Anna
Stanęłam niepewnie pod salą i ostatni raz wzięłam kilka wdechów. Nie byłam do końca pewna czym tak się stresuje, jego reakcją? Jaki będzie jego stan? Czy będzie na mnie zły? Złapałam za klamkę i usłyszałam jakieś głosy. Ktoś już u niego był? Lekarz? Wsunęłam się cicho do środka, nie chciałabym przeszkadzać. Stanęłam w kącie chcąc sprawdzić co się dzieje, ale ktoś mnie uprzedził.
-Anna. Chodź do nas! - pomachała mi Ada. - Tommy nas denerwuje.
Wyłoniłam się i zobaczyłam jak Ada, Polly i ten lekarz stoją w około łóżka. Tommy leżał na nim, opierając się o zagłówek. Miał bandaż w około głowy, ręka zawiniętą położoną płasko na kołdrze. Jego lewe oko było zaczerwienione i wyglądał naprawdę na zmarnowanego. Poczułam jak serce podeszło mi do gardła. Przybrałam poważny wyraz twarzy, aby nie widział jak walczę z emocjami.
-Pani Shelby? - głos lekarza wrócił mnie na ziemie.
-Tak? - stanęłam obok niego.
-Pan Shelby upiera się aby wyjść na własne życzenie. W tym stanie. Obudził się zaledwie dwie godziny temu i ledwo się rusza.
-Proszę w to nie mieszać mojej żony. - odezwał się Tommy, jego głos był chrapliwy, ale dobrze było znów go słyszeć.
-Pan Shelby nadal ma praktycznie całe ciało w siniakach, nie chcę mówić takich rzeczy na głos, ale nie jest Pan w stanie nawet sam się wysikać. - dodał ostro ten lekarz.
-Tommy.. - głos mi się załamał. Minęłam obie kobiety i złapałam go za zdrową rękę.
-Co ty tu robisz? Jedź do domu. - pogłaskał mnie po dłoni.
-Po co? Dostanę tam nerwicy. Nie mogłam spać i praktycznie nic nie jadłam. Tak bardzo się bałam. - szeptałam.
-Anna. - Polly złapała mnie za ramię. - W twoim stanie powinnaś bardziej o siebie dbać.
-Jakim stanie? Co się stało? - Tommy cały się spiął.
-Pani Shelby proszę przekonać męża. - wtrącił ten lekarz.
-Nie możesz wyjść. Gdzie ty w ogóle chcesz iść? - usiadłam na krzesełku obok łóżka.
-Muszę się tym zająć. Tymi co mi to zrobili. Twoim bezpieczeństwem i firmą. - zabrał swoją dłoń z mojej i przetarł twarz.
-Arthur i John już ustalają co się stało. W firmie narazie jest Lizzie, a ja i Ada zaraz tam pojedziemy. Anna zostanie z tobą. - wtrąciła zirytowana Polly.
-Wszystko jest okej. - zapewniłam go.
-Wychodzę doktorze. - obrócił się do lekarza i już próbował się podnieść.
-Do cholery! - uniosła się Ada, a lekarz machnął ręką zrezygnowany.
-Chce wykorzystać mój dzień z Tobą. - palnęłam szybko. W sali zapadła cisza każdy na nas patrzył, a Tommy marszczył wściekle brwi.
-To nie fair. - warknął w moją stronę.
-To jest bardzo uczciwe. Należy mi się. Zostaniemy tutaj oboje do końca dnia i na noc. Jeśli rano będziesz chciał wyjść nikt cię nie zatrzyma.
Tommy nic nie powiedział, kiwnął jedynie głową i znów ułożył się na łóżku. Ada i Polly westchnęły z ulgą, a lekarz posłał mi wdzięczny uśmiech.
-Dobrze. Niedługo przyjdzie pielęgniarka z lekami, ja wpadnę po południu. Gdyby coś się działo proszę pociągnąć za sznurek nad łóżkiem. - dodał doktor i wyszedł z sali.
-My też już pójdziemy. Musicie porozmawiać. - Polly uśmiechnęła się do mnie dumnie, a potem nachyliła się nade mną i szepnęła do ucha "To będzie chłopak".
Zaparło mi dech.
-Przyjadę później sprawdzić jak się trzymacie. - Ada również się uśmiechnęła, ucałowała brata w policzek i obie wyszły.
Przez chwile w sali panowała głucha cisza i miałam wrażenie, że zaraz mnie zgniecie. Nie byłam pewna co mówić, on też wydał się wściekły patrzał w ścianę po drugiej stronie sali. Wzięłam z ziemi papierową torbę z domu i zaczęłam wyciągać z niej rzeczy. Na stoliku położyłam kilka świeżych owoców i ciastka. Położyłam też na nim swój mały tomik poezji. Czytam go od czasu do czasu aby zabić czas. Na dnie torby zostały jeszcze zapałki i kilka sztuk papierosów z domu. Wstałam, a Tommy w końcu zerknął w moją stronę. Obserwował każdy mój ruch. Podeszłam do okna i otworzyłam je na całą szerokość. Sięgnęłam do torby po wspomniane rzeczy i wyciągnęłam je w jego stronę. Najpierw badawczo mi się przyglądał, ale po chwili je zabrał. Przejechał papierosem po wargach, a potem go odpalił. Zaciągnął się łapczywie dymem i wypuścił go z wyraźną ulgą na twarzy. Smród dymu lekko mnie odpychał, ale wróciłam na swoje miejsce i położyłam głowę na jego kolanach.
-Kochanie.. - odezwał się po dłuższej chwili.
-Tak się bałam.. - pozwoliłam sobie na kilka ostatnich łez. Był bezpieczny i cały. To najważniejsze.
-Już Annie. Spokojnie. - uniosłam na niego wzrok. Trzymał niedopałek w ustach, a wolną ręką potarł mój policzek.
-Nigdy więcej mi tego nie rób. Za bardzo cię kocham by to znosić. - dodałam ostrzej. Uśmiechnął się lekko i przejechał kciukiem po moich ustach. Przez chwile po prostu patrzyliśmy na siebie pragnąc by ta chwila trwała już zawsze.
-A teraz, powiesz mi co się do cholery dzieje. - przerwał ciszę.
-Tommy.. ja.. - przełknęłam ślinę. Złapałam jego dłoń w swoje i położyłam na swoim brzuchu. Przez chwile po prostu mnie obserwował.
-Jesteś w ciąży? - wydał się zaskoczony.
-Tak. - wyszeptałam nieśmiało.
-Chodź tutaj. - poklepał miejsce na łóżku obok siebie. Usiadłam niepewnie i czekałam na jego reakcje. Potarł dłonią mój policzek i lekko przyciągnął moją twarz do swojej. Miałam wrażenie, że minęła wieczność od naszego ostatniego pocałunku. Jego usta były trochę szorstkie, ale nadal smakował jak on. Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę aż poczułam jak uderza we mnie gorąco. Przeszył mnie dreszcz, moje ciało tak bardzo za nim tęskniło.
Oderwałam się od niego z jękiem i oparłam czoło o jego.
-Nic nie powiesz? - zarumieniłam się.
-Nie znam słów by wyrazić to jak szczęśliwy i dumny teraz jestem. - położył dłoń znów na moim brzuchu, a ja dołożyłam swoją. -Nasze maleństwo.
-Polly mówi, że to będzie chłopiec. - zaśmiałam się.
-Jak się czujesz?
-Dobrze. To początek trzeciego miesiąca. Stąd te objawy, wymioty. - wyjaśniłam.
-Co to dla nas znaczy? -zapytał cicho. Wiedziałam do czego się odnosił.
-Nie wiem Tommy. -odparłam szczerze. - Narazie nic. Skupmy się na twoim pobycie w szpitalu, a później ustalimy co z nami.
Przytaknął, ale nadal uważnie mi się przyglądał. W końcu jednak odpuścił. Odsunął się i opadł znów głową na zagłówek. Uśmiechał się i był to tak rzadki widok. Sama też nie mogłam przestać się uśmiechać. Później pielęgniarka faktycznie przyniosła mu leki i jakiś posiłek. Karmiłam go mimo jego męskiego zranionego ego. Zjedliśmy też kilka ciastek i owoców. Ada wpadła na chwilę i zdała raport oraz szczerze nam gratulowała ciąży. Pan doktor również nam gratulował.
Pod wieczór Tommy zasnął, a ja spokojnie czytałam książkę wyciągnięta na krześle z nogami obok jego. Obserwowałam co chwilę jego spokojną twarz. Cieszyłam się, że udało mi się go namówić do zostania tutaj. Doktor chwalił, że jego wyniki są dużo lepsze i jego życiu już nic nie zagraża. Zajęta czytaniem nie dostrzegłam, że się obudził. Na dworze było już ciemno.
-Niezbyt udany dzień, co? - odchrząknął by oczyścić głos.
-Tommy. - usiadłam wygodniej. - Nie śpisz.
-Powinnaś leżeć w domu. - próbował wstać.
-Co ty robisz?! - ja również szybko wstałam.
-Muszę się wysikać. - wskazał ręką na parawan oddzielający toaletę od pokoju.
-Przecież możesz tutaj. - wskazałam na miskę przy jego łóżku. Posłał mi wściekłe spojrzenie i znów próbował wstać. Zachwiał się i szybko złapałam go pod ramie.
-Musisz być tak uparty? - zaprowadziłam go do muszli, gdy on się załatwiał podtrzymywałam go za plecy. Wróciliśmy do łóżka i opadł na nie niechętnie.
-Jest noc, wróć do domu. Odpocznij. - stałam między jego nogami, a on oparł głowę na moim podbrzuszu.
-A zostaniesz tu? - masowałam jego głowę uważając na opatrunek.
-Na noc tak. Rano sprawdzę jak się czuję. - zapewnił mnie. - Ty musisz jechać do domu. Wykąp się, zjedź coś ciepłego i odpręż się w łóżku.
Przytaknęłam. Zebrałam swoje rzeczy, ucałowałam go w policzek, pożegnałam doktora i wyszłam. Przed tym zadzwoniłam jeszcze do Isaiaha i po chwili już wracaliśmy do domu.
-Jak on się czuje? - zapytał po chwili ciszy chłopak.
-Dobrze. Jak to Tommy. Uparty, ale już mu lepiej. - zaśmiałam się.
-No tak. - on też się śmiał.- Najważniejsze, że już po wszystkim.
-Tak. - odprężyłam się.
Pod domem byliśmy po dłuższej chwili. Od razu na wejściu powitała mnie Fran.
-I jak Pan Shelby? - zapytała w korytarzu.
-Uparty. Chciał wyjść, ale udało mi się go zatrzymać. Ale czy jutro zostanie to nie mam pewności. - wzruszyłam ramionami zrezygnowana.
Po cichu liczyłam, że uda mi się jutro równie wcześnie dotrzeć do szpitala i go zatrzymać.
-Ma Pani gościa. -kobieta po chwili wskazała na salon.
-Co? Kogo? - przeszłam do pokoju szybkim krokiem. Na kanapie siedział Finn. Bawił się jakimś plastikowym żołnierzykiem i chyba mnie nie zauważył.
-Finn. Witaj. - przysiadłam obok niego.
-Anna. - objął mnie. Był już trochę starszy i raczej nie chciał okazywać uczuć, ale coś musiało go zasmucić.
-Długo tu jest? - zwróciłam się do Fran.
-Około dwóch godzin. Kiwnęłam głową, a on się odsunął ode mnie.
-Co się stało? - zmierzwiłam mu włosy.
-Czy Tommy umrze jak mama? - wyszeptał.
-Oczywiście, że nie. Czemu tak myślisz?
-Polly nie chce nic mi powiedzieć, tylko że jest w szpitalu. - zrobił obrażoną minę.
-Tak. Tommy jest w szpitalu, ale nie umrze. Ma się już lepiej. - zapewniłam go.
-Na pewno?
-Nie oszukałabym cię. - zrobiłam krzyżyk na sercu.
-Okej. - westchnął i opadł na kanapę.
-Jak tu przyjechałeś?
-Isaiah mnie przywiózł. Mówił, że pewnie niedługo wrócisz.
-Jadłeś? - zerknęłam znów na Fran.
-Tak Pani Fran dała mi zupę.
-Chcesz zostać na noc? Spać ze mną? - wstałam z kanapy.
-A mogę? - oczy mu się zaświeciły.
-Pewnie, ale najpierw zjemy trochę ciastek i pójdziesz się wykąpać. - złapałam go za dłoń i poszliśmy do kuchni.
Pół godziny, sporej ilości ciastek i gorącego mleka później ja i Finn byliśmy w sypialni mojej i Tommyego. Chłopiec właśnie miał iść się umyć.
-Dam ci starą koszulkę Tommyego, tylko obetnę rękawy. - wyciągnęłam wspomnianą rzecz, skróciłam mu rękawy, a potem mu ją przekazałam.
Finn wrócił do pokoju po kilkunastu minutach już przebrany. Na nogach zostawił sobie tylko kalesony, a na górze koszulkę brata.
-Możesz się już położyć. - odkryłam kołdrę z jednej strony łóżka. - Ja pójdę się wykąpać.
Przeszłam do łazienki i napełniłam wannę wodą. Wyciągnęłam się i pozwoliłam by gorąca woda zrelaksowała moje mięśnie. Przyjrzałam się swojemu ciału. Moje piersi rzeczywiście były większe i brzuszek bardziej wypukły. Niepewnie położyłam tam swoją dłoń. Nadal nie mogłam uwierzyć, że od jakiś trzech miesięcy rośnie we mnie dziecko. Wyszłam, gdy woda zrobiła się już chłodna.
Wyszłam z łazienki, gotowa do spania, ale w progu pokoju dostrzegłam Fran.
-Pani Shelby ktoś czeka na Panią w salonie.
Na mnie?! Zmarszczyłam brwi i wyszłam na korytarz, a potem na dół. Jeśli to Tommy osobiście go poćwiartuje i odeślę w kawałkach. Weszłam do salonu, ale nikogo nie dostrzegłam. Na stoliku stał tylko mały beżowy miś w czapce Peaky.
-Co do cholery?! -szepnęłam do siebie i się rozejrzałam.
-To miś. - zza drzwi wyszedł John, miał skruszoną minę.
-John? - zdziwiłam się. -Co tu robisz?
-Chciałem cię przeprosić. - stanął przede mną.
-Za co?!
-Za moje słowa w szpitalu, źle się zachowałem. Nie powinienem mówić takich słów, a już na pewno nie do ciebie. -spuścił wzrok. -Byłem zły, wściekły. To nie powinno się stać, a się stało. W zwykły dzień, gdy po prostu przechodził ulicą. Mogło skończyć się gorzej.
-Daj spokój, skończyło się dobrze. - złapałam go za dłoń. -Nie gniewam się, ja też byłam zła. To było trudne dla wszystkich.
Nie wydawał się przekonany, w jego oczach nadal widziałam wstyd.
-Dziękuje za misia. -chwyciłam maskotkę. -Jest śliczny.
-Był taki samotny na wystawie, potrzebuje miłości. - puścił mi oczko. -Poza tym jak mogłem zapomnieć o mojej ulubionej dziewczynie.
-A myślałam, że Esme nią jest? -zaśmiałam się. -Dam mu jakieś imię.
-Esme jest moja ulubiona w innej kategorii. - pokazał mi język.
-Fuj. -udałam, że się wzdrygam. -A teraz idź już. Musze się wyspać.
-No jasne. Sen dla urody. -podszedł do mnie i wyciągnął niepewnie dłoń. -Chłopiec co?
-Tak mówi Poll. - złapałam jego dłoń i przyłożyłam do brzucha.
-Ona zawsze ma racje. - lekko mnie pogłaskał.
Mój brzuch w ubraniu był ledwo widoczny, wyglądało jakbym się za dużo najadła i mnie wzdęło.
-Zobaczymy. - zaśmiałam się.
-No weź. -odsunął się. - Ty jesteś stworzona by mieć chłopca. Masz nad nami władzę. Ja nadal się boje, a Arthur nawet Polly tak nie szanuje. Pamiętam jak kazałaś nam sprzątać bar. Pieprzony bar!
-Pewnie masz racje. -śmiałam się na to wspomnienie. -Ale to nie będzie pierwszy chłopiec.
-Ale najważniejszy. Wiesz jaki jest Tommy.
Wzięłam misia i przeszliśmy do drzwi. John się ubrał i na mnie spojrzał.
-Wiesz, że tu dla ciebie jestem. - ucałował mnie w skroń. -Wystarczy słowo.
-Wiem, wiem. - ciążowe hormony sprawiły, że prawie się popłakałam. -Nazwę go Mały John.
Spojrzeliśmy oboje na misia jakby miał coś powiedzieć. Po chwili John się otrząsnął i podszedł do drzwi.
-Dobranoc Mała. -uśmiechnął się.
-Dobranoc. Ucałuj Esme i dzieciaki.
-Wiesz, że to zrobię. -zaśmiał się, a ja trzasnęłam drzwiami w udawanym oburzeniu.
Wróciłam na górę, w pokoju Finn nadal siedział na łóżku oparty o zagłówek. Nie mogłam odpędzić myśli, że przypominał swojego brata i mimowolnie się zaśmiałam.
-Już późno. Musimy spać. - weszłam pod kołdrę i zgasiłam światło. Chłopiec pokiwał głową i ułożył się na poduszce.
-Dobranoc.
-Dobranoc. Tylko uważaj na mój brzuch, okej? - poprosiłam go.
-Czemu? - obrócił się do mnie twarzą.
-Jestem w ciąży. - uśmiechnęłam się, wiem, że nie zauważył po ciemku.
-Okej. Super. - poklepał mnie po ramieniu i znów się odwrócił. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się, próbował być już taki dorosły.
-------------------------------------------
Hejka! Tak dobrze widzicie to znów ja, ale gdy zaczęłam pisać ten rozdział nie mogłam sobie darować i go tutaj nie wstawić. Myślę,że w weekend wpadnie jeszcze jeden, Narazie zostaniemy przy takiej sielance, ale zobaczymy co będzie dalej ;)
Swoją drogą według statystyk ponad 150 osób jest nazwanych "Zaangażowany Czytelnik" czyli tacy, którzy tu wracają i spędzają dłuższą ilość czasu niż tylko jedno spojrzenie.
I to jest dla mnie tak niewyobrażalna liczba!! Jesteście wielcy, ściskam was mocno wszystkich!♥
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego.. xo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?