ROZDZIAŁ ZAWIERA TRUDNE TREŚCI-PORÓD. WZMIANKA O BÓLU,KRWII.
PISANY JEST W NARRACJI TRZECIOOSOBOWEJ.Anna chodziła po salonie z jednego kąta do drugiego, Fran stała przy drzwiach, a Ada wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Wszystkie trzy czekały na przyjazd Polly jak na szpilkach. Tommy wyszedł jakieś dwie godziny temu i Anna odczuwała dość silne i nie równe skurcze, pewnie z nerwów.
-Ach!- zgięła się i podparła ściany.
-Połóż się, Polly zaraz będzie. - Ada również miała smętną minę.
-Nie mogę jeszcze urodzić, nie jestem gotowa. - łkała ciężarna.
-Pani Shelby. - Fran pomogła jej usiąść na kanapie. - Kobiety rodzą od wieków. Da Pani radę.
Skurcze były coraz mocniejsze, ale Anna czuła, że coś jest nie tak. Jakby dziecko chciało wyjść, jednocześnie nie chcą wychodzić. Syknęła z bólu po raz kolejny. Akurat do pokoju wpadła ciotka Gray, przyjrzała się każdej z nich z osobna i zaraz usiadła obok Anny.
-Zaczęło się? -Nie wiem. - ta złapała ją za rękę gdy poczuła coś mokrego pod stopami.
-Wody?!
-Tak. - Polly obejrzała się po pokoju. - Chodź do sypialni.
Razem z Fran pomogły jej przejść do innego pokoju.
-Stań przy łóżku i rozszerz nogi. - zarządziła Polly. - Ada zdzwoń do Johna i odwołaj moją wizytę u nich. I niech tu przyjdzie ta druga pokojówka!
Zaraz po tym starsza kobieta zatrzasnęła drzwi sypialni, a Ada zajęła się obowiązkami. Przywołała Jean i kazała jej czekać pod sypialnią na dalsze polecenia. Gdy John usłyszał, że bratowa rodzi obiecał zaraz przyjechać do Arrow House. Ada czekała na niego w bibliotece pijąc whisky i nasłuchując głośnych stęków Anny, mroziły krew w żyłach.
-Jak jest?! - do pomieszczenia wpadł zdyszany John i zaraz za nim Arthur.
-Chyba nadal nic, serce mi pęka jak ją słyszę. - szepnęła Ada i objęła brata.
Anna stała oparta o ramę łóżka z nogami lekko zgiętymi i modliła się do każdego Boga aby był już koniec. Polly co chwile zaglądała jej między nogi, ale nadal miała za małe rozwarcie.
-Nie mogę już. - zapłakała głośniej.
-Jeszcze trochę, już niedługo.. - Polly pogłaskała ją po plechach. - Zrób kilka przysiadów.
Każdy ruch, a nawet oddech sprawiał jej niemiłosierny ból. Jakby coś rozrywało ją od środka. Poczuła na nogach coś mokrego i gdy spojrzała w dół, była cała we krwi.
-Jezu Polly.. -spanikowała. - Zrób coś.
-Chodź na łóżko. - Fran pomogła jej się położyć. Anna była już cała spocona, brudna i we łzach. Fran nie mogła patrzeć na Panią Domu w tym stanie. Uwielbia ją, a taki widok był dla starej gosposi za trudny.
-Przycisnę twój brzuch. - Polly położyła na niej dłonie.
-Nie! - błagała Anna. -Zrobisz mu krzywdę!
Polly jednak nie słuchała. Trzeba było to przyspieszyć bo inaczej serce dziewczyny nie wytrzyma bólu. Nacisnęła na niego kilka razy, a donośny krzyk Anny rozniósł się po całym domu. Fran słysząc to miała wrażenie, że te krzyki utkną w ścianach już na zawsze.
Ada, John i Arthur przenieśli się czekać pod drzwi sypialni. Słyszeli te przeraźliwe krzyki i każdy z nich przeżywał to na swój sposób.
-Dzwoniłaś do niego? - odezwał się cicho John.
-Nie, jeszcze nie. - Ada miała żal do brata, że z taką łatwością zostawił ciężarną żonę.
-Muszę podjechać do fabryki. - wtrącił najstarszy z nich. - Przyjadę za godzinne z Lindą i Esme. Oby było po wszystkim.
Jego rodzeństwo kiwnęło głowami na zgodę. Akurat rozniósł się kolejny przeraźliwy krzyk Anny. Arthur wyszedł z domu, a Ada i John zastanawiali się jak mogą pomóc.
-On ma prawo wiedzieć. - odezwał się znów John. - Też jestem na niego zły, ale to jego dziecko.
-Ona wystarczająco cierpi. - Ada uniosła głos. - Teraz i tak jej nie pomoże.
Drzwi się otworzyły i młoda pokojówka wybiegła na dół. Wróciła po chwili z dzbankiem i ręcznikami. Polly stanęła w drzwiach i przejęła od niej rzeczy.
-Zaczyna się. - rzuciła do czekających przy ścianie i znów wróciła do środka.
Anna nie miała pojęcia ile minęło już czasu, ani jak długo jeszcze ma cierpieć. Jedyne co czuła to przeraźliwie mocny ból, który był nie do zniesienia.
-Polly błagam. - wyszeptała cicho. - Po prostu mnie zabij, nie dam rady.
-Jesteś już szeroka. Teraz tylko przyj. - Fran ocierała jej twarz, a Polly stała między jej nogami.
Anna starała się ze wszystkich sił. Wiedziała, że robi to dla swojego dziecka. Syna, którego tak pragnęła. Ale w tym momencie jedyne czego chciała to zasnąć i się nie obudzić.
Polly obserwowała ilość lejącej z Anny krwi i nie dowierzała, że ta młoda i drobna kobieta nadal się trzyma. W końcu, po długich bólach i głośnych krzykach, udało się. Charlie Shelby wyszedł ze swojej mamy. Polly chwyciła go, odcięła pępowinę i podała go Fran do obmycia.
Nachyliła się nad Anna, wiedziała, że jest zmęczona i osłabiona. Straciła zbyt wiele krwi. Umyty i wytarty Charlie trafił w ręce ciotki Polly.
-Piękny. - przyjrzała mu się. - Ma jego oczy.
Płakał więc oddała go matce. Anna nie była w stanie nawet złapać poprawnie oddechu. Nie czuła swojego ciała, jakby je opuściła. Słyszała płacz swojego syna, poczuła go przy piersi, ale nawet nie umiała na niego spojrzeć. Nie czuła nic poza bólem. Zastanawiała się czy będzie jej towarzyszyć już zawsze. Polly na kazała Fran i Jean sprzątnąć pokój oraz delikatnie umyć Anne, po czym wyszła na korytarz.
-I jak?! - zaatakowała ją Ada.
-Urodziła. Jest piękny. Ma ocean w oczach. - zachwyciła się Polly.
-A Anna?- wtrącił John.
-Zadzwonię po lekarza. Straciła tak wiele krwi. - Polly potarła swoją twarz. - Najbliższa godzina jest kluczowa.
John posłał siostrze mordercze spojrzenie. Wiedziała, że musi powiadomić Tommyego. Polly zadzwoniła po lekarza i obiecał zjawić się najszybciej jak się da. Pokojówki w końcu zostawiły Anne, ale narazie nie można było jej odwiedzić. Jej ciało samo musiało podjąć decyzje.
Zasiedli w salonie czekając na doktora i rozwój wydarzeń.
-Powiedź jej coś. - wybuchł John w stronę Polly.
-Idź po niego zadzwoń. - zwróciła się do Ady ciotka.
-Anna i tak już dużo przeszła..-mruknęła Ada.
-Jeśli jej się nie uda, on nam nie wybaczy. - Polly odpaliła papieros.
-I jak? - do pokoju weszli Esme, Linda i Arthur.
-Chłopak jest cały, ale Anna.. - Polly wypuściła sporo dymu. - Jeszcze nigdy nie widziałam tyle krwi.
W gabinecie Ada najpierw wybrała jeden numer, ale nikt nie odpowiedział i znów połączyła się z recepcją hotelu prosząc o kontakt z bratem. Recepcjonista kazał jej zaczekać i po chwili udało się przekierować połączenie. Tommy odebrał po trzecim sygnale.
-Słucham?
-Tu Ada. - odchrząknęła w słuchawkę.
-Ada! Miałem zadzwonić. Jak się macie? Jak Anna?
-Zaczęła rodzić.. - wyznała mu niechętnie.
-Co? Jak to? - oburzył się Tommy.
-Po twoim wyjściu dostała skurczy i ostatecznie urodziła.
-Jak się czuje Anna? Charlie? - brzmiał na zmartwionego.
-Charlie dobrze, ale Anna. - jego siostrze załamał się głos. - Polly mówi, że straciła za dużo krwi, nie wiadomo czy jej organizm to wytrzyma.
-Co ty mówisz!? - krzyknął.
-Posłuchaj, nam wszystkim jest ciężko. Nie słyszałeś jak krzyczała, jak błagała o pomoc. A ciebie nie było! - Ada straciła nad sobą panowanie.
-Przyjadę.. - wychrypiał.
-Powiedz swojej lafiryndzie, że musisz chociaż na chwile odwiedzić umierającą żonę.
-Anna nie umrze. - krzyknął w słuchawkę. - Dlaczego zakładasz, że jest u mnie?
-Bo najpierw poprosiłam o rozmowę z jej pokojem. Nikt nie odebrał. - rzuciła mu niechętnie Ada i się rozłączyła.
Tommy rzucił słuchawkom i zaklął głośno. Był pochłonięty pracą, robiło się późno, ale musiał przygotować kilka dokumentów. Nie spodziewał się żadnego połączenia, ale to co mu przekazała siostra zburzyło jego świat. Lizzie siedziała na jego łóżku. Przyszła chwile temu i chciała namówić go na seks, ale on wolał skupić się na umowach. Gdy skończył rozmowę kobieta do niego podeszła.
-Co się dzieje? - potarła jego ramiona.
-Anna. - schował twarz w dłoniach. - Nie mogę jej stracić.
-Och Tommy. - Lizzie objęła go i wtedy szybko się odsunął. Dotarło do niego się działo. Anna cierpiała, była tam sama. Tak jego rodzina ją kochała i wspierała, ale to on powinien teraz trzymać ją za rękę.
-Jadę do domu. - odparł jakby do siebie i zaczął szybko poprawiać swoje ubranie.
-A spotkanie rano? - oburzyła się sekretarka. - Mówiłeś, że jest ważne.
-Moja żona jest ważna i mój syn. - odparł chłodno.
-Wiesz, że jeśli.. - zaczęła ale ją zatrzymał.
-Jeśli powiesz coś na kształt, że mi ją zastąpisz zabije cię tu i teraz.
-Nigdy bym tego nie powiedziała! - uniosła się. - Chciałam abyś wiedział, że możesz na mnie liczyć! Że tu zostanę.
-Dobrze, pójdź jutro na spotkanie, przedstaw mu ofertę jaką napisałem, pokaż umowę. Przyślę też Arthura. - zaczął zbierać swoje rzeczy. - Może też Ada wpadnie pomóc.
Kobieta chciał coś dodać, ale Tommy opuścił już pokój. Zszedł szybkim krokiem do recepcji i poprosił o swój samochód. Miał wrażenie, że każda minuta, w której stał bezczynnie trwała wieczność. Wsiadł szybko do samochodu i ruszył do domu. Ada była na niego wściekła i pełna emocji. Tommy wiedział jak jego rodzinie zależało na Annie, przyjęli ją praktycznie od razu do siebie i stała się Shelby nawet zanim wzięli ślub. Wiedział, że popełnił sporo błędów względem niej, ale nie mógł jej stracić. Po prostu nie mógł.
W Arrow House atmosfera zaczęła się uspokajać. Lekarz zbadał Anne i sam był pod wrażeniem jak silna jest. Zapisał jej żelazo oraz inne witaminy na wzmocnienie krwi. Zalecił dużo odpoczynku i picie soku z buraków czy marchewki. Przyjrzał się też małemu chłopcu i ocenił, że jak na tak trudny poród wyszedł bez szwanku.
John, Ada i Polly towarzyszyli Annie w sypialni. Czuła się trochę lepiej, na tyle by widzieć co się dzieje wokoło niej. John trzymał Charliego na rękach i chodził z nim koło łózka. Polly stała za nim, a Ada siedziała obok Anny i trzymała ją za rękę. Zmieniono pościel, na tyle ile pozwoliła leżąca pozycja Pani domu, miała też na sobie foliowy woreczek aby nie musieć wstawać na siusiu.
-Ma takie błękitne oczy. - zauważył John. - Ale ma twoje silne rysy twarzy.
-Będzie łamał serca. - rzuciła Ada.
-Będzie twoją ostoją. - Polly pogłaskała Annę po włosach. - Już udowodnił jaki jest silny i jak tą siłę przekazał Tobie.
Anna kiwnęła lekko głową, nadal nie było jej stać na więcej ruchów niż oddychanie. Zastanawiała się czy obecność Tommyego by jej pomogła. Nie zabrałby tego bólu, ale świadomość, że czekał blisko niej mogłaby dodać jej otuchy. Charlie zapłakał cicho więc John zwrócił go mamie.
-Jean i Fran kręcą się tutaj w pobliżu, a my będziemy na dole. Odpocznij. - zapewniła ją Polly i wyszli.
Usiedli w salonie i w końcu mogli się napić. Wydawało się, że każdy z nich potrzebował drinka, to był ciężki dzień. Usłyszeli jak na podjedzie zatrzymał się samochód i nim Fran zdążyła zbiec na dół by przywitać Pana Domu, Tommy już szybkim krokiem wszedł do salonu.
-Gdzie ona jest? Jak się czuje? - pytał rozgorączkowany.
-Dobrze, mają się dobrze. - odpowiedziała mu Polly po chwili.
-Co się działo?
-Zaczęła rodzić, straciła tak dużo krwi. Martwiliśmy się. -kontynuowała ciotka.
-A ty byłeś zajęty. - westchnęła Ada. - Masz szczęście, że jest osłabiona. Bo bym jej wszystko wyznała.
-Ada.. - upominała ją Esme.
-Zachowałeś się jak ostatni bydlak. Musiała przejść przez to sama i tylko Charlie dodał jej sił!
Tommy rozumiał wściekłość siostry, sam był na siebie zły. Łzy zebrały mu się w oczach, miał ochotę się poddać.
-Ada, wystarczy. -odezwała się Linda. - Obejrzał ich lekarz, już jest dobrze.
Polly kiwnęła głową do Arthura i Johna. Podeszli do brata i poklepali go po plecach.
-Ma twoje oczy i jej rysy. - uśmiechnął się John. - Będzie władcą dzielnicy.
-Idź do nich. - zachęcił go Arthur.
Tommy kiwnął głową. Otarł twarz i wszedł na górę. Zapukał cicho w drzwi.
-Polly. Nie musisz mnie sprawdzać co chwilę. - odezwała się cicho Anna.
-Ja pewnie jestem ostatnią osobą jaką chcesz widzieć. - Tommy niepewnie wszedł do środka.
-Tommy! - uśmiechnęła się. - Cześć. Nie wiedziałam, że wróciłeś..
Wszedł głębiej do pokoju i stanął obok niej. Była blada i biło od niej zmęczenie. Serce ścisnęło go na ten widok.
-Jak się czujesz? - usiadł na łóżku niepewny.
-Już lepiej. Przywitaj się.
Tommy zerknął na jej ramiona. W błękitnym kocyku leżał malutki chłopczyk. Wyciągnął ręce i chwycił go. Charlie Shelby.
-Jest taki piękny. Jak ty. - zerknął na nią. - Nie wiem jak ci za niego dziękować, ani jak cię przepraszać.
Znów zaszkliły mu się oczy. Nie mógł uwierzyć, że trzyma własnego syna. Jest idealny.
-Dobrze, dobrze. - uśmiechnęła się. - Ma twoje oczy.
-I twój nosek. Ile kobiet będzie za nim szaleć. - zażartował.
Tommy wpatrywał się w chłopca nie wierząc, że jest prawdziwy.
-Chcesz z nami zostać? - zapytała go cicho.
-A mogę?
-Jasne. To twój syn, nigdy ci tego nie zabronię. - chciała go dotknąć, ale nie miała siły ruszyć choćby palcem. - Zdejmij koszulę.
-Chyba na to za wcześnie. - mrugnął do niej.
-Wyczuwa cię po skórze, łapie jej zapach i ciepło. - wyjaśniła mu. - Lepiej cię pozna.
Tommy kiwnął głową. Ułożył go delikatnie na Annie i ściągnął swoje ubranie. Zajął miejsce obok żony na poduszkach i przejął małego.
-Jest tak maleńki. - zachwycał się jej mąż.
-Mhm. - ziewnęła. - Chce się zdrzemnąć chociaż na pięć minut.
-Jasne kochanie, jestem tu. - spojrzał na nią. - Odpoczywaj.
-Mam jednak prośbę. - wyszeptała i zamknęła oczy. - Pocałuj mnie.
Serce Thomasa wykonało mały przewrót, nadal go chciała. Ucałował najpierw lekko jej czoło, potem nos, powieki, a na sam koniec jej usta.
Anna nie była pewna ile minęło czasu, ale przeszył ją dziwny dreszcz, nadal bolało ją całe ciało. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Tommy nadal siedział obok niej z Charliem na kolanach.
-Ile minęło czasu? - wyszeptała.
-Nie jestem pewien, może godzina? - wzruszył ramionami. - Chyba jest głodny.
Rzeczywiście teraz do Anny dotarło, że Charlie łka dość głośno.
-Przyłóż go do mnie, tylko odsuń mi koszulę. - poprosiła go. Tommy wykonał jej polecenia i maluch zaraz przyssał się do piersi matki. Gładziła go lekko dłonią, a on łapczywie jadł swoje mleko. Był to dla Tommyego przepiękny widok.
-Zasnę jeszcze na chwile. - wyszeptała Anna po chwili. - Ciężko mi utrzymać otwarte oczy.
-Dobrze, będę obok. - ułożył się wygodniej.
Anna zamknęła ponownie oczy, a gdy je otworzyła nadal była w tej samej pozycji na wznak, Tommy leżał w okolicy jej piersi i chyba spał. Nie wiedziała gdzie jest Charlie i serce zabiło jej szybciej.
-Charlie? - wyszeptała.
-Polly zabrała go na dół. -Tommy się poruszył i zerknął na nią. - Abyś mogła odpocząć.
-Dziękuje, muszę siku. - westchnęła.
-Zanieść cię do łazienki? - wstał na równe nogi.
-Nie, mam woreczek. Ale nie patrz na mnie. - zawstydziła się.
Tommy kiwnął głową i stanął przy oknie. Wyjął papieros, otworzył je na oścież i zapalił.
Anna puściła kilka kropel, nadal wszystko ją bolało tam na dole. Wstydziła się tego, że załatwia się w łóżku i tego, że sama nie może nawet tego woreczka zmienić. Łzy napłynęły jej do oczu. Nadal chyba nie przetworzyła tych wszystkich emocji.
-Co się stało? - Tommy od razu wyrzucił papieros i nachylił się nad nią.
-Nic. Po prostu.. - zakrztusiła się łzą. - Czuje się tak żałośnie. Nie mogę nawet poruszyć dłonią.
-Maleńka.. - otarł jej łzy. - Wykonałaś dzisiaj coś niesamowitego. Okazałaś się tak silna jak nikt z nas. Nigdy ci tego nie zapomnę, ani się za to nie odwdzięczę.
-Maleńka? - uniosła na niego brew.
-John też tak na ciebie mówi.. -speszył się.
-Zazdrosny? Tatusiu? - starła się zabrzmieć ponętnie. - Założę się, że jeszcze nigdy nie byłam tak atrakcyjna.
-Wierz mi, jesteś atrakcyjna jak cholera. Tak zajebiście seksowna. - ucałował jej dłoń.
-Za to mam do ciebie mało atrakcyjną prośbę. - zaśmiała się.
-Zrobię co zechcesz.
Poprosiła go o wymianę woreczka, zrobił to bez wahania przy okazji chwaląc jak piękna z niej Mamusia. Polly wróciła z Charliem i wszyscy w trójkę leżeli wtuleni w siebie.
-Już świta. - zauważyła wpadające przez okno promienie słońca. - A praca? Zdążysz do Londynu?
-Żadna praca nie jest tak ważna jak wasza dwójka. - ucałował ją w usta. - I nigdy nie będzie.
-----------------------------------------
Kolejny tydzień, kolejny rozdział!
Ja wiem, nadal pamiętam,że Tommy jest na naszej czarnej liście.. Po prostu myśle,że po tych trudnych chwilach Anna potrzebowała komfortu, ale spokojnie-wybaczone nie znaczy zapomniane.
Gdybym miała dzielić tą książkę to byłby koniec pierwszego tomu. Mamy miłość, ślub i dziecko dla Anny oraz sukces i pieniądze dla Tommyego. Wszystko czego pragnęli. Ale nie będę tego dzielić i kolejne części pojawią się tutaj normalnie :) A trochę nas jeszcze czeka, w końcu nie może być kolorowo prawda?
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego..(czwartek) xo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?