VIII

1.5K 80 41
                                    

| Pov. George |

Ogarnęliśmy się szybko, ubraliśmy smycz psiutkowi i wychodząc z domu, zamknąłem drzwi. Zaczęliśmy się kierować do pobliskiego parku, aby Biszkopt się wybiegał. Prowadziłem z blondynem przyjemną i spokojną rozmowę, co jakiś czas się śmiejąc.

Wspominałem już? O jego przecudnym wyglądzie.

W tym momencie miał na sobie luźny, biały T-shirt, szorty moro, okulary przeciw słoneczne i łańcuszek z krzyżykiem. Jego włosy jak zwykle tworzyły różę wiatrów, co wyglądało uroczo. Jak dzisiaj rano przyszedłem do jego pokoju, sprawdzić czy śpi. Ten widok był po prostu przepiękny. Clay wygląda tak spokojnie i bezbronnie jak śpi. Jezu czy ja się teraz rumienię? Chyba tak, bo Dream zaczął się na mnie dziwnie patrzeć. Odwróciłem szybko głowę w drugą stronę, na co się zaśmiał.

Po jeszcze chwilowej wędrówce w końcu znajdowaliśmy się w parku, odpiąłem smycz od obroży psa i widziałem tylko to jak biegnie po jakiegoś patyka.

- O Boże - skomentował kiedy zobaczył jak Biszkopt niesie ogromną gałąź w pysku. Zaśmiałem się z ich obu, zaraz przyglądając się, jak blondyn próbuje wyrwać kija psu. Ostatecznie udało mu się ułamać jakiś jej kawałek, który rzucił, aby oszukać psa. O dziwo mu się to udało, a zwierzę pognało za patykiem. Dream odrzucił w drugim kierunku gałąź, otrzepując swoje ręce. Teraz ten uroczy kłębek sierści nie da nam odpoczynku.

Nie wiem jak to się stało, ale skończyliśmy śmiejąc się. Clay leżał na trawie, a ja siedziałem na nim, śmiejąc się w niebo głosy. Uspokoiłem się, gdy poczułem wibracje mojego telefonu, na przychodzące połączenie. Wstałem na proste nogi i przesunąłem zielony telefonik, przykładając go do ucha.

- George? - zapytała kobieta po drugiej stronie, w jej głosie było słychać niepokój, którym i ja się zaniepokoiłem.

- Tak? Coś się stało?

- Twój ojciec... - powiedziała, i tylko te słowa sprawiły u mnie trzęsienie dłoni i przyśpieszony oddech - Miał wypadek - złapałem szybko oddech i przez chwilę go nie wypuszczałem, nie chciałem w to wierzyć. Drugą ręką złapałem się lekko za włosy.

- Co mu jest? W jakim jest stanie? Gdzie teraz jest? - zasypałem pytaniami małżonkę swojego ojca. Jestem strasznie zestresowany i zdenerwowany co Clay musiał zauważyć, ponieważ patrzył się na mnie z troską. Mój obraz powoli rozmazywał się przez napływające łzy. Nie mogę stracić ich dwóje.

- Ma trzy złamane żebra i podejrzewają uszkodzenie miednicy - słyszałem jak jej głos się załamuje - Operują go - dodała po dłuższym czasie ciszy. Nie wytrzymałem, po prostu się rozłączyłem i przytuliłem mocno do chłopaka, wypłakując się w jego ubrania.

- Shhh - ten podjął próbę uspokojenia mnie, zaczynając jedną ręką gładzić mnie po głowie. Zacząłem szeptać jakieś, nie zrozumiał dla mnie i blondyna słowa. Zacisnąłem jego koszulkę w pięść i wylałem następną falę płaczu w materiał. Poczułem jak Biszkopt opiera swój pyszczek o moją nogę, lecz nawet to nie sprawiło, abym odsunął się od Clay'a - Co się stało? - zapytał w końcu. Jego głos był bardziej subtelny i spokojny w tym momencie, czułem się na pewno bezpieczniej i wiedziałem, że mogę mu zaufać.

- D-dowiedziałem się od ż-żony mojego ojca, ż-ż-że miał wypadek - odpowiedziałem strasznie się jąkając, odsunąłem wtuloną twarz od wilgotnej części koszulki, patrząc wprost w zielone oczy Dream'a. One od zawsze w sobie coś miały i to z nich najłatwiej jest odczytać jego emocje. Ten przeniósł swoją dłoń na mój policzek, ocierając spływające łzy po nich.

- Wszystko się jakoś ułoży, uwierz mi. Na pewno jest silnym facetem i da sobie radę - powiedział uśmiechając się szczerze. Nagle usłyszałem ciche piski od strony Biszkopta, spojrzałem na niego i pomiziałem - Chodź, pójdziemy po lody do sklepu i pod kocem zaczniemy oglądać komedie. Co ty na to? - zaproponował już z większym uśmiechem, łapiąc moje dłonie. Stan mojego ojca nie jest jakiś tragiczny, chcę o tym na razie zapomnieć, chcę odciąć się od złych scenariuszy w moich myślach. Dlatego odwzajemniając już uśmiech kiwnąłem głową I zapiąłem smycz pieskowi, kierując się po chwili z chłopakiem do pobliskiego sklepiku.

- Jakie smaki sobie życzysz? - zapytał gdy byliśmy już pod jednym z prostych sklepików przy ulicy.

- Standardowo czekoladowe z kawałkami czekolady i brzoskwiniowe. I tak, zazwyczaj jest tu taki smak lodów - odpowiedziałem I wyprzedziłem go z pytaniem, które prawdopodobnie chciał zadać. Ten bez słowa wszedł do środka. Tym czasem ja oparłem się o murek i głaskałem spokojnie miękką sierść pupilka. Po nie całych kilku minutach blondyn wychodził już ze sklepu z siatką, w której były chyba z cztery pudełka lodów. Popatrzyłem się na niego zdziwiony, ten tylko się uśmiechnął I pocałował w czubek nosa. Poczułem róż wkradający się na moje poliki. Zaczęliśmy się kierować w stronę mojego zamieszkania.

Po drodze, która minęła nam znowu na rozmowach w końcu znaleźliśmy się przed moim domem. Otworzyłem drzwi I wszedłem do środka, odpinając obrożę Biszkoptowi, zaraz patrząc jak idzie do kuchni, gdzie ma miski z wodą I jedzeniem. Zdjąłem z Clay'em buty I weszliśmy w głąb salonu, ja jeszcze udałem się po łyżki. Bo po co męczyć się takimi małymi, skoro można mieć większą i brać większe porcję. Gdy wróciłem do pomieszczenia, usiadłem obok piegusa i podałem mu łyżkę, na co się lekko zdziwił. Ten zaczął wybierać jakiś film. Za ten czas poszedłem jeszcze szybko do swojego pokoju po największy koc jaki miałem. Był to mój ulubiony koc I oczywiście był wykonany przeze mnie. Materiał, z którego był wykonany, jest przyjemny w dotyku i jest on idealny na każdą porę roku. Składał się on z fioletowych, żółtych, pomarańczowych, różowych i turkusowych kwadratów, każdy kolor był bardziej w odcieniu pastelowym. Wróciłem do Clay'a i uwaliłem się obok niego, przy okazji biorąc pudełko z brzoskwiniowymi lodami.

My Pretty Little Boy | Dnf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz