Rozdział 52

33 4 0
                                    

Spojrzałam na tego, który mnie podtrzymywał. To był on, to był Bang Chan. Było mi głupio, ale też poczułam ulgę, że to on. Tak bardzo potrzebowałam go teraz, chodź nie mogłam tego powiedzieć na głos. Nie miałam takiej odwagi, aby to powiedzieć na głos. Uważałam, że to nie potrzebne i lepiej będzie zachować to dla siebie. Wtedy usłyszałam jego głos mówiący do mnie

- Czy ty zwariowałaś? Co ty chciałaś zrobić? Chciałaś się zabić? Już naprawdę nic dla ciebie się nie liczy? Tu są małe dzieci, wiesz o tym dobrze. A gdyby jakieś dziecko cię znalazło jak wisisz, a właściwie twoje martwe ciało?

Nic nie mówiąc wtuliłam się w jego ramię i zaczęłam płakać. Było mi tak ciężko, że nie dawałam rady i tylko płakałam. Nawet żadne słowo nie przecisnęło się przez moje usta. Tylko milczenie mi pozostało i wiara, że może mi to kiedyś przejść. Weszliśmy razem do domu i usiedliśmy na kanapie. Nawet nie wiem kiedy pojawiła się reszta i jakoś tak wyszło, że zaplanowaliśmy wspólne wakacje. Mieliśmy jechać za parę dni, więc wszyscy zaczęliśmy się pakować. Nie powiem, bo trochę mi przeszło, ale nie było to takie jakie powinno być. Udawałam, że jest dobrze, a przed oczami nadal miałam te dziwne obrazy, które doprowadzały mnie do gorszego stanu. Wierzyłam, że kiedyś to się zmieni i że będzie lepiej.

Parę dni później faktycznie pojechaliśmy na upragnione wakacje. Jednak to znowu do mnie wróciło i po raz kolejny chciałam odejść z tego świata. Mieszkałam w pokoju z balkonem i nie patrząc na to, że przed nim stali wszyscy po prostu pobiegłam do pokoju i chciałam z niego skoczyć. Próbowałam znaleźć Chan'a, aby móc go ostatni raz zobaczyć, ale jego dziwnym trafem nie było. Pewna siebie skoczyłam, nie patrząc na tych, których mogłam zranić. Dość miałam widoku życia Mi Lan. Nazywałam się Lee Mi Rose i dość miałam oglądania obcego i nie zrozumiałego dla mnie życia. Chciałam z tym skończyć i odrodzić się na nowo.

Bang Chan

Pamiętając dzień, w którym zobaczyłem jak Mi Rose próbuje się zabić, zakładając sznur na drzewie a później przykładając go do szyi. Pilnowałem ją jak tylko mogłem i byłem w stanie. Musiałem to robić z ukrycia, aby niczego się nie domyśliła. Bałem się, że znów będzie chciała to zrobić, a nie mógłbym żyć z myślą, że jej nie ma. To byłoby zbyt okrutne. Dlatego kiedy zobaczyłem jak biegnie do swojego tymczasowego pokoju, pobiegłem za nią i widząc jak skacze zrobiłem to samo. W locie złapałem ją, lecz jakimś cudem ona przekręciła nas tak, żeby nic nam się nie stało. Później leżała nieprzytomna na trawie, a ja nie wiedziałem co mam robić. Gdy nagle zza drzewa wyszedł jakiś chłopak i powiedział, żebym posłuchał dziewczyny, która dzieliła z nią ciało. Nie mając wyboru zrobiłem jak mi kazano.

- Posłuchaj jej. ( usłyszałem i spojrzałem w tamtą stronę gdzie to słyszałem).

Po chwili zobaczyłem dziewczynę, która wskazywała mi, abym zrobił coś i się nie wahał.

- Wiem, że się o nią boisz, ale to ja kazałam jej zrobić tak, aby wam się nic nie stało. Ona musiała nas uratować to było jej zadanie. Teraz może żyć spokojnie i szczęśliwie.
- Jak skoro jest nieprzytomna? ( zapytałem, a chłopaki i reszta patrzyli na mnie jak na wariata, bo dla nich nikogo nie było).
- Musisz ją pocałować i wtedy się obudzi.
- Nie mogę, jest za dużo osób. ( powiedziałem zdenerwowany).
- To nic, tym się nie martw. Zasłonimy cię.

Nie wiadomo skąd pojawiło się jedenaście osób i faktycznie nas zasłoniło. Zanim jednak pocałowałem Mi Rose wyszeptałem jej do ucha, coś co leżało mi na sercu.

- Wróć do mnie. Nie mogę cię stracić. Musisz żyć i być blisko mnie.

Potem pocałowałem ją i spostrzegłem, że otwiera oczy. Od razu się ucieszyłem, lecz ona dziwnym trafem straciła pamięć, ale na krótko.

- Gdzie ja jestem? ( zapytała, a po chwili dodała). Wreszcie koniec. Dziękuję Chan. ( wypowiedziała te słowa z ulgą i wtuliła się we mnie. Ja natomiast poczułem jej bicie serca, co było dla mnie najlepsze).

Zaniosłem ją do pokoju i wróciłem do reszty, która była bardzo zdezorientowana, tym co widziała na własne oczy. Jakoś im to wytłumaczyłem i było dobrze. Przez resztę dni obserwowałem moją Mi Rose, ale było już normalnie, było dobrze i w końcu chyba wróciło wszystko do normy.

3 tygodnie później

Mi Rose

Skończyłam kolejny rok studiów, jakoś szybko to zleciało. Właśnie wróciliśmy do domu, byłam zmęczona i chciałam wziąć prysznic, więc poszłam do łazienki. Jednak szybko okazało się, że nie działa. Coś po prostu się zepsuło i nie mogłam się wykąpać. Poszłam więc na dół i zdjęłam rzeczy, które miałam na sobie. Położyłam je na szafce i weszłam pod prysznic. Chciałam zamknąć drzwi, ale nie dało się tego zrobić, bo zacinało się strasznie, więc zostawiłam tak jak było. Włączyłam wodę i tyle. Następnie wyszłam i wtedy stało się to. Nie wiem dlaczego wtedy, bo nikt ogólnie nie używa tej łazienki. Nawet ja pierwszy raz z niej korzystałam. Jednak nim zdążyłam zasłonić się ręcznikiem przed sobą, a właściwie w progu drzwi ujrzałam Chan'a. Byłam zaskoczona i kompletnie mnie zamurowało, więc stałam jak ten słup soli i patrzyłam się na niego, a on na mnie. Lecz po chwili zamknął drzwi, a ja nałożyłam na siebie ręcznik. Potem niespodziewanie znów otworzył i nie patrząc na mnie powiedział

- Na dole są wszyscy stanę na korytarzu tak, abyś mogła pójść na górę. Dobrze?
- Tak. ( odparłam pospiesznie i faktycznie zrobiłam to co powiedział wcześniej).

Pobiegłam na górę, a kiedy już wytarłam i ubrałam się, poczułam przypływ gorąca. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam jak delikatnie moje policzki się rumienią. Chodziłam po pokoju, aż ktoś zapukał do mnie i przez dzielące nas drzwi spytał czy może wejść.

- Mogę wejść?
- Tak.

To był Lee Know, przyszedł aby zawołać mnie na obiad. Odetchnęłam z ulgą, a on tylko na mnie spojrzał i nic nie powiedział.

***

Oto koniec. Dziękuję za przeczytanie 🥰❤️

Moc przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz