Anna
Tydzień w końcu się skończył. Nastała sobota, Tommy miał dziś mniej pracy i był w domu. Najpierw oboje zajmowaliśmy się końmi w stajni, później musiał zająć się kilkoma rachunkami, a wieczorem mieli nas odwiedzić Arthur z Lindą i John z Esme. Julia siedziała głównie w pokoju z dziećmi i tylko czasami wychodzili do ogrodu. Próbowałam z nią rozmawiać, ale tak naprawdę to ona ignorowała mnie. Isabela nie do końca rozumiała co się dzieje kiedy wysyłałam ją do mamy jak chciała się bawić. Pękało mi serce jak musiała to robić, ale Julia nadal pozostawała nieugięta.
Akurat byłam w kuchni robiąc ciasto na deser, a kucharz gotował dla naszych dzisiejszych gości. Wkładałam ciasto do piekarnika żartując sobie razem z Dannym, naszym kucharzem.
-Niemożliwe, żeby to było smaczne. - śmiałam się z jednej z jego opowieści.
-Nie było, ale.. - nagle ucichł. Obróciłam się by zobaczyć co się stało. Oczywiście. Tommy wszedł do środka. Cała służba czuła przed nim respekt.
-Anna! - zawołał, a ja wyszłam mu naprzeciw. Wydawał się zdenerwowany i już wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.
-Co się stało? - stanęłam przed nim z rękami na piersi.
-Muszę wyjść. Wrócę wieczorem. - miał ręce w kieszeni i rozglądał się po pomieszczeniu.
-Jak to? - zmarszczyłam brwi. - A nasi goście?
-Wrócę. Jest pewien problem w fabryce i muszę się tym zająć.
Kiwam głową i chce go wyminąć, ale mnie zatrzymuje.
-Zrozumiałam. - odparłam nie patrząc na niego.
-Mogłabyś z nią porozmawiać. - ucałował mnie w czoło.
-Mhm. - odpycham się od niego. -Danny pilnuj ciasta.
Wychodzę z kuchni i idę zobaczyć jak Fran i jej pomocnice radzą sobie z porządkami. Tommy rzeczywiście zaraz potem wychodzi i przez resztę dnia nie ma go w domu. Wieczorem, gdy wszystko było już gotowe, a ja się przebrałam, Tommy wszedł do domu z braćmi i ich żonami. Posłałam mu gniewne spojrzenie, ale mnie zignorował.
-Mała! - John podszedł do mnie jako pierwszy i ucałował w policzek. Było już czuć od niego alkoholem.
-Witaj. - zaśmiałam się i również go objęłam. Arthur tylko grzecznie się przywitał i od razu przeszli z Tommym na bok.
-Popatrz na siebie! - podchodzę do Esme i głaszczę jej brzuch. Jest mały, ale już widoczny.
-Wiem, wiem. - wzdycha.
Witam się również z Lindą i w końcu możemy usiąść do kolacji. Tommy zasiada u szczytu stołu, a ja po jego lewej stronie. Na przeciw Linda z Arthurem i John z Esmę. Julia poprzez Fran kazała przekazać, że nie będzie na kolacji. Zmartwiło mnie to. Tommy musiał zauważyć moją reakcję bo po kolacji, gdy już zebraliśmy się w salonie wziął mnie na stronę.
-Co się stało? - stanęliśmy w progu.
-Idź z nią porozmawiaj. Westchnęłam, a jego błękitne oczy przebijały mnie na wylot. Uniosłam na niego wzrok.
-To ona zachowuje się jakbym miała ją przepraszać. Nawet nie podziękowała, że płacisz jej pieprzone długi! - uniosłam się.
-Czy wy się tam pieprzcie?! - zawołał ze śmiechem John.
-Zamknij się! - warknął na niego Tommy. - Po prostu idź zobacz czy nic nie potrzebuje.
-Dobrze. Pójdę. - wyminęłam go i udałam się na górę.
Gdy podchodziłam już do ich pokoju na korytarzu stała Isabela.
-Cześć. - pomachałam do niej. - Co się dzieje?
-Ciocia! - podbiegła i wtuliła się w moje nogi.
-Jak się masz? - mierzwie jej blond włoski.
-Jestem trochę głodna. - robi smutną minkę. - A mama chyba znowu płacze.
-Jak to mama płacze? - wzięłam ją na ręce.
-Czasami płacze, chyba tęskni za tatą. - wzruszyła ramionami.
-Chodź. - idziemy do innego pokoju gdzie śpi Mary. Pukam i wchodzę z małą do środka.
-Pani Shelby. - niania szybko podnosi się z fotela, gdzie coś czytała.
-Weź proszę Isę do kuchni aby coś zjadła, a jak będziecie wracać przynieś dla Juli miskę ciepłej zupy. - mówię i stawiam dziewczynkę na ziemie.
-Oczywiście. - podchodzi do nas i łaskocze dziewczynkę, a ta się śmieje. Uśmiecham się i wychodzę z pokoju. - Tylko nie zaczynajcie od deseru! - upominam je.
Przechodzę do pokoju Juli i lekko pukam w drzwi. Kobieta nic nie mówi, więc wchodzę do środka niepewnie.
-To ja. - mówię jej i zamykam za sobą drzwi. Julia siedzi oparta o ścianę z małym na rękach. -W porządku? - niepewnie do niej podchodzę.
-Coś się stało? - otarła szybko oczy.
-Nie zeszłaś na kolacje, martwiłam się. - przysiadłam obok niej.
-Jasne. - prychnęła i się odsunęła.
-Słuchaj, nie musisz siedzieć ciągle w pokoju. Rozumiem, że jest ci trudno. - złapałam ją za dłoń.
-Po prostu zostaw mnie w spokoju. - wyrwała się.
-Nie chce nawet wiedzieć jakie to uczucie stracić męża. Gdyby Tommy.. - westchnęłam smutno i wstałam.
-On mówił to samo o tobie. Ale ja chyba aż tak nie kochałam mojego męża. - odpowiada smutno.
-Jednak są takie dni kiedy prawie to czuje. - mówię nie patrząc na nią. - Wiesz, przez to co robi. Kiwa głową i klepie miejsce obok siebie. Zajmuje je z małym uśmiechem.
-Po prostu się boję. Nie wiem jak mam sobie radzić. - opiera się o moje ramie i cicho płacze.
-Wiem. Ale ja i Tommy ci pomożemy. - zapewniam ją.
-Już i tak robicie zbyt wiele. - łka cicho.
-Przestań. - pogładziłam ją po włosach. - Zależy mi abyście byli bezpieczni i choć trochę szczęśliwi.
-Chciałabym wrócić do Irlandii. Tam czuje się dobrze. - otarła twarz. - Dzieci tam wszystkich znają.
-Tommy nie ma zbyt dobrych kontaktów tam. - westchnęłam. -Ale coś na pewno można zrobić. Kwiaciarnia może pokryć wam mieszkanie.
-Jaka kwiaciarnia? - zdziwiła się.
-A tak. - zaśmiałam się. - Prowadzę kwiaciarnie. Za pieniądze po mamie, znaczy teraz to już z pomocą męża.
-Naprawdę? - uniosła głowę by na mnie spojrzeć.
-Tak. Teraz biznes jest na tak dobrym poziomie, że sam się prowadzi.
-Mogłabyś mi pomóc? Mimo wszystko? - patrzy na mnie.
-Nie jest to łatwe. Ale mam pieniądze, kupimy tam mieszkanie, a Tommy pomoże ci znaleźć dobrą pracę. - zapewniam ją.
Nic nie mówi, a do pokoju wchodzi Isa i Mary. Kobieta trzyma talerz i podaje go Juli.
-Zjedź. - zabieram od niej małego. Ma otwarte oczka i patrzy na mnie zaciekawiony. Jest piękny. Szybko się otrząsam i przekazuje go niani.
-Dzięki. - Julia od razu zjada ciepły posiłek.
-Słuchaj. - wstaję. - Na dole są bracia Tommyego z żonami. To mili ludzie, trochę głośni. Gramy w karty i rozmawiamy. Chodź ze mną.
-Nie wiem..- wacha się.
-Daj spokój. Chcesz tu siedzieć sama. Mary zajmie się dziećmi, a ty się rozluźnisz. - wzruszam ramionami.
-Powiesz mu? O naszej rozmowie? - wstaje i wychodzimy z pokoju.
-Tylko wspomnę. Jest już pewnie trochę pijany. Pomówimy jutro. - zapewniam ją i schodzimy na dół.
John i Arthur siedzą na kanapie, między nimi Esmę, a Linda na fotelu obok. Tommy siedzi przed nimi. On i John grają w karty.
-Mała! - woła John na mój widok.
-Jestem. - staję przed nimi. - To moja kuzynka Julia. Kobieta macha im niepewnie, a oni od razu wykrzykują powitania.
-Siadaj. - wskazuje Arthur na miejsce obok siebie. - Patrzymy jak Tommy ogrywa Johna.
-Założyliśmy się o ten dom Mała. - dodaje młodszy brat.
-Tylko uważaj, Esme jest w setnej ciąży. - żartuje i podchodzę do męża.-Co? - krzywi się Julia i siada.
-Nie prawda! - protestuje Esme, a zaraz potem porusza jakiś inny temat. Siadam Tommyemu na kolanach, a on przyciąga mnie do siebie mocno.
-W porządku? - szepcze mi do ucha.
-Tak. - łapie go za policzek i całuje w nos.
-Uwielbiam jak pachniesz. - zaciąga się przy mojej szyi.
-Obiecałam jej, że pomożesz jej znaleźć pracę. - odgarniam włosy. - Ale o tym jutro.
Kiwa głową i całuje mnie w kark. Potem wraca do grania z Johnem. Późno w nocy, gdy wszyscy już wyszli, a Julia poszła do siebie, ja i Tommy siedzimy przy kominku. On pije kolejne whisky i wiem, że jest już pijany.
-Dasz radę dojść do sypialni? - odpalam papieros i najpierw sama biorę buch, a potem mu oddaje.
-Tak. - bełkocze i zabiera mi papieros.
-Stresuje się. - mówię mu cicho.
-Czym? - marszczy brwi.
-Sierociniec rusza w poniedziałek. - przypominam mu.
-Mhm. - mruczy i zamyka oczy.
-Chodź. - wstaję i ciągnę go za rękę. On jednak się nie rusza, a sama nie mam tyle siły. -Będziesz tu spać? - staje przed nim.
-Będę spać z tobą. - łapie mnie za biodra. - Będziemy się kochać całą noc.
-Oczywiście. - głaszczę go po włosach, a on wtula się we mnie.
-Kocham cię. - całuje moje dłonie.
-Kocham cię mocniej.---------------------------------------------------------------------------------------
Hej kochani! Ten rozdział jest krótszy i szczerze mówiąc zapomniałam o nim, w sensie miała wrażenie, że już tu jest i chciałam wstawić kolejny co mogło trochę namieszać w treści...
Ale się zorientowałam i mamy wszystko zgodnie.
Chętnie poznam co myślicie.. i chciałam zapytać wolicie rozdziały w tygodniu czy w weekendy?
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego.. xo
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?