Rozdział 75.

200 6 0
                                    

Anna

Późnym popołudniem i kilku długich grach w karty i szachy, swoją drogą Charlie był równie słaby jak jego tata, w końcu zabieram się za kolację.
Tommy narazie nie dzwonił i Charlie nadal jest tym przybity, ale staram się zajmować jego czas.
-Idę powiesić pranie na zewnątrz, póki słońce jest z tej strony. - powiedziałam zabierając ze sobą kosz z mokrymi rzeczami.
-Dobrze! - odmachał mi i wrócił do układania klocków. Zostawiłam drzwi uchylone, linka była dosłownie kilka kroków od nich. Rozłożyłam ją i zaczęłam wyciągać rzeczy i je rozwieszać. Ponieważ kosz musiał stać na ziemi, a linka była dość wysoko musiałam się nieźle nagimnastykować, schylać i prostować. Przez to powieszenie tych kilku rzeczy trwało dłużej, szybko się męczyłam.
-Może pomóc? - dosięgł mnie jakiś głos zza mnie, z dziwnym akcentem.
-Nie trzeba.. - obróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę, ciemna karnacja, ciemne włosy, kilka widocznych tatuaży. - Panie Changretta.
-Tak czułem, że jest Pani najbystrzejsza z nich wszystkich Pani Shelby. - zaśmiał się i podszedł bliżej mnie.

Rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu, w oddali można było dostrzec kilku mężczyzn, czekali na mój znak.
-To nie jest najlepszy moment.. - przełknęłam ślinę.
-Spokojnie. - odsunął się. - Idę na spotkanie z Pani mężem, chciałem tylko Panią zobaczyć.
-Nie jestem z muzeum, nie trzeba mnie oglądać. - odparłam i wróciłam do wieszania prania.
-Ma Pani języczek.. - zaśmiał się. - Nie ciężko?
-Słucham? - wskazał na pranie w moich rękach. - Radzę sobie.
Włożył ręce do kieszeni i po prostu mi się przyglądał.
-Nie śpieszy się Pan? - zerknęłam na niego. - Czy jest Pan tu bo jestem następna?
-Nie.. - znów się zaśmiał. - Jeszcze nie, ale mam kulę z Pani imieniem.
Starałam się stać niewzruszona, ale w środku wszystko mi się ruszało.
-Mąż nie lubi czekać. - starałam się brzmieć obojętnie.
-Pokrzyżowała mi Pani plany, Anno. - odparł już bardziej cierpko.
-Już jesteśmy na ty? - spojrzałam na niego. - Jakie plany?
-Tym. - dotknął lekko mojego brzucha i gwałtownie się odsunęłam. -Chciałem zabić Panią i męża, ale znowuż nie planowałem zabijać dzieci.
-Mamo? - w drzwiach pojawił się Charlie.
-Wróć do domu.. - chciał podejść, ale go zatrzymałam.
-Ah Charlie Shelby! - Changretta pomachał w jego stronę.
-Powinien Pan już iść. - dodałam ostrzej tarasując mu drogę.
-A Pani powinna się zastanowić do kogo mówi. - stanął na wprost mnie. - Albo do zakończenia tej wojny urodzi Pani albo sam je z Pani wyjmę.
Na koniec poprawił swój kapelusz i spokojnym krokiem odszedł.
Serce biło mi jak szalone, to by było na tyle z poczucia bezpieczeństwa.
Niedbale powiesiłam resztę rzeczy i z bijącym sercem wróciłam do domu.
Zatrzasnęłam drzwi i sprawdziłam czy na pewno są zamknięte.
-Kto to był? - Charlie stanął obok mnie aż podskoczyłam w miejscu.
-Nikt.. - łapałam miarowo oddech. -Nikt.
-Mamo? - Charlie dotknął mojego brzucha i aż się wzdrygnęłam.
-Nic, nic mi nie jest. - starałam się uśmiechnąć. - Chodź ułożymy razem puzzle.

Po skończonej zabawie Charlie pomógł mi zrobić kolację, którą zjedliśmy razem. Zaczynało się robić ciemno i po Tommym nadal nie było śladu, ani nie dawał znaku życia. Cały czas myślałam o spotkaniu z Changretta, a jego groźby coraz bardziej napawały mnie stresem. Co jeśli wróci? A jeśli zrobił już krzywdę jemu lub komuś z rodziny?
To całe napięcie w ogóle mi nie służyło, byłam już zmęczona i wręcz obolała tą całą sytuacją. Moje rozkojarzenie odbijało się na Charliem, cały czas musiał powtarzać co do mnie mówił.
-Mamo? - ciągnął mnie za rękaw mojej bluzki. - Mamo!
-Tak? - ocknęłam się. - Słucham?
-Idziemy się wykąpać? - przechylił głowę patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał jak jego ojciec i mimowolnie się zaśmiałam.
-Tak, chodźmy. -złapałam go za rękę i przeszliśmy do jego tymczasowego pokoju.
Nalałam wody do wanny, po czym pomogłam mu się umyć. Bardziej musiałam po prostu pilnować aby nie rozlewał wody, był bardzo samodzielny.
Następnie się wytarł i ubrał piżamę. Czekałam na niego na łóżku.
-Tata już dziś nie wróci, prawda? - usiadł obok mnie.
-Pewnie wróci bardzo późno. - przytuliłam go. - Obiecuję z nim pomówić, żeby jutro na pewno spędził z tobą czas.
-Będzie się kłócić? - spojrzał na mnie i ziewnął.
-Nie. - lekko go uszczypnęłam. - Tylko porozmawiamy.
-Dobranoc mamo. - ucałował mnie w policzek. - Kocham cię.
-Dobranoc. - połaskotałam go i ułożyłam w łóżku. 

I love you more.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz