Rozdział 47.

380 15 0
                                    

Anna

Weekend minął nam szybko, ale spokojnie. Tommy był w sobotę w pracy, a niedziele spędzaliśmy u mojego taty na kolacji. Przeniósł się już na dobre do nowego domu, zadomowił i postanowił nas ugościć. Początkowo atmosfera była trochę napięta. Niby mój tata już przyzwyczaił się, że mam męża, zwłaszcza teraz w ciąży, ale nadal traktował Tommyego z dystansem. Przynajmniej dopóki się nie napili. Po pierwszej butelce whisky obaj zaczęli sobie nawzajem gratulować mojej ciąży. Jasne, jakby któryś z nich, poza Tommy przy tworzeniu, miał jakiś dalszy wpływ na mój wielki, ciężki brzuch. Po rozpoczęciu kolejnej mój tata zaczął rzucać jakieś docinki w stronę mojego męża, o tym jak  Tommy nie może mnie skrzywdzić, i że jako policjant tata ma wiele możliwości by się go pozbyć. Tommy jak to Tommy nie został mu dłużny i również zaczął wygłaszać jakieś przemowy o swoim oddaniu do mnie i o tym, że mój tata też potrafił być złym człowiekiem. Próbowałam jakoś załagodzić tworzący się konflikt i znów skierować temat na ciąże. Gdy byli już przy końcu drugiej butelki mój tata zasypywał nas dobrymi radami jak zajmować się dzieckiem i o tym jak dumna byłaby moja mama. Hormony sprawiły, że wzmianka o niej mnie wzruszyła i mąż podjął decyzje, że pora do domu. Musiałam prowadzić bo Tommy nie był wstanie utrzymać się na prostych nogach. Prowadziłam spokojnie, a Tommy przysypiał na siedzeniu obok.
-To prawda, że Esme jest znów w ciąży? - zaciekawiłam się po chwili ciszy.
-A ona nie jest cały czas w ciąży? Ciągle tylko się pieprzą. - burknął mąż i odpalił papieros.
-Nie przesadzaj. To dobrze, że się kochają. - poklepałam go po ramieniu. - Dobra z ciebie swatka.
Prychnął i już nic nie dodał. Dojechaliśmy do domu i Tommy praktycznie od razy zasnął tylko po by wstać jeszcze zanim wzejdzie słońce i pojechać do firmy. Ja musiałam sama zorganizować sobie zajęcie. W kwiaciarni trwał mały remont więc była nieczynna, a do sierocińca nie wolno mi było jechać. Tommy uważał, że to narazie niebezpieczne dla mnie i dziecka.
Dziś byłam umówiona z Adą w Londyńskiej bibliotece uczelni i wspomóc jej działania na rzecz szkoły. Odbywała się tam licytacja i tego typu zbiórki. Najpierw jednak poprosiłam Isaiaha aby zawiózł nas do firmy, musiałam pomówić z mężem.
-To całkiem uroczy pomysł! - ekscytowała się Ada, gdy weszłyśmy do środka.
-Tak. -zaśmiałam się. - Dzięki, że ze mną tu przyjechałaś.
Kobieta chciała coś powiedzieć, ale główne drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wbiegł Johny. Śmiał się głośno i był tak rozemocjonowany, że prawie wpadł na nas i mnie przewrócił. W ostatniej chwili podtrzymała mnie Ada.
-Co wy robicie do cholery? - krzyknęła Ada, gdy do środka wbiegł też Finn.
-Ścigaliśmy się. - wydyszał chłopiec.
-John! - rozniósł się donośny krzyk mojego męża.
Finn schował się za Adą, średni brat stanął przede mną i wyszeptał ,pomocy'. Tommy od razu znalazł się obok nas.
-Utłukę cię! - krzyczał Tom i zaczął machać rękami.
-Och- mruknęłam i chwyciłam męża za dłoń. - Rusza się.
Ostatnio ruchy Charliyego stały się wyczuwalne i Tommy ciągle mi powtarza, że mam mu o tym mówić jak tylko jest w pobliżu. Od razu położył obie dłonie na moim brzuchu i zaczął mnie głaskać.
-W którym miejscu? - zdziwił się.
-Nie jestem pewna. - puściłam oczko do Johna i obaj się ulotnili.
-I tak ich dopadnę. - szepnął i ucałował mnie. - Co tu robicie?
-Jedziemy do biblioteki na licytacje. - cieszyła się jego siostra.
-Mam sprawę. - potarłam go po policzku.
-Idę poszukać Arthura. - Ada wskazała na jakieś drzwi.
-Co jest? - objął mnie ramieniem.
-Potrzebuje pieniędzy. Nie mam ochoty stać w kolejce w banku. - wydęłam wargi.
-Chodźmy na górę. - pociągnął mnie na schody. - Myślałem, że wczoraj coś wypłaciłaś?
-Tak, ale dałam część na wypłaty pracownikom. Jest koniec miesiąca i mają dziś czas wolny.
-Przecież bym im zapłacił. - zmarszczył brwi.
-Kiedy? Jak wrócisz w nocy? - zaśmiałam się. Podeszliśmy do Lizzie, która siedziała na swoim miejscu.
-Wydaj z kasy 500 funtów. - powiedział jej, ale nadal patrzył na mnie
-Miało być 200. - zdziwiłam się.
-A chcesz 1000? - uniósł brew. Lizzie wyjęła banknoty z kasetki i mu je podała, a on przekazał je mnie. Schowałam je do torebki.
-Dziękuje. - szepnęłam i ucałowałam go w szczękę.
-Wydam też czek do banku aby pokryli to co dziś zapłaciłaś pracownikom. - potarł moje ramiona.
Kiwnęłam głową i uniosłam się na palcach aby go ucałować. Od razu pogłębił pocałunek, a dłonie ułożył na moim brzuchu. Starał się tego nie okazywać, ale im większa byłam tym bardziej zauważałam w nim tą zaborczą stronę i dumę z faktu, że jestem w ciąży. Jakby mój brzuszek miał być dowodem seksu z nim, o czym i tak wszyscy wiedzieli.
-Tommy! - obok pojawił się Arthur. - O, cześć Anna.
-Witaj. - uśmiechnęłam się.
-Jedziemy? - zaraz za nim pojawił się John.
-Ja też muszę już jechać. Ada? - zerknęłam na moich szwagrów.
-Czeka przy samochodzie. - odparł najstarszy z nich. Kiwnęłam głową.
- Dziękuje za pieniądze. - zwróciłam się do męża.
-Oddasz mi wieczorem w naturze. - wyszeptał mi do ucha. - Właściwie to później coś ci pokaże.
-Coś złego?
-Ucieszysz się. - odparł John.
Przewróciłam na nich oczami. Czasami byli jak dzieci. Pożegnałam ich po raz ostatni i zeszłam do samochodu. Ada już siedziała w środku i mogliśmy ruszać do biblioteki.
Okazało się, że bawiłyśmy się tam świetnie. Była to miła odmiana. Można było wylicytować wiele świetnych rzeczy, a cały dochód szedł na remont. Razem z Adą zdobyłyśmy jakiś zestaw kosmetyków, a mnie jeszcze poszczęściło się i zgarnęłam komplet ksiąg kucharskich. Po skończeniu wybrałyśmy się jeszcze na herbatę, ciasto, i ploteczki. Isaiah pakował akurat rzeczy do samochodu, a ja żegnałam się z siostrą męża.
-Możemy cię podrzucić. - wskazałam na samochód.
-Nie trzeba. Tutaj w pobliżu Karl ma zajęcia dodatkowe, obiecałam go odebrać. - wskazała na drogę za sobą.
-Dobrze. Uważaj na siebie i ucałuj go ode mnie. - przytuliłam ją i odeszła. Wsiadłam do samochodu, Isaiah już siedział na miejscu kierowcy.
-Do domu? - zerknął na mnie.
-Właściwie to nie. - zerknęłam do torebki, miałam jeszcze resztę pieniędzy. - Znasz ten sklep gdzie Tommy kupuje ubrania?
-Nie pamiętam nazwy. Ale to obok Hotelu Royal, tak?
-Tak, dokładnie! - uśmiechnęłam się. - To tam proszę.
Ruszyliśmy ulicami Londynu, ruch był spokojny więc na miejscu byliśmy dość szybko.
-Zaczekam. - chłopak oparł się o drzwi samochodu i odpalił papieros.
Weszłam do sklepu. Byłam już tutaj kilka razy. Wiem, że to miejsce gdzie Tommy lubi kupować sobie nowe koszule i garnitury. Za ladą siedział jakiś starszy grubszy Pan i bacznie mi się przyglądał. Obejrzałam kilka rzeczy, ale biała koszula w małe błękitne paski rzuciła mi się najbardziej w oczy. Znalazłam odpowiedni rozmiar i przeszłam z nią do kasy.
-Dzień dobry. - uśmiechnęłam się do mężczyzny.
-Witam. - zaczął kasować. - Będzie 250 funtów.
Wyciągnęłam z torebki pieniądze i okazało się, że zostało mi tylko 200 funtów. Schowałam je z powrotem i na niego spojrzałam. Ciągle bacznie mi się przyglądał. Nie pamiętał kim jestem?
-Może być czek? - zasugerowałam.
-Jasne. - wyjął plik karteczek do pokrycia. - Jakie nazwisko? Vox czy Pan Shelby? Zaśmiałam się na głos.
-Pani Shelby. - podkreśliłam. - Też mam własne pieniądze. Ale to uroczę, od dawna nikt nie mówił do mnie Panna Vox.
-Myślałem, że po rozwodzie wraca Pani do panieńskiego. - wzruszył ramionami i podał kartkę do podpisu.
-Czyim rozwodzie? - zmarszczyłam brwi i chwyciłam koszulę.
-Pani, z Panem Shelby. Ta brunetka co z nim spędza noce w Royal była tu ostatnio z rana i mówiła, że ma zniszczoną koszulę. Zapytałem na czyje nazwisko. Podała swoje, Stark, ale mówiła, że niedługo będzie Shelby.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Pieprzona Lizzie. Złość wzięła górę i rzuciłam w niego zakupioną koszulę, po czym wyszłam trzaskając drzwiami.
-Co jest? - Isaiah od razu do mnie podszedł. - Zrobili ci coś?
-Jedziemy do firmy! - warknęłam i zajęłam miejsce w aucie.
-Anna. Tom nie musi wiedzieć, zajmę się tym. - odparł ze swojego miejsca.
-Jedź! - podniosłam głos.
Jechał szybko, ale w ciszy. Pod budynkiem nie zdążył jeszcze dobrze zaparkować, a ja już wysiadłam i szybkim krokiem weszłam do środka, na górę. Pociągnęłam za klamkę jego gabinetu, ale zamknięte. Zaklęłam pod nosem.
-Przepraszam. - stanęła obok mnie jakaś chuda dziewczyna. - Pan Shelby i jego bracia niedługo wrócą.
Zerknęłam na nią. To pewnie ta młoda stażystka, którą przyjął Arthur aby Lizzie mogła mieć wolne godziny. Cholerna żmija.
-Mogę tam wejść? - wskazałam gabinet.
-Pan Shelby mi zabronił otwierać. - spuściła wzrok.
Westchnęłam i usiadłam przy mały stoliczku obok, tyłem do głównego wejścia.
Isaiah też zaraz pojawił się na górze, ale stanął kawałek ode mnie. Nie wiem ile minęło czasu, ale im dłużej myślałam o tym co usłyszałam tym bardziej wściekła byłam.
-Panie Shelby! - powiedziała ta dziewczyna.
-O co chodzi? Isaiah? - nadal byłam do niego tyłem, on chyba też mnie nie widział. - Gdzie Anna?
-Tam. - powiedział chłopak i musiał wskazać na mnie palcem.
-Co się dzieje? Czemu nie jesteś w środku? - stanął obok mnie.
-Zabroniła mi. - powiedziałam ostro.
-Kler, moja żona też ma na nazwisko Shelby. Poza tym posiada tutaj część udziałów. Jak tu jest ma prawo wejść do środka.
-Przepraszam. - speszyła się i odeszła.
-Co tu robisz, ey? Jak aukcja? - miał durny uśmiech na twarzy.
-Pani Anna jest wściekła. - wtrącił Isaiah, a ja prychnęłam.
-Widzę. - westchnął mój mąż. - Co się stało? Jeśli ktoś cię zasmucił Isaiah ma za zadanie cię bronić.
-Nawet przed Tobą? - zapytałam i stanęłam przed nim.
-O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.
-Miałam prawo się dowiedzieć! - krzyknęłam. - Od ciebie, albo chociaż od jakiegoś prawnika.
-O czym?
-O tym, że się rozwodzimy. Miałeś cholerny obowiązek mi powiedzieć!
-Anna.. - zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie od jakiegoś sklepikarza, ani nie od tej szmaty!
-Co się tutaj dzieje?! - zerknął na Isaiaha.
-Pojechaliśmy do tego sklepu obok Royal, Anna chciała coś kupić. Ale wybiegła stamtąd wściekła. - wzruszył ramionami chłopak.
-Bo on miał odwagę mi powiedzieć! Zapytał czy płacę jako Panna Vox, a gdy zapytałam czemu miałabym, powiedział mi. Byłeś z nią, z Lizzie, w Royal na noc, a rano przyszła do sklepu i stwierdziła, że jeszcze płaci swoim nazwiskiem, ale niedługo jako Pani Shelby! - cała się trzęsłam z emocji.
-Uspokój się. W twoim stanie nie możesz się tak denerwować. - chciał podejść do mnie, ale go zatrzymałam. - Ja nie wiem o czym ty mówisz.
-Miałeś obowiązek mi powiedzieć. - szepnęłam. - Wyrzucisz mnie z dzieckiem?
-Do kurwy nędzy. Nikt cię nie wyrzuca! Kocham cię! Ja nie mam pojęcia co się dzieje!- złapał się za głowę. - Chodź do środka.
-Nie chcę. - stanęłam obok mojego kierowcy. - Pojadę do domu i się spakuję. W razie jakbyś chciał ją tam przyprowadzić.
-Anna! Przecież to jest jakieś nieporozumienie! - krzyczał za mną.
-Nieźle stary. -usłyszałam jeszcze komentarz Johna.
Tommy złapał Isaiaha za rękaw i coś wyszeptał mu do ucha. Ten tylko kiwnął głową i zeszliśmy oboje na dół. Wsiedliśmy do auta i chłopak zaraz ruszył. Próbowałam unormować oddech. Jechaliśmy w ciszy, którą on postanowił przerwać.
-Wątpię by Tommy chciał się z tobą rozstać. Kocha cię. - patrzył na mnie przez lusterko. - To tylko pomówienia.
-Być może. Ale gdyby nie dawał jej powodów, nie mogłaby tak mówić. - stwierdziłam i odwróciłam wzrok.
Dojechaliśmy do domu. Wysiadł razem ze mną i podszedł do Fran. Przekazał jej, że jestem nerwowa. Kazał przygotować mi herbatę na uspokojenie i pilnować bym się nie stresowała. Od razu przeszłam do sypialni, obmyłam się i przebrałam w piżamę. W tym czasie Fran podała mi rumianek. Wypiłam ją i ułożyłam się na plechach. Położyłam dłonie na brzuchu i próbowałam zasnąć. Ale w głowie miałam tylko tą rozmowę ze sklepikarzem. Domyślam się, że nawet jakby Tommy chciał ze mną rozwód, uprzedziłby mnie. Mógł się mną znudzić, znam go. Zainteresował się Lizzie i być może odnalazł w niej to czego ja nie umiałam mu dać. A może to rzeczywiście było tylko nieporozumienie. Miotana różnymi myślami zasnęłam.
/narracja trzecioosobowa/
Był późny wieczór, gdy Tommy zaparkował samochód pod domem. Był zmęczony. W firmie nadal miał trochę problemów, a jeszcze dokładała mu ich żona. Zaraz po jej wyjściu rozniósł połowę swojego biura i wezwał Lizzie. Przyjechała, mimo że miała wolne popołudnie. Początkowo wypierała takie zdarzenie, ale pod naciskiem jego braci, który stanęli w obronie Anny, przyznała się. Nie zwolnił jej. Cenił jej pracę i szanował. Ale dał jej ostrą reprymendę. Później pojechał z braćmi do owego sklepu i równie ostro skonfrontował się ze starym plotkarzem. Teraz czekała go jeszcze przeprawa z żoną. Nie tak planował ten wieczór. Chciał opowiedzieć jej o niespodziance, cieszyć się z nią, a na koniec może posadzić ją na górze aby go ujeżdżała całą noc. Ostatnio uwielbiali tą pozycje. Westchnął i wszedł do domu. Fran już na niego czekała.
-Pani Shelby? - zapytał podając jej płaszcz.
-W sypialni.
Kiwnął głową i wszedł na górę. Jego żona leżała na boku owinięta do połowy kołdrą. Ramiączko jej się zsunęło i było widać kawałek piersi. Były już takie duże. Cicho mruknął sam do siebie i usiadł obok niej. Ucałował ją w skroń i pogłaskał po włosach. Poruszyła się lekko.
-Moja kochana. - głaskał jej ramię.
-Co powiedziała? - wychrypiała zaspanym głosem.
-Nie istotne. Skłamała. Powiedziałem jej, że żaden Shelby nie da jej nazwiska. - zaśmiał się. - Nawet Finn.
-I nie chcesz ze mną rozwodu? - patrzała na niego spod długich rzęs.
-Nigdy. Mówiłem ci, że rozwód nie wchodzi w grę. - głaskał ją po policzku. - "Dopóki śmierć nas nie rozłączy."
-Mówiłeś, że ja nie rozwiodę się z Tobą. A jak ty się mną znudzisz?
-Tobą? Nigdy. Mam wrażenie, że każdego dnia odkrywam cię na nowo. - wtuliła policzek w jego dłoń.
Ich uroczy moment przerwał telefon od wściekłej Polly, która musiała go opieprzyć za rzekomą plotkę rozwodu. Tommy cieszył się, że to tylko rozmowa przez telefon bo pewnie dostałby od niej w twarz. Długo mu zajęło uspokojenie jej, ale w końcu odpuściła. A przez resztę nocy pokazywał swojej żonie, że tylko ona się liczy. 
----------------------------------------------------------------
Cześć moi kochani! 
Jak mówiłam najbliższe rozdziały mogą nie przypaść wam do gustu.. ale musi być burza by mogła wyjść tęcza ;)
Chętnie poznam co myślicie♥
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego (piątek) xo

I love you more.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz