Tommy
Gdy rano się obudziłem Anna nadal spała owinięta pościelą. Ubrany w garnitur do pracy przysiadłem na fotelu w pobliżu łózka i po prostu na nią patrzyłem. Wyglądała tak pięknie i spokojnie. Na szyi i obojczykach nadal miała pozostawione przeze mnie ślady, już odrobinę wyblakłe. Uśmiechnąłem się na wspomnienie poprzednich aktywności. Cholera jak mogłem zapomnieć, że to nasza rocznica ślubu, w końcu sam wybierałem datę. Muszę jej dziś kupić coś ładnego. Niechętnie wstaję i idę do gabinetu po kilka papierów. Jest tam porządek, przynajmniej ogólny. Papiery nadal walają się po biurku, za to strzępki tej przeklętej sukni zniknęły. Na oparciu fotela przewieszony jest mój nowy krawat. Podnoszę go i przykładam do nosa, czuć na nim zapach jej skóry. Nie noszę często krawatów na luźniejsze spotkania, ale ten będzie mi o niej przypominał. Szybko go wiąże, zbieram papiery i wychodzę. Trasa do pracy mija szybko i zaraz jestem na miejscu. Arthur i John witają mnie już na wejściu.
-W porządku? - pyta młodszy brat.
-Tak. - chrząkam i idę do gabinetu.
-Tommy!- woła za mną Lizzie.
-O! Jaki piękny krawat. Moi bracia zerkają na wymienioną przez nią rzecz i robią głupie miny.
-Tak, jest świetny. - wytyka Arthur żartując.
-Dziękuję. Od żony, z okazji rocznicy. - mijam ich i wchodzę do siebie.
Dołączają do mnie po chwili i w końcu bierzemy się do pracy. Późnym popołudniem mam bardziej wolną chwilę, razem z braćmi jesteśmy w gabinecie. Palę papierosa i pijemy whisky. Nagle drzwi się otwierają i do środka wchodzi Anna. Ledwo idzie i ma na twarzy wypisany dyskomfort. Siada z ciężkim jękiem na fotelu przede mną.
-Nikt nie nauczył cię pukać do cholery! - zwraca jej uwagę Arthur.
-Dobrze się czujesz? - przyglądam jej się, łapie miarowo oddech.
-Mam okres. - mówi zerkając na mnie. - A po wczoraj jeszcze bardziej nie czuje nóg.
-A myślałem, że to może ciąża. - dodaje John, a ja posyłam mu mordercze spojrzenie.
-Nowe dziecko Johna miałoby towarzystwo. - dodaje Arthur.
-Esme jest w ciąży? - Anna podnosi głowę i już widzę jej tysiące myśl.
-Wyjdźcie! - unoszę głos. - Obaj! Spełniają polecenie i po chwili jesteśmy już sami w gabinecie. Anna rozsiada się wygodniej i zerka na mnie.
-Cześć. - macham do niej zza biurka.
-Cześć. - posyła mi buziaka. - Byłam u taty.
-Tak. - przypominam sobie. - Coś się stało?
-Mówiłam ci o mojej ciotce z Irlandii? - pyta zamyślona.
-Wspomniałaś, że nie chcesz jej na ślubie. - kojarzę taką sytuacje.
-To opowiem ci dlaczego. - znów się poprawia.
Kiwam głową. Nie jestem pewien dokąd ma to prowadzić, ale chętnie jej wysłucham.
-To siostra mojej mamy. Gdy mama zmarła zaraz po pogrzebie wróciła do siebie. Było mi smutno bo tata już mnie ignorował. Więc kupiłam bilet i do niej pojechałam. No wiesz chciałam by ktoś mnie przytulił, dodał otuchy. Nie było łatwo, ale w końcu znalazłam jej dom. Zobaczyła mnie już jak podchodziłam do drzwi, od razu wyszła. Nie dała mi nawet wejść do siebie. Od razu zapytała czego tu szukam, powiedziałam jej, a ona się śmiała. Po prostu się śmiała. Powiedziała, że po śmierci mamy nic już nas nie łączy i mam odejść. Nigdy nie wracać. A potem zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Zaczynało robić się zimno i ciemno. Błagałam by pozwoliła mi zostać do rana, ale ona tylko mnie przepędzała. Jej córka, starsza ode mnie, stała przy oknie i tylko patrzyła. Chyba nikt nigdy mnie tak nie upokorzył.
Anna kończy swoją opowieść, a kilka łez płynie jej po policzkach. Klęknąłem przed nią i je otarłem. Chwyciłem jej dłonie i zacząłem żarliwie całować.
-Bardzo mi przykro kochanie. - wyszeptałem.
-Wiesz dlaczego ci to mówię?
-Dlaczego? - wstaję na nogi przed nią.
-Tata mi dziś powiedział. Okazało się, że ciotka od ponad roku nie żyje. A moja kuzynka ma męża i dwoje dzieci. - wzrusza ramionami.
-Okej. - potakuje niepewnie.
-Ale to nie koniec. Ciotka przepisała dom rodzinny na jakiś kościół. Kuzynka mieszka z mężem i dziećmi w jakimś małym mieszkanku. Ale teraz okazało się, że ten mąż nie żyje od kilku miesięcy. I zostawił po sobie wiele długów.
-Brzmi jakby dostali za swoje.- nalewam jej whisky, targają nią dziwne emocje.
-Ale teraz najlepsza część. -wypija trunek duszkiem. - Julia, czyli moja kuzynka napisała do mojego taty czy mogłaby u niego zamieszkać bo musiała sprzedać dom.
-I zgodził się?
-Gorzej! - unosi ręce w złości. -Powiedział, że będą mogli spać u nas bo mamy większy dom!
-To ma sens. - odpalam papieros.
-I dlatego tu jestem. - podnosi się - Jak mój tata do ciebie zadzwoni, odmówisz mu.
-Co? - zerkam na nią.
-Ja odmówiłam, ale mnie nie słuchał. Pewnie poprosi ciebie. Ty też odmów.
-Nie mogę. To twoja rodzina, dzieci. Nie można ich zostawić na pastwę losu.
-A mnie mogli?! - krzyczy.
-Rozumiem twój żal. Ale oboje wiemy, że jesteś od nich lepsza. - staje przed nią.
-Odmówisz.
-Nie.
-Tak.
-Anna! Nie mogę.
-Jeśli oni się wprowadzą, ja się wyprowadzę! - z tymi słowami opuszcza wściekła gabinet. Opadam na swój fotel. Cholera z tym wszystkim. Zostaję w gabinecie do późna, gdy Lizzie cicho puka.
-Dzwoni twój teść. -mówi w drzwiach.
-Tak. Wiem. - wzdycham. -Idź już do siebie.
Potakuje i wychodzi. Podnoszę słuchawkę.
-Tak? - odpalam papieros.
-Musimy porozmawiać. Anna była u ciebie? - zaczyna.
-Była. Pokłóciliśmy się. - informuje go.
-To kobieta niewiele starsza od Anny, a już z małymi dziećmi. Potrzebują pomocy. - wytyka mi.
-Jestem przekonany, że zmieszczą się u ciebie. Potrzebują ciepła i jedzenia.
-Wygodniej będzie im u was. - mówi gniewnie. Działa mi na nerwy.
-Anna ich nie chce. - również się irytuje.
-Jest tylko kobietą. Pan domu podejmuje decyzje. Oho, i tutaj przegrał.
-Jeszcze masz jakieś mądre przemyślenia o mojej żonie! - krzyczę i uderzam ręką w blat.
-Dobrze. Wybacz. Ale liczyłem, że masz więcej sensu niż ona.
-Anna ma do nich żal. Wiedziałeś? Przez chwilę milczy i to moja odpowiedź.
-Margaret napisała mi list, że Anna u niej była. Żądała by więcej się to nie powtarzało. Zapewniłem, że tak będzie. Znam Anne, ma swoją dumę. - mamrocze.
-Nie stanąłeś w jej obronie?! Co z ciebie za ojciec?!
-Nie o tym chce rozmawiać. Przemyślisz to? Będą tu za trzy dni.
-Pojadę do domu. Jeszcze raz ją poproszę. Ale nie zrobię nic przeciw niej. - rozłączam się.
Po godzinie jestem już w domu. Fran powiedziała, że moja żona prawie nic nie jadła i całe popołudnie spędziła w sypialni. Gdy tam wchodzę siedzi na łóżku. Ma na sobie białą koszulę nocną na ramiączkach i do połowy okryta jest kołdrą. Trzyma w ręku książkę, ale jej myśli są gdzieś indziej. Siadam niepewnie obok niej i się jej przyglądam. Nie chce nic mówić. Zamyka oczy i bierze oddech.
-Zgodzę się - wypala jakby ją to bolało. - Bo ma dzieci, a na dworze nadal chłodno.
Uśmiecham się, nadal ma zamknięte oczy.
-Jestem z ciebie tak dumny. - łapie ją za dłoń, ale się wyrywa.
-Po prostu mu to powiedź. - gasi lampkę po swojej części i nakrywa się kołdrą po czubek głowy, plecami do mnie. Rozumiem jej ból, wyrządzili jej krzywdę. Straciła matkę, najbliższą osobę. A oni nawet nie dali jej odrobimy współczucia. Dlaczego ona miała im je dać? Może dlatego, że była lepsza. Podnoszę się i idę do gabinetu. Jej ojciec odbiera od razu i czuje jego kpiący ton jak wymawia 'a nie mówiłem'. Mam ochotę strzelić mu w łeb. Od razu się wyłączam i wracam do sypialni. Kładę się obok Anny, lekko drży, ale moja obecność ją uspokaja. Całuje ją kilka razy i też zasypiam.--------------------------------------------
Cześć kochani, dziękuje za waszą aktywność. Prawie 4k wyświetleń, jak spełnienie marzeń!
Ten rozdział jest czymś w rodzaju wstępu do dalszych przygód naszych bohaterów. To,że Anna jest dobra już wiemy (w końcu wytrzymuje z takim mężem), ale że Tommy się zgodził.. Czy to może oznaczać kłopoty?
Chętnie poznam co myślicie.
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego! xo
P.S. Chcecie nadal po dwa rozdziały w tygodniu?
CZYTASZ
I love you more.
FanficAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?