygodnie od porodu, a ja praktycznie w ogóle nie ruszałam się z łóżka. Jedynie do toalety i czasem robiłam kilka kroków wzdłuż pokoju, aby rozprostować nogi. Charlie był całkiem grzeczny, nadal chyba przyzwyczajał się do otaczającego go świata. Większość czasu spał, jadł i się wypróżniał. Tommy nie odstępował nas praktycznie na krok i z całych sił chyba starał się mi udowodnić jak ważni dla niego jesteśmy. Bardzo to doceniałam, ale było to dla mnie obce uczucie, być w centrum jego zainteresowania praktycznie bez przerwy.
-Mam twój sok. - wszedł akurat do pokoju ze szklanką soku z buraka.
-Dzięki. - poprawiłam Charliego na swojej piersi i chwyciłam szklankę.
-Jak się czujesz? - usiadł na łóżku obok mnie.
-Pytasz czy coś się zmieniło w ciągu pół godziny jak pytałeś? - uniosłam brew.
-Martwię się o ciebie.. - złapał mnie za dłoń.
-Rozumiem, ale jak coś będzie mi się działo na pewno ci powiem. - przewróciłam oczami.
-Zgoda. - zaśmiał się i odstawił szklankę na stolik.
-Weź go. - podałam mu śpiącego już Charliego.
-Co jest? - zmarszczył brwi i przejął go.
-Muszę siku. - westchnęłam.
-Pomogę. - wstał szybko i włożył małego do kołyski obok łóżka.
Zdecydowaliśmy, że narazie póki Charlie tylko je i śpi może być w naszej sypialni, aby było go słychać. Ja nadal byłam osłabiona, zwłaszcza w okolicach dolnych.
Z trudem się podniosłam, a Tommy złapał mnie pod ramię i zaprowadził do toalety. Usiadłam na muszli i puściłam kilka kropel, sikanie jak narazie sprawiało mi duży problem. Wyszłam po dłuższej chwili lekko zgięta, a Tommy stał za drzwiami cały czas. Wróciliśmy do pokoju, co zajęło nam sporo czasu bo szłam wolnym krokiem.
-Jak to jest, że nie chcę już ciągle leżeć, ale jak się położę to jedyne przyjemne uczucie narazie. - marudziłam kładąc się ponownie.
-Możesz leżeć ile chcesz. - zaśmiał się.
-Daj spokój, ja już nawet nie pamiętam jak wygląda nasz parter, ogród. - westchnęłam i machnęłam ręką jak dziecko.
-Fran i Jean ciągle sprzątają, robią dobre zakupy. A nasz ogrodnik dba o niego bardziej niż wcześniej. - ucałował mnie. - Abyś mogła wiosną go podziwiać.
-To nie to samo. - wydęłam wargę.
-Chciałem z tobą porozmawiać.. - przetarł twarz dłonią.
-O czym? - usiadłam wygodniej na łóżku.
-O tym co się stało, o tym jak cierpiałaś i to przeze mnie.
-Co dokładnie masz na myśli? - zdziwiłam się. -Jak mnie zostawiłeś?
-Gdybym cię nie zdenerwował.. Nie urodziłabyś za szybko i się nie czuła takiego bólu. - miał poważny i mocny ton.
-Tommy, to nie prawda. Byłam już na końcu ciąży, mogłam rodzić w każdej chwili. A ból.. cóż na pewno by był. Może taki sam, może inny. - złapałam go za dłoń. -Ale cieszę się, że widzisz problem.
-Nie było mnie tutaj.. - ścisnął moją rękę.
-Ta ciągła myśl o Lizzie tylko nam wszystko utrudniała. - westchnęłam. - To nam nie wychodzi na dobre.
-Zraniłem cię, wiem. Ale to już naprawdę przeszłość. - spojrzał na mnie.
-Rozumiem, ale ty postaw się na moim miejscu. Byłam w ciąży, jestem twoją żoną, dosłownie złamałeś złożoną mi obietnice. Czasem nadal jest mi trudno. Patrzę na ciebie i myślę gdzie jej dotykałeś, jak, czy tak jak mnie. - ściszyłam głos. - A jak pójdę do firmy będę patrzeć na nią i widzieć jak jest wam razem dobrze. Upokorzyłeś mnie i tego nie mogę ci zapomnieć.
-Nie mów tak. Pieprzyłem ją dla samego seksu, spełnienia. O tobie zawsze myślę z miłością. Kocham się z tobą i w tobie. - ułożył się obok mnie.
Nic nie powiedziałam, nie byłam pewna co. Wiem, że powinnam być twardsza i bardzo zdecydowana, z drugiej jednak strony to mój mąż, a my teraz mamy dziecko.
Leżał na boku z głową na moim biodrze. Głaskałam go po włosach i masowałam mu kark.
-Nie mogę powiedzieć, że w pełni ci wybaczam, ale mogę nazwać to próbnym okresem. Jest wiele rzeczy, które akceptuje, twoją pracę i ambicje. Ale przysięgam zdradź mnie z nią jeszcze raz, a się nie zawaham. - odezwałam się w końcu.- Po za tym to nie może tak wyglądać.
-To znaczy?- uniósł głowę.
-Mamy teraz syna. - starłam się brzmieć stanowczo. - Nie może być tak, że na siebie krzyczymy, potem śpimy w osobnych pokojach i się unikamy. On nie może na to patrzeć.
-Wiem, nie będzie tak. - objął mnie w pasie.
-Ja mówię poważnie. - zerknęłam na niego.
-Ja też, nie chciałbym aby mnie znienawidził jak ja swojego ojca. - westchnął.
-Nie będzie cię nienawidził. Jesteśmy dla niego jak zamknięta księga, nie zna nas i tylko ty decydujesz ile stron mu pokażesz. - wzruszyłam ramionami.
-Musisz być zawsze tak cholernie mądra. - podniósł się i na mnie spojrzał.
-Ktoś musi. - wystawiłam mu język, a on mnie uszczypnął. -Musimy ustalić kilka mądrych zasad.
-Jakich znów zasad? - zmarszczył brwi.
-Prostych. - odparłam. - Nie możesz mnie oszukiwać, tak?
-Tak. - oparł się o poduszkę obok mnie.
-Nie będziesz się zamykać, tak?
-Tak.
-Żadnej broni i interesów w domu Tommy. Mówię serio.
-Broń zostaje. Musicie być przede wszystkim bezpieczni. Co do interesów, zgoda.
-Dobrze. - westchnęłam. - Ale on nie może jej zobaczyć. Nie będę mu tłumaczyła dlaczego tatuś zabił kogoś w naszym holu.
-Obiecuje. - położył ręce na klatce piersiowej. Zaśmiałam się na jego dziecinne zachowanie.
Leżeliśmy tak w ciszy nasłuchując własnych oddechów i Charliyego. Tą błogą ciszę przerwał Tommy.
-Wiesz, że jak zobaczyłem cię pierwszego dnia w moim biurze już byłem tobą zauroczony.
-Jasne.. - prychnęłam.
-Poważnie, wyglądałaś tak pięknie. Lekko speszona, taka niewinna. Kręciłaś się w fotelu w moim gabinecie, a ja tylko myślałem jak by to było położyć cię na biurku. - leżeliśmy teraz zwróceni do siebie twarzami.
-Typowy mężczyzna. - klepnęłam go w ramię. - Miałam tą sukienkę..
-Stała się moim ulubionym kolorem. - pogłaskał moje ramie.
-Wszyscy na mieście zawsze mówili, że wyglądasz najlepiej ze swoich braci. I w sumie to prawda. - zaśmiałam się. - Ale najbardziej urzekły mnie twoje oczy.
-W sumie prawda? - uniósł brew.
-Oj wiesz co mam na myśli. - nachyliłam się nad nim. - Ja też o tobie śniłam, jak przygniatałeś mnie swoim nagim ciałem.
-Cholera kochanie.. - jęknął i opadł na poduszki.
-Aż trudno uwierzyć, że tyle się od wtedy wydarzyło. Myślałam o tobie dużo, ale nie wymyśliłabym tego. - również się inaczej ułożyłam i przymknęłam oczy.
-Zbyt wiele razy cię zraniłem. A wydawało mi się, że jeśli zbuduję mur już na początku będzie nam łatwiej.
-Dlatego mnie odpychałeś? - szepnęłam.
-Wydawało mi się, że w ten sposób mniej ucierpisz. - również szepną speszony.
-I tak właśnie robimy, kłócimy się, odtrącamy, a potem się pieprzymy.
-Ale za to jak, ey? - zaśmiał się.
-Przestań. - chciałam go walnąć. - Nadal jestem obolała.
-Kocham cię Annie. - ułożył głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-A ja kocham cię mocniej. - również się w niego wtuliłam.
Rano Tommy postanowił w końcu pojechać do firmy, bo tak tylko pracował z gabinetu w domu przez telefon. Początkowo czułam się dziwnie, gdy wyszedł, w końcu zostałam sama z Charliem. Ale Fran i Jean były cały czas w pobliżu. Leżeliśmy akurat w łóżku, ja i mój synek na poduszce Tommyego. Dziś akurat czułam się trochę słabiej, łapał mnie ten rwący ból w podbrzuszu. Próbowałam rozmawiać z Charliem i jakoś zapełnić jego dzień.
Po kilku godzinach, karmieniu w końcu zasnął. Chciałam wstać by przejść do toalety, ale nagły dreszcz sprawił, że straciłam równowagę i poleciałam na podłogę w ostatniej chwili asekurując się dłońmi. Zaklęłam cicho i spróbowałam się podnieść. Usłyszałam tylko jak drzwi sypialni się otworzyły.
-Pani Shelby! - zawołała Fran. - Słyszałam huk.
Kobieta nachyliła się nade mną i pomogła wstać. Usiadłam ponownie na łóżku.-Dziękuje. - odparłam speszona.
-Co się stało? - zmarszczyła brwi.
-Chciałam do toalety..
-Mogła mnie Pani zawołać. Pan Shelby kazał Pani pilnować. - odparła lekko karcącym tonem.
-Wiem, nie chciałam cię wykorzystywać. Chciałam coś zrobić sama. - poczułam się jak zbite dziecko. - Pan Shelby nie musi wiedzieć.
Fran nic nie dodała. Pomogła mi dostać się do łazienki, później przyniosła lunch i dopilnowała by już nic mi się nie stało.
Koło południa wpadła Esme by dotrzymać mi towarzystwa, a także przyniosła mi listę potencjalnych opiekunek, z czasu, gdy ona i John szukali kogoś dla siebie.
Wieczorem akurat jak siedziałam z Charliem i zmieniałam mu pampers do pokoju wszedł mój mąż. Miał poważną minę i wiedziałam co to znaczy. Fran jakby mogła czytałaby mi w myślach, aby donosić. Tak bardzo była mu oddana i tak mocno czuła respekt. Za to ja czasem musiałam ją dwa razy o jedną małą rzecz prosić.
-Tylko nie krzycz. - westchnęłam i zabrałam się za przebieranie synka. - Nie przy nim.
-Nie będę. - usiadł po swojej stronie łóżka i złapał Charliego za małą rączkę. - Ale musisz zrozumieć dlaczego mnie zawiodłaś.
-Rany! - uniosłam ręce. - Brzmisz jakbym zostawiła go gołego na dworze i sobie poszła na drinki sama.
-Nie to mam na myśli. - ucałował mnie w czoło. - Ale powinnaś być ostrożniejsza.
-Wiem, wiem. - przetarłam twarz.
Tommy wziął go na ręce i ucałował. Potem po prostu usypiał go w swoich ramionach, mówiąc coś po cygańsku.
-Jak minął wam dzień? - szepnął do mnie.
-Dobrze, nudno. Esme przyniosła listę opiekunek. Umówiłam się z kilkoma na jutro. - oparłam się o jego ramię. - Będziesz?
-Nie, ufam Ci. Jak już kogoś wybierzesz sam jej przedstawię warunki. - zaśmiał się.
Oboje wiedzieliśmy jakie to będą warunki. Mimowolnie też się zaśmiała. Te ostatnie dni były takie sielankowe i przyjemne. Zastanawiałam się czy zacząć się już przyzwyczajać czy zachować czujność bo zaraz coś nas uderzy z nienacka.
-------------------------------------------------------------
Hej kochani! Kolejny rozdział za nami:)
Chciałam tylko poinformować was, że w najbliższych rozdziałach mogą pojawiać się przeskoki czasowe. Mam tutaj na myśli wiek Charliyego. Będzie miał kilka miesięcy, później rok..
Wydaje mi się to szybsze i bardziej sensowne niż pisanie rozdziałów pod niego i jego wiek z dnia na dzień.
Chętnie poznam co myślicie♥
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego (poniedziałek) xo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?