XXIX

1K 65 45
                                        

Uwaga!

W rozdziale pojawiają się wątki z krwią oraz śmiercią Techno, jeśli nie jesteś na siłach tego czytać, możesz ominąć ten rozdział!!!


‼️ | Pov. Dream | ‼️

Jechałem kolejną godzinę z puszczoną cicho muzyką i rozmyślaniem nad całą sytuacją z Georg'em. Brunet na szczęście zasnął, to mnie cieszyło. Przyda mu się odpoczynek. Poza tym, odwalił świetną robotę z tym pokazem, należy mu się. Miałem tylko ochotę dotrzeć bezpiecznie do domu i zasnąć z ukochanym w łóżku.

- Co to za zapach? - usłyszałem słaby głos chłopaka obok, który jeszcze przed chwilą spał. Przenoszę na niego zdezorientowany wzrok, nie mając pojęcia, o czym on mówi. Nic na razie nie czułem. Mój wzrok przeszedł potem na drogę i mnie zatkało.

- Pali się... - odpowiedziałem, zbliżając się do palącego się pojazdu - Odsuń fotel do tyłu - poprosiłem co ten po chwili wykonał, zaparkowałem nie daleko samochodu osoby, która pomagała w gaszeniu ognia. Odpiąłem pas i schyliłem się nad siedzeniem Georg'a, zaraz odpinając gaśnicę, z którą po chwili wyszedłem.

- Jest już wezwana pomoc? - zapytałem mężczyznę.

- Tak, karetka i straż pożarna są w drodze - odpowiedział zdecydowanie, nie przerywając swojej pracy. Również i ja dołączyłem do gaszeniu całego ognia, nasza pomoc chociaż w jednym stopniu złagodzi sprawę.

Po kilku następnych minutach dołączyły do nas dwie kolejne osoby. Ogień jednak nie ustępował, lecz było widać nasze postępy. Przeszedłem na tył samochodu, ponieważ z tamtego kątu miałem lepszy zasięg do płomieni. Nagle spojrzałem na rejestrację, a obok niej przyklejona świnka z minecraft'a. Momentalnie poczułem jakby moje nogi były z waty cukrowej, odrzucam i tak kończącą się gaśnicę i podbiegam się drzwi od miejsca kierowcy. Jak poparzony otwieram drzwi I zastygam w miejscu widząc dobrze znaną mi twarz. Wpatrując się w ciało chłopaka, czuję bijące ciepło od ognia.

- Kurwa mać - mamroczę i nie przejmując się promieniami, odpinam pas I wyciągam bruneta z samochodu. Syczę cicho, gdy przypadkowo ocieram rękę o coś ostrego. W końcu kładę poszkodowanego na ziemi, nie co dalej od pojazdu. Schylam się nad nim, by sprawdzić, czy ten w ogóle oddycha. Klatka piersiowa ani drgnęła - Cholera jasna, Techno nie rób mi tego - mówię do siebie I układam dłonie do wykonania masarzu serca.

...

28...

29...

30...

Sprawdzam oddech - Nic. Sztuczne oddychanie i ponowny masarz serca.

...

28...

29...

30...

Nic...

Ogarniał mnie strach, a łzy już same napływały do oczu. Nie poddawałem się jednak. Walczyłem dla niego, nie mogłem go stracić. Przecież to on mnie tyle nauczył o życiu.

- Kurwa, Alex obudź się proszę - powiedziałem z załamującym się głosem, czując spływające łzy po moim policzku. Czemu akurat jego musiało to spotkać. Przecież mógł normalnie żyć. Jak do tego doszło.

Powtarzam czynność jeszcze jeden raz i rozpłakany, w końcu się poddaję. Brakuje mi na wszystko siły, a sama pierwsza pomóc trwała już od dłuższego czasu. Wszystko poszło na marne. Ocieram oczy ręką i patrzę na bruneta ze łzami w oczach, potem na zegarek, by ustalić godzinę zgonu, aby potem przekazać ją ratownikom medycznym. Patrzyłem się na niego, wspominając sobie wszystkie dobre chwilę z nim spędzone.

- Kim dla ciebie był? - pyta nieznany mi głos, spoglądam na niego i ponownie ocieram swoje oczy.

- Bratem - mój głos jest słaby, brzmi jakbym w tamtym momencie przeżywał swoje ostatnie chwile.

- Moje kondolencje - mówi tylko z pocieszającym lekkim uśmieszkiem. Kiwam tylko głową I ten odchodzi. Zaraz to słyszę syreny karetki i straży pożarnej. Fajnie by było jakby przyjechali o cholerne dwadzieścia minut wcześniej. Wstaję na proste nogi I patrzę na zbliżającego się ratownika.

- Dwadzieścia osiem minut po północy - mówię do niego, jednak ten posyła mi niezrozumiały wzrok - Godzina jego śmierci - dodaję z załamującym się głosem i gdy słyszę ponowne kondolencje odchodzi nie co, aby zadzwonić do mamy. Przecież musi k tym wiedzieć...

Wyciągam telefon z trzęsącymi się dłońmi. Patrzę na czarny ekran, wypuszczając ze swoich ust powietrze. Przymykam na chwilę oczy, aby poświęcić chwilę na uspokojenie się, chociaż przy rozmowie na pewno się jeszcze popłaczę. W końcu wybieram do niej numer i przykładam słuchawkę do ucha. Po dłuższej chwili odbiera, pewnie ją obudziłem.

- Clay? Dziecko co cię napadło, żeby dzwonić do mnie w środku nocy? - słyszę jej słaby i zaspany głos. Nie minęła chwila, a ja już płakałem.

- M-mamo - jąkam się i czuję kolejno spływające łzy po policzkach.

- Boże! Co się stało?! - woła przerażona.

- Alex umarł... - odpowiedziałem drżącym głosem. Sam chciałbym, aby to była nie prawda. Zaszlochałem kilka razy i kontynuowałem - M-miał wypadek, jego samochód zapłonął. W-wykonałem pierwszą pomoc... Ale było już za późno - wytłumaczyłem i ponownie zalałem się łzami.

- Żartujesz... prawda?

- N-na prawdę bym chciał mamo. Z-zmarł w moich rękach - odpowiadam, zaraz również słysząc płacz kobiety.

- P-przepraszam cię Clay, porozmawiamy jutro - powiedziała słabym głosem. Zgodziłem się, sam muszę się uspokoić, aby spokojnie zawieźć mnie i Georg'a do domu. Schowałem telefon, następnie widząc tego samego ratownika podchodzącego do mnie.

- Wszystko dobrze? - pyta.

- Czy wyglądam jakby było dobrze? Właśnie mój brat umarł w moich rękach! Mama ponownie popadnie w depresję, a ze mną jak zwykle będzie- przerwałem swoją wypowiedź nagłym kaszlem. Czułem lekkie ukucie w klatce piersiowej i duszności.

- Hej, hej, hej, proszę na mnie spojrzeć - powiedział, co wykonałem - A teraz proszę ze mną oddychać. Spokojnie. Wdech - instruuje mnie, jego głos jest opanowany i spokojny, co pomagało. Próbuję wziąć głęboki oddech - A teraz wydech - dodaje. Wykonywałem jego polecenia przez nie długą chwilę. Po chwili na szczęście wszystko przeszło.

- Dziękuję i przepraszam za tamto - mówię przepraszająco, ten tylko się lekko do mnie uśmiecha I odprowadzając go wzrokiem, widzę jak znika za drzwiami karetki. W końcu mogę wrócić do samochodu. Tam zobaczyłem zniecierpliwionego bruneta, ucieszył się na mój powrót, jednak jego uśmiech zszedł, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.

- Co się stało? - pyta spokojnie, kiedy siedziałem już na swoim miejscu spojrzałem na niego, ponownie czując pchające się łzy - Heeej, skarbie... - mówi I ujmuje moje policzki w swoje malutkie rączki, wycierając pojedyncze łzy kciukami.

- Tam był mój brat, z-zginął mi w rękach...

- Matko boska - mówi przerażony i przytula mnie do siebie, nie była to komfortowa pozycja, jednak korzystałem z najmniejszego dotyku ukochanego.

My Pretty Little Boy | Dnf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz