XIX

1.2K 71 21
                                    

| Pov.Dream |

Wchodząc w głąb ogromnej jadalni udaliśmy się do bardziej oddalonego stolika, który znajdował się za szafą z różnymi książkami. Odsunąłem pierw krzesło Georg'a i gdy już na nim siedział, zasunołem je delikatnie. Po tym, ściągnąłem z siebie kurtkę jeansową i wieszając ją na oparcie, sam usiadłem do stołu. No, no Clay, ale z ciebie Gentelman.

Oboje czytaliśmy zestawy, następnie wybierając, który najbardziej będzie nam pasował. Kiedy wiedzieliśmy już na sto procent co zamówić, zawołałem kelnera, który standardowo przyszedł ze swoim notesikiem oraz długopisem. Wsłuchując się w nasze wypowiedzi, zapisywał wypowiedziane dania, dodatki czy picia. Pod koniec poinformował nas, ile mniej więcej będziemy czekać na zamówienie i odszedł.

- Ile znasz się już z Wilbur'em? - zapytał nagle brunet podpierając swoją głowę o również podpartą rękę. Wpatrywałem się w niego przez dłuższą chwilę. Nie ukrywałem zdziwienia po tym pytaniu.

- Czemu pytasz? - tym razem ja zapytałem.

- Jeszcze nigdy o tym nie rozmawialiśmy - odpowiedział. Widocznie bardzo chciał znać tą historię. W końcu i tak kiedyś by się o tym dowiedział.

- I tu cię zdziwię, bo ja z Willem nie jesteśmy w cale tacy święci - zaśmiałem się lekko, dobrze wspominając okres, w którym mieliśmy po szesnaście, a okularnik osiemnaście lat.

- Wow, no co ty nie powiesz - odparł również się cicho śmiejąc i upił trochę wina z lampki.

- Miałem szesnaście lat, w tym dniu mijało również dziesięć lat od śmierci mojego taty. Pamiętam, że w tedy miałem również trudny okres w swoim życiu i szukałem czegoś na odstresowanie lub czegoś co doda mi adrenaliny...


W powietrzu czułem tylko zapach benzyny i palonej gumy. Wiatr delikatnie burzył moją fryzurę, nawet jeśli siedziałem się w samochodzie z otwartą szybą. Wszystko jak zwykle zaczynało się niewinnie. To nie pierwszy raz kiedy tu się znajduję.
Na początku zawsze łapał mnie stres, a adrenalinę było już czuć w samym powietrzu. To co tu robiłem było chore i lekkomyślne. Co taki dzieciak jak ja robi w tym momencie.
Podkeżdżam bliżej Lini startowej biorąc głęboki oddech, aby chociaż w minimalnym stopniu uspokoić bijące serce.

Zamykam okno, zaciskając mocniej swoje dłonie na kierownicy. Już tylko czekałem na to, aż każdy się uciszy i całą ciszę rozgłuszy jeden strzał, który miał rozpocząć wszystko. Przymknąłem oczy na jakiś czas, przypominając sobie, dlaczego właśnie to robię i dla kogo. Matka by się nade mną załamała, a tatę znałem tylko przez sześć lat. Wierzę, że on na pewno zrobiłby wszystko, aby mi pomóc.


...Dlatego zdecydowałem się pojechać na nielegalne wyścigi...


Na ulicę weszła kobieta z pistoletem, który miał z siebie wydać charakterystyczny dźwięk zaczynający wyścig. Poprawiłem dłonie na kierownicy, układając już stopę na pedau gazu. Spojrzałem jeszcze na zawodnika w samochodzie, który stał tuż obok mojego. Wyglądał dwa lata starzej ode mnie. Miał brązowe kręcone włosy oraz okulary na nosie. Wyglądał jak nerd, lecz po jego złośliwym uśmiechu od razu wymazałem tą myśl z głowy. Wyglądał jak demon.

...Po drugiej stronie siedział Wilbur. W tamtym momencie nie sądziłem, że zostanie moim najlepszym przyjacielem...

Usłyszałem strzał, a po tym nasze samochody z pieskiem opon wyruszyły prostą drogą. W pierwszej minucie przejąłem prowadzenie. Skupiony na drodze, jechałem, nawet nie zwracając uwagi na wskazówkę wyznaczającą prędkość, z jaką poruszał się pojazd. Czułem coraz bardziej podnoszącą się adrenalinę, a z tyły głowy miałem wspomnienia z moim tatą.

...Zamyśliłem się na chwilę, jednak gdy się otrząsnąłem, zauważyłem jak jadę prosto w głaz. Zachamowałem i odwróciłem kierownicę w prawo, myśląc, że zdążę się zatrzymać...

Przed moimi oczami przelatuje mi całe życie, a przez strach moje ciało sparaliżowało i nie mogłem się w ogóle ruszyć. Patrzyłem tylko jak jestem coraz bliżej ze spotkaniem ze śmiercią. Przecież miałem jeszcze całe życie przed sobą. Co ja kurwa zrobiłem?!

Nagle uderzam bokiem samochodu o kamień i widzę tylko ciemność...

...Później okazało się, że Will mnie wyciągnął i zadzwonił po pomoc. Odwiedzał mnie również, kiedy siedziałem w szpitalu I mnie wspierał. Najważniejsze, że pomógł mi wyjść z tego całego chujostwa - opowiedziałem, całym swoim umysłem powracając do wspomnień. Westchnąłem cicho i upiłem trochę wody ze swojej szklanki.

- Nie boisz si-

- Proszę, to państwa zamówienie - przerwał brunetowi kelner, który przyniósł masze dania, stawiając je ma stoliku. W duchu dziękuję mu, że przyszedł w takim momencie. To nie są tematy na randkę, są one dla mnie po części ciężkie. Patrząc również z tej strony, że miałem straszne dzieciństwo. Ten nagle popatrzył się na mnie i nadzieją oraz strachem w oczach. Podniosłem jedną brew do góry ze zdziwienia - M-mógłbym dostać twój numer telefonu? - zapytał niepewnie. Nadymując policzki, miałem już coś mówić, lecz George był szybszy ode mnie.

- Przepraszam, ale to mój chłopak jakbyś chciał wiedzieć. A teraz zmykaj do roboty gówniarzu - powiedział prawdopodobnie zezłoszczony i zazdrosny brunet, patrząc na niego z mordem w oczach. Chłopak, który faktycznie był od niego młodszy, odszedł od naszego stolika w mgnieniu oka. Trudno było to stwierdzić, ponieważ z jego urodą, dałbym mu z 19-20 lat. Gogy wygląda na prawdę młodo i nie na swój prawdziwy wiek.

- Zazdrosny? - zapytałem przysuwając się bardziej do stołu i zabierając się za jedzenie swojej porcji sushi. Zawsze satysfakcjonuje mnie odrywanie od siebie pałeczek.

- Ja rozumiem, że każdy na ciebie leci, ale teraz jesteś zajęty i żaden szmaciarz nie będzie tak do ciebie mówił - odparł zdecydowanie i dumnie. Również złapał za pałeczki i zwinnie chwycił pierwszy rulonik, który skierował do swoich ust.








My Pretty Little Boy | Dnf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz