Rozdział 29.

552 28 2
                                    

Anna 

Minęło około pięciu miesięcy. Mniej więcej tyle trwało wykończenie naszego domu. Okazało się, że parę rzeczy wymaga naprawy, do tego zmiany wystroju i jakoś się wydłużyło. Tommy właściwie niewiele mi pomagał, zamykał jakieś sprawy w mieście, otwierał nowe w Londynie i prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Poprzedniego wieczoru przywiózł ostatnie kartony do Arrow Heat, a noc spędziliśmy jeszcze z rodziną. Dziś od rana jestem w naszym nowym domu, a Tom w pracy. Ustawiałam nasze rzeczy, zapoznawałam się z pomocą domową, kucharzem czy ogrodnikiem. Ogród był tutaj przepiękny i było także miejsce na konie. Kuchnia również jest ogromna i pełna możliwości. Tommy uważa, że nie powinnam dużo pracować dlatego od wszystkiego mamy tutaj ludzi, ale i tak chcę aby chociaż na weekendy zostawiali nas samych abym to ja mogła rządzić domem. Zaczął robić się wieczór, a ja właśnie szłam na górę do jednej z największych sypialni wybranej przez mojego męża jako nasza. On nadal nie wrócił i musiałam jeść kolację sama, co było dla mnie niezręczne i smutne. Ten dom sam w sobie jest przytłaczający, jeśli mam być tu ciągle sama chyba oszaleję. Weszłam do pokoju, Fran musiała napalić w kominku bo jest przyjemnie i ciepło. Przeszłam do łazienki i zdjęłam ubranie. W wannie już była gorąca woda i olejki aromatyczne, czułam się odprężona. Po dłuższej chwili wyszłam, okryta tylko ręcznikiem usidłam przy toaletce. Przyjrzałam się sobie w lustrze, moja twarz była lekko spięta, dało się wyczytać moje emocje, odruchowo zerknęłam na nasze puste łóżko i westchnęłam. Zsunęłam ręcznik i nakremowałam ciało, następnie twarz. Podeszłam do szafy i wyjęłam nową koronkową koszulę nocną, była dość krótka i lekko prześwitująca. Mąż jeszcze mnie w niej nie widział. Po jej nałożeniu rozczesałam włosy i wróciłam do łazienki. Stało tam duże lustro, mogłam się sobie przyjrzeć. Koszula idealnie przylegała do mojego ciała, na te okazje specjalnie byłam u fryzjera by przyciąć końcówki i dodać im blasku, mam też pomalowane paznokcie, na palcu błyszczy mój diamentowy pierścionek, a na nadgarstku bransoletka z drobnymi kryształkami. Chciałam wyglądać pięknie i z zewnątrz pewnie tak było. To nasza pierwsza noc tutaj i bardzo liczyłam, że spędzimy ją razem. Tym bardziej, że Tommy obiecał, że postaramy się o dziecko, a przez prace i nowy dom mieliśmy dla siebie mało czasu. Lekarz twierdzi, że mimo iż moja infekcja nie była groźna zajście w ciąże może trwać dłużej i wymagać więcej zaangażowania. Wróciłam do sypialni i przysiadłam na łóżku, nie wiem jak długo mam na niego czekać. Mijały długie minuty, potem godziny. Nadal siedziałam w tej samej pozycji i gapiłam się w ścianę, na zmianę z zegarem. Dochodziła druga w nocy i byłam już wyczerpana czekaniem, nie zanosiło się na jego szybki powrót. Akurat, gdy miałam się wygodnie ułożyć dotarło do mnie lekkie pukanie w drzwi. Nie byłam pewna czy akurat Tommy pukałby do swojego pokoju, ale ogarnia mnie dreszcz ekscytacji. Chrząkam, przybieram ładną pozę i wołam 'proszę'. Drzwi się uchylają i do środka wchodzi Fran.
-Pani Shelby. - staje w progu i patrzy w podłogę.
-Oj wybacz. - nakrywam się leżącym obok szlafrokiem. - Myślałam, że to mój mąż.
-Telefon do Pani. Podobno pilne. - dodaje kobieta.
-Tak. - poprawiam się. - Dziękuję. Odbiorę w bibliotece.
Fran wychodzi zostawiając uchylone drzwi, a ja szybko wstaje. Nie wiem kto może dzwonić do mnie o drugiej w nocy, ale mam przeczucie, że to ma związek z Panem domu. Biblioteka to niewielkie pomieszczenie na końcu korytarza. Jest tam kilka regałów i już sporo z nich zajęły książki, jest tam też mała sofa i stolik z fotelami. Moim ulubionym jednak jej elementem jest wielkie, przestronne okno na ogród. Na stoliku leży telefon, podnoszę słuchawkę i przyjmuje połączenie.
-Słucham?
-Pani Shelby? - mówi głos w słuchawce, jest przytłumiony i nie umiem go rozpoznać.
-Tak. Kto mówi? - czuje dziwny niepokój.
-Harry. Barman z Garrisona! - krzyczy w słuchawkę bo rozlegają się jakieś wrzaski.
-Harry, tak! Witaj. Coś się dzieje? - siadam na jednym z foteli.
-Mam do Pani prośbę. - wyłapuje jego wahanie.
-Co mogę dla ciebie robić? Męża nadal nie ma, ale przekażę mu wszystko.
-Ja właśnie w tej sprawie. - znów musi ich przekrzykiwać i ledwo go słyszę. - Pani mąż i jego bracia są tutaj. Trochę sprawiają kłopoty, mnie nie wolno zwrócić im uwagi, ale może Pani by przyjechała?
Wzdycham i uderzam lekko dłonią w stół. Oczywiście, że wolał się upić niż wrócić do mnie. Czego innego mogłam się spodziewać. A ja już nawet czarne scenariusze wymyślałam. Podnoszę się nadal z słuchawką przy uchu.
-Zaraz będę. - odpowiadam i się rozłączam.
Szybkim krokiem wracam do sypialni, nawet się nie rozbieram. Narzucam na siebie sweter i spódnice. Zbiegam po schodach na dół, równie szybko ubieram buty i płaszcz.
-Fran, podaj proszę moją torebkę. - wskazuje w stronę saloniku, tam powinna być.
-Coś się dzieje? - dopytuje kobieta, gdy wraca z przedmiotem.
-Nie wiem sama. Muszę wyjść i wrócę niedługo. - sprawdzam czy mam wszystko i wychodzę.
Czas remontu domu spożytkowałam ucząc się prowadzić auto, gdy już byłam pewna Tommy kupił mi piękny czerwony samochód. Przyglądam mu się chwile. Tommy zawsze wręcza mi prezenty, zwłaszcza teraz jak ma więcej pieniędzy. Lubię je bardzo, ale mogłabym oddać to wszystko za więcej czasu z nim. Otrząsam się z tych myśli i siadam za kierownicą. Odpalam samochód i ruszam przed siebie. Droga jest dość krótka, ale możliwe, że złamałam po drodze kilka reguł ruchu. Parkuję kawałek od baru, ale nawet z tej odległości słyszę jak jest tam głośno. Otwieram schowek, mam tam ukrytą małą broń dla bezpieczeństwa. Tommy uważa powinnam wszędzie jeździć z ochroną, nadal się nie otrząsnął po moim porwaniu. Gdy jednak odmówiłam bycia pilnowaną jak dziecko nauczył mnie korzystać z małego rewolweru. Chowam go do torebki, to nie tak, że chce go na nich używać. Po prostu kobieta z bronią budzi większy szacunek. Wchodzę do środka i prawie zwala mnie z nóg, jest cholernie głośno i tłoczno, śmierdzi potem, papierosami i alkoholem. Dostrzegam w jednym kącie Arthura jak obściskuje się z jakąś dziwką, kawałek dalej siedzi John i już widzę jak kantuje w karty grupkę pijanych robotników. Nie mogę jednak dostrzec tej głupiej twarzy, którą tak kocham. Choć w tym momencie kocham go mniej. Przepycham się do baru i cała na niego napieram. Jest tu za dużo ludzi.
-Harry! - wołam by do mnie podszedł.
-Pani Shelby! - uśmiecha się lekko. - Bardzo dziękuję.
-Mhm. Gdzie mój mąż?! - unoszę głos, już mi głowa pulsuje od tego pijackiego bełkotu na około nas.
-Tam. - wskazuje barman na jakiś punkt za mną. Obracam się i wtedy go dostrzegam. Prowadzi jakąś dyskusje z dwoma pijusami przy stoliku. Pali papieros, a w drugiej ręce ma szklankę ze szkocką. Wzdycham i tam podchodzę, chyba nadal mnie nie widzi zbyt zajęty rozmową. Staję za nim i kładę dłoń na ramieniu, nie widzę jego twarzy, ale czuje jak się uśmiecha.
-Koniec zabawy, wypad! - nakazuje jego towarzyszom.
-Laleczko, trzymaj język za zębami. - jeden z nich chwiejnie staje naprzeciw mnie, śmierdzi aż się wzdrygam. Ukradkiem wyciągam broń i przykładam mu do spodni.
-Czy jak go przestrzelę poczujesz, czy jest taka mały, że od razu przejdzie na wylot i walnie tego drugiego kretyna? - pytam i spowalniam spust.
-Stary! - ten drugi również chwiejnie wstaje. - Spadamy! - odciąga go ode mnie.
-Co ty tu robisz? - bełkocze Tommy.
Wzdycham zmęczona. Mam dość tego wieczoru, a to miejsce tylko mnie irytuje. Wyciągam dwie kule i oddaje dwa puste strzały w sufit. Od razu robi się cisza i wszyscy na mnie patrzą.
-Koniec zabawy! Wracajcie do żon, albo mamusiek! - krzyczę. Dostrzegam jak Arthur i John też wstają więc wołam za nimi aby usiedli na dupach. -Byliście tacy chętni się bawić to teraz zajmiecie się sprzątaniem! - wskazuje na rozwalone po podłodze krzesła i butelki.
John prycha, a Arthur próbuje podejść do drzwi, ale go uprzedzam. Zatrzaskuje je i zakluczam nas od środka. Kluczyk chowam sobie między piersi i posyłam im wyzywające spojrzenie. Arthur próbuje zrobić krok w moją stronę, ale głośne warknięcie Toma przywołuje go do porządku. Obaj mnie przeklinają, ale zaczynają zbierać rzeczy z podłogi.
-A ty? - wracam do męża. - Potrzebujesz zachęty czy chcesz to na piśmie?
Jego bracia cicho się śmieją, a on posyła mi gniewne spojrzenie. Nie lubi kiedy karcę go przy innych, rani to jego męską dumę, ale w tym momencie mało mnie to obchodzi, sam jest sobie winien. Gdy on w końcu wstaje i do nich dołącza siadam na małym stołku przy samym barze i biorę głęboki wdech.
-Jeszcze raz dziękuje. - Harry staje przede mną. -Pewnie Panią zbudziłem..
-Nie do końca. Byłam w naszym nowym domu, cała wystrojona, chętna i czekałam na męża. - odpowiadam na tyle głośno by usłyszał.
-Może coś do picia? - Harry lekko stara się zmienić temat.
-Może szklaneczkę cydru, już i tak mam dość tej nocy. - masuje swoje skronie. Barman po chwili podaje mi moje zamówienie, a chłopaki coś przeklinają.
-Byłam dziś nawet u fryzjera. Jak wyglądam? - upijam łyk ze szklanki i zerkam na barmana.
-Wygląda Pani pięknie jak zawsze. - komplementuje i zaczyna sprzątać bar.
-Tak, ale ty się nie liczysz. Jakby Tommy kazał mówiłbyś, że jestem brzydka. - wytykam mu.
-Nie prawda. - zerka na mnie. -Jest Pani tak piękna, że nie przeszłoby mi to przez gardło. Rumienie się, a on posyła mi uśmiech. To nie tak, że jestem nieświadoma. Po prostu mój mąż nie okazuje mi wiele swoich uczuć, a już na pewno nie publicznie. Rzadko mnie chwali, komplementuje czy wyznaje miłość. Mija dobre pół godziny nim wypijam mój napój, a Harry cicho wskazuje, że chłopaki mają dość sprzątania. Ja też jestem już zmęczona dlatego podchodzę do drzwi i je otwieram.
