Anna
Rano ja i Tommy wstaliśmy o podobnej porze. On miał sporo pracy, a mnie również czekało wiele zadań.
-Pamiętasz co masz mówić? - zapytał pomagając mi nałożyć buty.
-Tak, spokojnie. - zaśmiałam się. - On tak naprawdę je mi z ręki.
-Wiem Annie.. - westchnął cicho. - Ale jeśli on się zorientuje, że coś jest nie tak nie zawaha się i cię skrzywdzi.
-Denerwujesz się? - wstałam i na niego spojrzałam. Wydawał się przygaszony bardziej niż zwykle.
-Muszę odbyć rozmowę z Lizzie. - westchnął i przetarł twarz.
-Och.. - chrząknęłam. - Znaczy, tak jasne.
-Spokojnie, to nie to co myślisz. -ucałował mnie w czoło.
-Nic nie myślę. - przybrałam poważny wyraz twarzy. - Muszę już jechać, wolę być na miejscu przed nim.
-Uważaj na siebie. - ucałował mnie w kącik ust. Kiwnęłam głową i wyszłam z domu.Gdy dotarłam na miejsce było bardzo mało osób, barman dziwnie mnie obserwował, ale pewnie myślał, że jestem jakaś żoną w ciąży, która szuka męża pijaka. W końcu było jeszcze wcześnie.
Kilku zapijaczonych facetów leżało na ziemi czy opierało się o ściany.
Usiadłam przy tym samym stoliku co poprzednio i czekałam. Tym razem Pan Changretta nie spóźnił się, a przynajmniej nie tak dużo jak poprzednio.
-Jest Pani nad wyraz punktualna. - powiedział siadając na przeciw mnie.
-Lubię być pierwsza. - wzruszyłam ramionami.
-Zamówiła coś Pani? - zapytał i przywołał kelnera.
-Nie, dziękuje. - skrzyżowałam ramiona na piersi.
-Szkoda. - powiedział coś do kelnera i ten po chwili odszedł. - Coś nie ma Pani humoru dziś?
-Myślę, że musimy przestać się tutaj spotykać. -zignorowałam jego aluzje. - Zbyt wielu ludzi w mieście mnie zna, urodziłam się tutaj.
-W takim razie gdzie chcesz się spotykać? - zapytał, gdy kelner przyniósł jemu kawę, a mi herbatę.
-Raz Pani, raz Anna? - zmarszczyłam brwi i upiłam łyk ciepłego napoju, nawet nic dziś nie jadłam. - Dziękuje.
-Może być Pani. - wzruszył ramionami.
-To raczej Pan chce się spotykać ze mną, może Pan wybrać miejsce.
-Nie znam zbyt dobrze tego miasta. - nachylił się nad stołem. - Może mój hotel?
-Wykluczone. - zaśmiałam się sztucznie. - Każdy, każdy bez wyjątku jak zobaczy, że wchodzę z mężczyzną do hotelu zgłosi to mojemu mężowi.
-To co Pani proponuje? - wypił swoją kawę jednym łykiem.
-Może moja kwiaciarnia? Może Pan udawać, że jest Pan moim klientem.
-Przemyślę to. - wyjął jakąś kartkę z marynarki. - Proszę mówić..Wzięłam głęboki wdech, upiłam łyk herbaty i ułożyłam sobie w głowie co miałam mu powiedzieć, aby mieć pewność, że nic nie pominęłam.
Kolejna moja opowieść zdała się go zadowolić, notował wszystko, gdy skończyłam schował swoja kartkę i przyjrzał mi się uważnie.
-Nadal nie ma Pani humoru. - odparł w końcu.
-Skąd taki pomysł? - zdziwiłam się jego uwagą.
-Jest Pani rozkojarzona, widzę jak Pani myśli błądzą gdzieś indziej. - skuliłam się pod jego czujnym spojrzeniem.
-Cóż.. Jestem w siódmym miesiącu, mam syna i męża z bagażem bałaganu, mało kto nie czułby się przytłoczony.
W końcu nie będę mu opowiadać o moich problemach małżeńskich, nie ufam mu i nie zamierzam.
-Nie będę więc Pani zatrzymywał. - machnął lekko ręką. - Proszę odpocząć.
Podziękowałam mu za spotkanie i szybkim krokiem wyszłam, równie szybko przeszłam do swojego samochodu i dopiero tam się rozluźniłam. Wypuściłam wstrzymane powietrze i odetchnęłam z ulgą.Changretta miał racje, w głowie miałam tylko Tommyego i Lizzie. Sama nie byłam pewna czego oczekiwałam, że zakończy z nią relacje raz na zawsze? Zmusi do wyjazdu na koniec świata? A może zdecydują się dać sobie szansa? Zamieszka z nią w Arrow House i zapomni o mnie i naszych dzieciach?
Odchyliłam się na siedzeniu tyle ile pozwalał mi brzuch i zamknęłam oczy. Nie byłam pewna, która z tych opcji bardziej by mi się podobała. Gdy moja głowa i serce trochę się uspokoiły ruszyłam w końcu przed siebie. W sklepie zakładów byłam później niż planowałam, bo zatrzymałam się jeszcze na targu po zakupy.
-Gdzie wszyscy? - zapytałam wchodząc do środka i widząc tylko Polly przy biurku.
-Arthur pewnie gdzieś leży naćpany. - westchnęła. - Finn i Isiach poszli go szukać, Ada zajmuje się chłopcami.
-Jasne. - usiadłam przed nią na fotelu.
-A Tommy mówił żeby narazie nie dzwonić do firmy bo omawia coś z Lizzie. - wzruszyła ramionami i wróciła do pracy.
Jej słowa otworzyły znów tą ranę w moim sercu. Spięłam się, ale nadal starałam się zachować pozory.
-To na pewno nie to co myślisz. - dodała po chwili widząc moją reakcję. - Nie pozwoliłabym mu znów na to.
-Tak, jasne. - uśmiechnęłam się lekko. - To nie ma znaczenia, już.
-Anna.. ja.. - zaczęła, ale wstałam z miejsca.
-Muszę się przejść, zaraz wrócę. - opuściłam budynek nawet na nią nie patrząc.
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?