| Pov. Dream |
- Matko, wszystki mnie boli - słyszę głos ukochanego, który przewrócił się na drugi bok. Podparłem głowę na ręce, spoglądając na niego z podniesioną jedną brwią do góry - Co? - pyta zdezorientowany, patrząc na mnie jeszcze zaspanymi oczami.
- Pamiętasz coś w ogóle z wczorajszej nocy? - zapytałem i parsknąłem śmiechem. Ten momentalnie rozszerza swoje oczy I zagląda pod kołdrę. Jego tors był cały w malinkach i pozostawionych śladach po moich zębach. Oczywiście wszystko robiłem tak, aby chłopak mógł gdzieś wyjść, no, może ma jedną malinkę na szyi.
- Czy my..? I tak, porządnie... - jego cała twarz poczerwieniała w nie całe trzy sekundy. Śmieję się ponownie, na to, jak ten zakrywa się pierzyną.
- Mhmm~ Muszę kupować częściej to wino - powiedziałem I wstałem z łóżka, podchodząc zarz do szafy, aby wziąć świerze bokserki. I zostając poproszony przez ukochanego o podanie mu bielizny, otworzyłem teraz drugą stronę szafy. Nagle do rąk wpada mi coś czerwonego, co ma śliski materiał i czarną koronkę na dole. Wyciągam to i rozkładam, aby przyjęć się temu jeszcze bardziej - Co to, do cholery jasnej, jest... - przyglądam się trzymanej przeze mnie rzeczy, zaraz to odwracając wzrok na bruneta, który znowu zalał się czerwienią.
- Em... Peniuar. Mam jeszcze do tego bieliznę... - po jego słowach, za tym razem na moją twarz wkroczył rumieniec. Musi w tym dobrze wyglądać. Rzucam do niego to co trzymałem w dłoniach i szukam jeszcze ubrania do kompletu. Rozszerzam jeszcze bardziej oczy. Przecież to jest całe z jebanej koronki. To również rzucam w jego stronę i zamykając szafę, patrzę na niego z rumieńcami, zaraz to zakładając skrzyżowane ręce na tors.
- Clay, nie założę tego. I na pewno nie teraz. Będziesz się tylko podniecał, a ja nie mam zamiaru siedzieć na bolącej dupie do końca dnia - No dobra, to trzeba mu przyznać. Wracając do poprzedniej nocy. Oh matko. Było wspaniale, a George chciał jeszcze więcej.
- Nie moja wina. Gdybym cię wczoraj nie powstrzymał, robilibyśmy to do nieprzytomności.
- Okay, ale to nie znaczy, że dzisiaj też mnie wykorzystasz, dupku - nie powiem, że nie, ale zabolało.
- Na prawdę myślisz, że cię wykorzystuje..? - zapytałem, nie wierząc w słowa wypowiedziane przez ukochanego. Widzę, jak ten się na chwilę zacina, a potem, gdy dociera do niego to co powiedział, zakrywa usta i wypowiada moje imię - Na prawdę uważasz, że mógłbym zrobić takie świństwo..? Osobie, której kocham ponad życie... - zapytałem znowu, czując pchające się łzy do oczu. Potem odwracam się do swojej połówki szafy I podciągam nosem, zaraz to wycierając swoje oczy ręką. Wyciągam jakieś losowe ubrania, które zaraz na siebie ubieram.
- Clay, nie miałem tego na myśli... - usłyszałem
- Idę się przejść, a potem... Może się gdzieś przejadę - powiedziałem tylko i zszedłem po schodach na dół, zaraz to ubierając obrożę Biszkopta. Jeszcze przed wyjściem ubieram kaptur na głowę, aby nie pomoczyć swoich włosów i wychodzę, uśmiechając się lekko do merdającego ogonem pieska.
Spacer nie zajął mi jakoś długo, chodziło też o to, aby nie zmoknąć. Gdy jestem w domu, wycieram łapy zwierzaka i odpinam jego smycz. Głaszczę go po głowie z lekkim uśmieszkiem, zaraz to zabierając z wieszaka kluczyki od samochodu. W planach miałem przejechać się do opuszczonego toru wyścigowego, o którym wiem ja oraz Will. Czasami sobie tam szalejemy, a policji jeszcze nigdy tam nie zauważyliśmy, więc to było idealne miejsce.
Patrząc jeszcze na merdającego ogonem Biszkopta, przypomniał mi się George. Obawiałem się lekko stanu, w którym morze teraz być. W końcu kucam i zahaczając przednie łapy psa o swoje ramiona, podnoszę go do góry, asekurując jego tył i plecy. Potem Wchodzę po schodach na górę i zostawiam zwierzę na materacu, patrząc przez chwilę pustym wzrokiem na skulonego brubeta. Odwracając od niego wzrok, wzdycham i udaję się znowu w stronę wyjścia. Słyszę jednak szelest kołdry. Zatrzymuję się przy zejściu na dół, trzymając się lekko poręczy.
- Nie jedź, proszę... - słyszę jego słaby głos, a zaraz to, jak podciąga nosem. Kurwa, Clay coś ty zrobił - M-martwię się o ciebie - dodaję, a potem w pomieszczeniu słychać tylko głuchą ciszę. Patrząc się w dół, czuję jak łza spływa po moim policzku, ścieram ją kciukiem, zaraz to sięgając do kieszeni. Patrzę się ślepo w małe, czerwone pudełko, zaciskając je w pięści - C-clay, błagam - słyszę jak ponownie jego głos się załamuje. Już sam nawet nie wiem czemu płaczę. Może to przez moją głupotę albo słuchanie jak przeze mnie cierpi kochająca mnie osoba. Chowam trzymaną rzecz w dłoni na swoje poprzednie miejsce i powoli odwracam głowę w stronę ukochanego.
W końcu podchodzę szybko do łóżka i siadając na jego rogu, ujmuję zwinnie poliki chłopaka w dłonie I łączę nasze usta w spokojnym pocałunku. Ten jednak odpycha mnie od siebie.
- P-przestań, nie zasługuję na to - mamrocze, odwracając ode mnie wzrok. Jego oczy dalej łzawiły, były całe czerwone. Clay ty idioto.
- To ja, nie zasłużyłem na ciebie, rozumiesz? - zmuszam go, aby spojrzał mi w oczy, co po chwili mi się udaje - To przeze mnie teraz płaczesz. To moja wina - mówię, czując jak łzy same pchają mi się jeszcze bardziej do oczu. Następnie kładę się z nim, wtulając twarz w jego tors, przykryty kołdrą, zaciskam na niej dłonie w pięść, wypłakując się w pierzyny.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - powtarzałem szeptem, zaraz czując dobrze znaną mi dłoń, która wplątała się w moje włosy. Dość szybko się tym uspokajam i robię się strasznie śpiący. Płacz, rozmyślenia. To wszystko zdążyło mnie wykończyć. I to tak nagle, zrobiłem się strasznie śpiący. Jeszcze na ostatkach swoich sił, ściągam z siebie bluzę z dresami i zostając w samych bokserkach, Wchodzę do ukochanego pod kołdrę.
- No już, spokojnie - słyszę jego również spokojny głos. Odwraca się w moją stronę, przez co mogę się bardziej wtulić w jego ciepłe ciało. Ten jakimś cudem był ubrany, lecz nie chciałem już nic mówić. Przymykam oczy, czując ponownie przeczesywanie moich włosów, a po kilku minutach Morfeusz porywa mnie do krainy snów.
![](https://img.wattpad.com/cover/296878789-288-k82684.jpg)
CZYTASZ
My Pretty Little Boy | Dnf |
FanfictionCzasami warto podążać za marzeniami, nawet jeśli wydają się one nie możliwe lub głupie. Warto jest wierzyć w to, że kiedyś może się jedno z nich spełni i życie potoczy się inaczej, tą lepszą stroną. Nuty od dziecka budowały ścieżkę Gerog'a, jego ca...