10k! 10k WYŚWIETLEŃ!! NIE ZNAM SŁÓW BY WYRAZIĆ MOJĄ WDZIĘCZNOŚĆ!
Anna
Siedzieliśmy w salonie. Ja, Polly, Ada, Karl i Finn. Chłopacy grali kartami przy stole, a my siedziałyśmy na kanapie. Tommy poszedł odprowadzić Linde i Arthura do ich samochodu, John i Esme z dziećmi pojechali wcześniej, byli już trochę pijani. Michael musiał ich zawieść dla bezpieczeństwa. Przetarłam twarz dłonią i upiłam jeszcze łyk wina.
-Masz dziś markotną minę. - zauważyła Polly.
-To nic. -machnęłam ręką.
-Pewnie nie jest ci łatwo, że dzieci tak szybko dorastają. - rzuciła żartobliwe Ada.
-To fakt. - zaśmiałam się. - Chciałabym go zatrzymać małego przy sobie.
-Jest na to rada. - odezwała się po chwili Polly. - Trzeba mieć kolejne dziecko.
-Ada, tak? - palnęłam dla zmiękczenia atmosfery.
-O nie! - udała oburzoną.- To ja tu jestem wdową!
-I to sprawia, że żyjesz w celibacie? - uniosłam brew.
-Nie będziemy o tym rozmawiać przy moim synu! - pokręciła głową.
-Nie myśleliście o tym jeszcze? - odezwała się znów Polly patrząc na mnie.
-Może trochę, ale narazie nie mam do tego głowy. - potarłam skronie.
-Masz wystarczająco kłopotów, co? - Ada potarła moje ramię w geście pocieszenia.
-Kocham go, ale czasem myślę, że jest moim największym wrzodem na tyłku.
-Kto taki? Chętnie się z nim policzę. - w drzwiach stanął Tommy.
-Doprawdy? - opróżniłam kieliszek duszkiem.
Tommy podszedł do nas i usiadł za mną na oparciu kanapy. Chciałam się odsunąć, ale mnie przytrzymał.
-Będziesz strzelał wujku? - wtrącił Karl, a Finn klepnął go w głowę.
-Tylko jeśli trzeba. - odparł, a ja prychnęłam.
-A ty ciociu umiesz strzelać?
-Tak. - odpowiedziałam, a Finn się roześmiał. - Nie śmiej się! Mówię poważnie, twój brat mnie uczył jakiś czas temu.
-Chciałbym to zobaczyć. - ledwo mówił przez śmiech.
-To tylko w samoobronie. -Tommy posłał bratu karcące spojrzenie i się uciszył.
-Rozmawiamy z Anną o waszym kolejnym dziecku. - chrząknęła Polly zmieniając temat.
-Tak? -odparliśmy z mężem oboje.
-Jakoś się nie przykładasz.. - rzuciła do bratanka.
-Ja bardzo chętnie. - ucałował mnie w czubek głowy.
-Trzeba wracać trzeźwym do domu i o normalnych porach. A nie o trzeciej nad ranem w domu by o piątej wstać. - znów starałam się odsunąć.
-Jestem przekonana, że w ciągu tych dwóch godzin dałby radę. - rzuciła Ada.
Przewróciłam oczami na ten komentarz. Pewnie powinnam być milsza, ale nadal byłam nabuzowana i zła. Tommy nachylił się nade mną i ucałował w policzek, potem zaczął całować mnie po szyi i ukrył twarz w moich włosach.
-Jesteś zła. - szepnął.
-A ty spostrzegawczy. - odsunęłam się lekko. Westchnął i się podniósł.
-Michael już jest. Odprowadzę cię Polly i załatwię samochód dla Ady. Finn jedziesz z nimi. - poprawił garnitur i odpalił papieros.
Wszyscy się pożegnali i wyszli. Fran zaczęła zbierać talerze ze stołu i postanowiłam jej pomóc.
Nie jestem pewna ile minęło czasu, ale akurat wycierałam stół, gdy usłyszałam za sobą głos męża.
-Od kiedy Pani domu sprząta? - stał oparty o framugę i palił.
-Pani domu pamięta jak to jest. - rzuciłam do niego.
-Zatańcz ze mną. - podszedł do mnie.
-Nie ma muzyki. - przewróciłam oczami.
-Puszczę coś z gramofonu, chodź. - złapał mnie za biodra. Po chwili rzeczywiście pokój wypełniła jakaś spokojna melodia. Oplotłam Tommyego za szyję, a on ułożył swoje dłonie na mojej talii.
-Nadal się gniewasz? - potarł nosem o mój.
-Nie zrobiłeś nic bym przestała. - odchyliłam się. - Chyba, że te kwiatki i czułe gesty miały mnie przekonać.
-Nie. Ale to miało potoczyć się inaczej. Nie miało być żadnych strzałów. - westchnął.
-Złamałeś zasadę, na którą sam się zgodziłeś. - wytknęłam mu.
-Wiem. - musnął moje czoło. - I bardzo cię za to przepraszam. Ale omówimy to w sypialni, hm?
-Nie chce z tobą w ogóle gadać. - odparłam obrażona.
-Pięknie wyglądasz. - przechylił mnie, prawie dotykaliśmy podłogi. - Szczęściarz ze mnie.
-Panie Shelby. - w drzwiach stanęła Fran. - W gabinecie czeka ważny telefon.
-To może nie zapominaj jak szybko szczęście jest ulotne i jak łatwo można je zastąpić. - prychnęłam i odsunęłam się od niego.
Zdążył mnie jednak złapać i do siebie przyciągnąć, moje plecy dotykały jego klatki piersiowej.
-Lubisz mi to wytykać, ey? - wychrypiał mi do ucha. - Zaczekaj na mnie w sypialni, porozmawiamy i może sprawdzę na co ostatnio wydałaś sto funtów w sklepie z bielizną.
Ucałował mnie w szyje, a potem wyszedł do gabinetu. Sprawdziłam czy Fran sobie poradzi i przeszłam do sypialni. Zajrzałam jeszcze na chwilę do pokoju Charliego, ale spał jak kamień. Dzisiejszy dzień musiał go wykończyć. Uśmiechnęłam się na ten beztroski widok, był taki spokojny i niewinny. Przeszłam do naszej sypialni. Przez chwile zastanawiałam się czy rzeczywiście na niego zaczekać, ale prawda jest taka, że jak wpadnie w wir pracy to może już dziś do sypialni nie wrócić. Zdjęłam sukienkę, schowałam ją do szafy i weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, później szybki prysznic i rozczesałam włosy. Wróciłam do sypialni w koszuli nocnej z balsamem w ręku. Usiadłam na łóżku i zaczęłam nakładać go na nogi. Akurat jak drzwi do sypialni się otworzyły. Nie musiałam podnosić głowy by wiedzieć, że to mój mąż.
-Nie wygląda to jak ta sukienka. - stanął przede mną.
-Kto na czas nie przychodzi, ten sobie szkodzi. - zakpiłam.
Zaśmiał się i usiadł obok mnie, zaczęłam nakładać krem na drugą nogę. Tommy nachylił się i ucałował moje odkryte kolano, a jego dłoń zaczęła sunąć wyżej. Zatrzymałam go przy samym wejściu.
-Chciałeś rozmawiać. - uniosłam brew i skrzyżowałam nogi. Zabrał rękę i popatrzył na mnie urażony. No cóż, nie będzie łatwego dostępu.
-W porządku. - westchnął i poprawił się na siedzeniu. - To miała być prosta sprawa. Miałem spotkać się z pewnym człowiekiem i przeprowadzić prostą transakcję, okazało się, że ten człowiek jest szpiegiem. Sama wiesz jak tacy kończą.
Mówiąc to patrzał mi w oczy i uwierzyłam, że to nie było jego celem. Ale to nie zmienia faktu, że mógł to inaczej potoczyć.
-Kto dzwonił?
-Pewien człowiek, dla którego miałem przeprowadzić transakcję. Jest wdzięczny za zabicie szpiega i chce się jutro spotkać. - Tommy położył się na mnie, oparł głowę na moim brzuchu.
-Co to za człowiek? - wplotłam palce w jego włosy.
-Nie ważne. Jutro ci powiem. - zaczął całować mnie po dekolcie. - Już po karze?
-Finn mi dziś powiedział.. - zaczęłam, a on warknął i schował twarz w mojej szyi.
-Annie błagam. Jestem twardy, a ty chcesz mówić o moim bracie?- marudził.
-Jak dasz mi powiedzieć to ci przejdzie. - podrapałam go po karku. - Powiedział, że chce iść zobaczyć upamiętnienie waszej matki. Pomyślałam, że mógłbyś zabrać jego i Charliego. Byłaby dumna z wnuka.
Tommy podniósł głowę i chwile mi się przyglądał. Potem nachylił się i mocno mnie ucałował. Całowaliśmy się dłuższą chwilę aż w końcu oderwałam się od niego by złapać oddech.
-Dobrze. - wychrypiał przy moich ustach. - Zabiorę ich jutro po spotkaniu, a później może spędzimy trochę czasu w śród koni,hm?
Jego ręka znów zaczęła błądzić po moim udzie aż podwinął moją koszulę nocną odkrywając moje gołe miejsce intymne.
-Ale to dopiero jutro. - znów odrzuciłam jego dłoń i szybko schowałam się pod kołdrę.
-Anna! - był zirytowany.
-Może jak następnym razem złamiesz moje zasady to ta chwila ci się przypomni. - odwróciłam się do niego plecami i zgasiłam lampkę przy łóżku.
*
Następnego dnia, gdy się obudziłam męża nie było obok mnie. Nic nadzwyczajnego, dziwne by było jakby jednak był. Wstałam i zaraz po śniadaniu udałam się do pracy. Trzeba się było zająć sierocińcem i skontrolować Johna przy przewozie transportu.
Koło południa byłam już w domu. Oczywiście żadnych oznak Tommyego. Ubrałam Charliego i pojechaliśmy najpierw do kwiaciarni, a później do sierocińca. Mąż nadal się nie odezwał i byłam już pewna, że dzisiejsze plany spoczęły na niczym.
Sama zabrałam syna do stadniny gdzie Curly pomógł mu nakarmić nasze konie.
W domu byliśmy wieczorem i praktycznie od razu zasnął. Wieczór był spokojny więc usiadłam w salonie z dokumentami i oddałam się pracy. Nie byłam pewna ile minęło czasu, ale w drzwiach salonu pojawił się Tommy. Nadal miał swój płaszcz, zdjął tylko czapkę.
-Nie śpisz? - usiadł obok mnie z westchnieniem.
-Nawet nie zwróciłam uwagi, która godzina. - nadal pisałam rachunki. - Dziękuje za miły dzień z synem.
-Wiem. - zdjął swój płaszcz. - To spotkanie było, inne niż myślałem.
Spojrzałam na niego, wydawał się zmęczony i zamyślony. Sprzątnęłam papiery i się podniosłam. Nalałam mu trochę whisky i usiadłam mu na kolanach.
-Opowiadaj. - przyjął szklankę i upił łyk.
-Rosjanie. - mruknął cicho. - Chcą mi zaproponować układ.
-Tommy.- mruknęłam i potarłam go po karku.- Sam mówiłeś, że z nimi się nie wchodzi w układy. -Tak. - westchnął i potarł moje odkryte ramię.
-Mam poznać jego żonę i wtedy omówimy dokładne szczegóły.
-Żonę? - zdziwiłam się.
-Spokojnie. - uszczypnął mnie w bok. - Mam też nadzieję, że ugram coś dla siebie.
-Tylko bądź ostrożny. - poprosiłam. -Sam mówiłeś, że interesy z nimi nie są łatwe.
-Kocham cię maleńka. - pogłaskał mnie po policzku i ucałował.
Uśmiechnęłam się na ten czuły gest i sama również ucałowałam go w szczękę opierając czoło o jego. Myślałam dziś nad czymś i wiem, że muszę to z nim poruszyć.
-Wiesz, że narazie oboje nie jesteśmy gotowi na drugie dziecko? -szepnęłam.
-Mielibyśmy aż dziewięć miesięcy.. -ułożył dłoń na moim podbrzuszu.
-Ale nie ty nosisz to dziecko, a ja potrzebuję twojej pełnej uwagi.. do tego Charlie.. -pokręciłam głową.
-Tak wiem. -westchnął.-Dobrze wrócimy do tego po wszystkim.
-Zgoda.- zaśmiałam się i wpiłam się w jego usta.
Lubię takie chwile między nami, kiedy jesteśmy tylko my i nic innego się nie liczy.
------------------------------------------------------------------------------
Cześć kochani!
Wiem,że rozdział miał być wcześniej, ale jakoś zabrakło mi czasu..
Chętnie poznam co myślcie.. ♥
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego (niedziela)xoPS Niesamowite jest to jak bardzo lubicie tą historię, to mi daje tyle radości! Witam każdego z was i mocno ściskam ♥♥ Kocham.
CZYTASZ
I love you more.
FanfictionAnna Vox, młoda, ambitna i samotna. Czy uda jej się znaleźć miłość o jakiej marzy? A może pogodziła się już ze swoim panieństwem? Thomas Shelby, ambitny, chłodny, uparty. Mógłby mieć żonę, ale czy z miłości do niej? Czy z miłości do firmy?