-No idźcie, tylko prosto do domów!
Arthur i John mijają mnie w drzwiach. Tommy również do mnie podchodzi i łapie za dłoń.
-Poradzisz sobie Harry? - wołam do niego.
-Tak! Jeszcze raz dziękuje. - macha do nas.
-Dobrej nocy! - odpowiadam i ciągnę Tommyego na zewnątrz. Ledwo idzie, ale w końcu stajemy przed samochodem. Próbuje mu otworzyć drzwi dla pasażera, ale przywiera do mnie całym sobą przez co ja przodem przylegam do drzwi auta.
-Tommy. - upominam go i próbuje się wyśliznąć, ale tylko mocniej mnie ściska.
-Kochanie. - zgarnia moje włosy na jedną stronę i przywiera ustami do szyi.
-Przestań.- wodzi nosem po odkrytej skórze, po czym mocno się przyssał. Zostanie ślad.
-Pięknie pachniesz. - odrywa się ode mnie.
-Tommy! - udaje mi się obrócić i stanąć przodem do niego. -Jadę do domu, albo wsiadasz albo zostajesz.
Robi krzywą minę, ale ustępuje. Pozwala mi się usadowić w fotelu. Przechodzę na miejsce kierowcy i po chwili możemy już jechać. Głowę ma opartą o siedzenie i przez chwile wydaje mi się, że zaśnie. W ciszy przemierzamy ulicę, ale on po chwili obraca się w moją stronę.
-Czekałaś na mnie? - jego dłoń gładzi moje udo przez spódnicę.
Nie odpowiadam. Jestem nadal na niego zła. Oczywiście, że może spędzać czas z braćmi i być w barze. Z resztą nawet jak bym mu zabroniła i tak by to robił. Ale mógł mnie powiadomić. A ja jak głupia kazałam zrobić jego ulubioną kolacje, którą zjadłam sama. Wystroiłam się i jak idiotka czekałam na niego w zimnym łóżku.
-Daj spokój Annie. Już nawet nie jestem zły. - odgarnia moje włosy z szyi i dotyka opuszkiem zrobiony przez siebie ślad.
-Ty nie jesteś zły! - prycham rozbawiona. - A niby na co byłeś zły?
-Nie może tak się do mnie zwracać w miejscu publicznym, nie takim tonem. - jego głos już nie wydaje się taki przepity.
-Twoi bracia na pewno nie raz słyszeli takie rzeczy, sami pewnie mają nie lepsze sformułowania o tobie. - odpowiadam i ściągam z siebie jego dłoń.
-Czemu jesteś zła? - znów się opiera o zagłówek i patrzy przed siebie.
-Hm.. Pomyślmy.. Może dlatego, że zostawiłeś mnie samą w tym wielkim domu. Musiałam sama zjeść kolację. Potem się dla ciebie uszykowałam. Liczyłam na przyjemny wieczór, zwłaszcza, że ostatnio mamy dla siebie mało czasu. Ale ty wolałeś się upijać w barze nawet mnie nie zawiadamiając i zaczynałam się już martwić! - kończę swój wywód i uderzam ręką w kierownicę.  Tommy nic nie mówi tylko nadal patrzy przed siebie, ja również nic więcej nie dodaje i tak w ciszy docieramy do domu. Zostawiam samochód i wysiadam pierwsza, on robi to samo. Chyba trochę mu lepiej bo jest w stanie sam stać. Podchodzę do niego, ale chce mnie minąć. Kładę dłoń na jego piersi i go zatrzymuje.
-Wiem jak ciężko pracujesz i oczywiście, że masz prawo do własnych planów. Ale nie samotność mi obiecałeś. - szepczę i na niego zerkam.
-Poproszę Polly by jutro cię odwiedziła i może Esme z dziećmi. - znów próbuje się odsunąć.
-Obiecałeś mi dziecko. - jest późno i nie chce się kłocić, ale nie pozwolę by coś znów stało między nami.
-Wiem. - wzdycha i na mnie zerka. - Ale teraz to nie jest najlepszy czas. Lepiej jeśli się wstrzymamy.
-Słucham? Co to znaczy?!
-Po prostu. Na ten moment kiedy interesy nie są pewne, nie mogę zapewnić ci bezpieczeństwa. Wzdycha i idzie do drzwi wejściowych domu, a ja otępiała stoję w miejscu.
-Thomas Shelby nie waż się ode mnie odwracać! - wrzeszczę za nim. On zatrzymuje się w połowie drogi i zerka na mnie.
-Przestań krzyczeć.
-O jakim bezpieczeństwie mówisz do cholery?! - szarpię go za ramię.
-Annie. - gładzi dłonią mój policzek. -Już raz przeze mnie ucierpiałaś. Nie mogę do tego znów dopuścić. Narazie nie możesz być w ciąży, bo co jeśli stracisz dziecko w późniejszych miesiącach. Oboje tego nie przeżyjemy.
-Nie wiesz czy coś się stanie. Nie wiesz tego. - odsuwam się, a on się krzywi.
-Dopóki biznes się nie ustabilizuje, nie zmienię zdania. - znów idzie do domu.
-Nie zapytałeś mnie o zdanie! - krzyczę i za nim biegnę.
-Bo to nie podlega dyskusji. Decyzja została podjęta. - otwiera mi drzwi i oboje wchodzimy do środka.
-Czyli przez jakiś twój wymysł nie będziemy już ze sobą sypiać? Będziesz chodził na dziwki? - stoimy już w holu.
Fran podchodzi by zabrać nasze płaszcze, ale słysząc mój ton, cofa się.
-Nie kochanie. -podaje Fran nasze nakrycia. - Będziemy razem dalej ze sobą, będę pamiętał o zabezpieczeniu. Możesz odejść - dodaje do kobiety.
-Właściwie to proszę abyś przygotowała mi drugą sypialnie.
Kobieta nadal stoi w przejściu i patrzy na Thomasa, a mnie opadają ręce.
-Chyba jakieś żarty do cholery! - mąż posyła jej lekkie kiwnięcie głową i wtedy ona odchodzi.- Czyli nie mogę już o niczym decydować. Może zamknij mnie w piwnicy!
-Porozmawiam z nią, oczywiście musi cię szanować równie mocno co mnie. - staje przede mną.- Myślałem, że chcesz spędzić noc razem.
Zakładam ręce na piersi i się od niego odwracam. Może zachowuje się jak dziecko, ale jego słowa naprawdę mnie zraniły.
-Wyglądasz tak pięknie. - zaczyna po chwili ciszy. - Zauważyłem nowe włosy, szmaragdowe paznokcie, twoje diamentowe ozdoby i ten kuszący zapach. - znów się do mnie przybliża. - Chciałbym wiedzieć gdzie jeszcze tak pięknie pachniesz.
Fran staje obok nas i cicho chrząka. -Sypialnia gotowa Pani Shelby. - mówi.
-Dziękujemy. Idź spać Fran. - odpowiada jej Thomas.
-Jak długo mam trwać ta stabilizacja biznesu? - pytam go. - Miesiąc? Rok?
-Nie wiem. - opiera czoło o moje. - Jesteś młoda nie zrobi nam to większej różnicy.
-Polly twierdzi, ze nie będę mogła być w ciąży, lekarz, że wymaga to wysiłku i czasu. A ty uważasz, że mamy go aż nad to. - próbuje się odsunąć, ale mnie trzyma.
-Nie mogę dać ci konkretnej daty. To nie jest kwestia umowna. Nie spiszemy tego na papierze. - puszcza mnie.
-Cóż w takim razie do tego czasu, skorzystamy z najlepszej metody zabezpieczeń. - udaje się na schody. - Oddzielne pokoje. Dobranoc Panie Shelby.

-----------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim :) Przedstawia wam kolejny rozdział. Nasi bohaterowie zmienili miejsce zamieszkania, do tego Anna chciałaby mieć dziecko. Czy coś z tego będzie? 
Chętnie poznam co myślicie. 
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego (niedziela)♥ xo

I love you more.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz