Rozdział 6

73 10 0
                                    

Stojąc przed drzwiami ja i Lucy zadzwoniłyśmy dzwonkiem. Po chwili jednak drzwi się otworzyły, a w nich stała dziewczyna również z zaokrąglonym już brzuszkiem. Nic nie mówiąc wpuściła nas do środka. Weszłyśmy i pokierowałam nas do salonu gdzie była tam Somi z małą Seo Jin oraz Seolin czesząca dwuletnią już Mi Yeon, a także Min Yeok mój roczny bratanek. Oczywiście jak łatwo się domyślić Mi Yeon też jest moją bratanicą.
Gdy już nacieszyłam się tym widokiem. Postanowiłam się odezwać, aby wyjaśnić obecność Lucy jak również poznać tożsamość tych dwóch ciężarnych dziewczyn.

- To jest Lucy można by rzec, że jest dziewczyną I. N'a aczkolwiek z tego co wiem nosi jego dziecko i nią nie jest.
- To prawda? ( odezwała się zaskoczona Seolin wbijając swój wzrok w jej brzuch)
- Tak.
- Nie powiedziałaś mu? ( zapytała Somi)
- Nie bałam się jak zareaguje. ( odrzekła dość chłodnym głosem Lucy)
- Rozumiem. ( odpowiedziała jej Somi)

Słysząc to postanowiłam zapytać się dziewczyn oto jak się nazywają i kim są

- Mogę zapytać kim jesteście i jak się nazywacie?
- Ja jestem Mina dziewczyna Felix'a.
- Ja jestem Yuri dziewczyna, a właściwie narzeczona Changbin'a.
- Zatem miło was poznać.
- Dziękujemy nam też jest was miło poznać.

Po przywitaniu zjadłyśmy obiad i trochę porozmawiałyśmy. Było dość miło. Kiedy uświadomiłam sobie, że zapomniałam telefonu. Przeprosiłam je i poszłam do domu. Gdy zobaczyłam swój telefon na stole od razu do niego podeszłam i chwyciłam go, aby sprawdzić czy nikt nie dzwonił.
Jednak kiedy sprawdziłam zobaczyłam, że mam nieodebrane od babci Lee. Szybko oddzwoniłam do niej i wtedy usłyszałam to

- Mi Rose kwiatuszku tylko się nie denerwuj.
- Tak? ( zapytałam z łamiącym się głosem)
- Twój tata miał wypadek samochodowy i umarł na miejscu.
- Co?! O czym ty do mnie mówisz?! To nie może być prawda! Nie!

Rozłączyłam się i zalałam się łzami. W głowie zaczęłam mieć mnóstwo pytań, tak samo jak po śmierci mamy, która również zmarła mając wypadek samochodowy. Nie zważając na nic poszłam się przejść po drodze do parku, jednak nie rozejrzałam się i wbiegłam na ulicę. Samochód, który akurat jechał uderzył mnie, że upadłam ale po chwili wstałam i spojrzałam na nich zdziwiona. To byli oni... To byli Mont nie wierzyłam własnym oczom z wrażenia aż zrobiło mi się słabo i zemdlałam.
Kiedy się ocknęłam to nade mną stali oni Narachan, Bitsaeon i Roda. Nie wierząc mi, że nic mi nie jest siłą zawieźli mnie do szpitala.

Tam okazało się, że wszystko w porządku i mogę wrócić do domu. Kiedy wyszliśmy ze szpitala chłopaki zaprosili mnie do siebie do domu i tam spędziliśmy fajnie dzień cały czas się wygłupiając i śmiejąc. Dopiero kiedy uświadomiłam sobie, że mój tata nie żyje znowu zalałam się łzami, a chłopcy nie wiedzieli co mi jest.
Zostałam u nich na noc i nie wiem jak to powiedzieć ale kiedy się obudziłam obok siebie spostrzegłam śpiącego Bitsaeon'a. Tak, tak wiem to niby nic takiego ale on miał na sobie tylko bokserki, a po drugie był bardzo wtulony we mnie i przez to czułam się mega zawstydzona i nie wiedziałam co mam zrobić.
Na moje szczęście z góry zszedł Roda, widząc go powiedziałam do niego błagalnym tonem

- Ratuj.

Odwrócił się i widząc ten obrazek, który miał przed sobą. Podszedł bliżej i zaczął budzić Bitsaeon'a . Ten jak poparzony podniósł się z miejsca i zaczął mnie przepraszać. Na to wszystko pojawił się nagle Narachan i parsknął śmiechem na to co zobaczył.
Gdy ta scena dobiegła końca porozmawialiśmy i Bitsaeon wyjaśnił mi, że to nie było zamierzone. Po prostu w nocy zachciało mu się pić i zszedł do kuchni, a kiedy już skończył nie patrzył gdzie idzie, więc przyszedł do mnie pod kołdrę i zasnął.
Słysząc to troszkę się uspokoiłam. Przebrałam się w moje ubrania i zeszłam do nich z powrotem już nieco mniej zażenowana tą całą sytuacją.

- Roda dziękuję za koszulkę. ( powiedziałam trzymając już ją złożoną)
- Nie ma za co. Czemu ją tak złożyłaś?
( zapytał zaskoczony)
- Biorę ją do prania dlatego. ( oznajmiłam uśmiechając się ciepło)
- Nie musisz przestań.
- No dobrze. Muszę wracać do domu będą się martwić.
- Dobrze odwiozę cię. ( oznajmił Bitsaeon)
- Wiesz wolę, żeby to zrobił Roda albo Narachan.
- Pewnie odwiozę cię. ( odpowiedział to Narachan uśmiechając się do mnie szczerze)
- Dziękuję Nari. ( zaśmiałam się)
- Kto?! ( zapytał zaskoczony)
- Nari. Nie podoba Ci się to jak cię nazwałam?
- Podoba możesz mnie tak nazywać.

Po tym spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku, lecz odezwał się Roda i czar prysł

- Halo! Skończyliście?
- Co?! Tak oczywiście. ( powiedział zakłopotany Nari)
- Tak skończyliśmy. ( dodałam poważnym tonem głosu)
- To Narachan odwieź Mi Rose do domu.
- Dobrze, chodźmy.

Wskazał mi drogę i poszliśmy do auta. Niedługo potem byliśmy już pod domem, pożegnałam się i weszłam do środka. Gdy otworzyłam drzwi w progu stały trzy przyszłe mamuśki, miały kamienne twarze a z ich oczu płynął żar nienawiści i złości.
Przestraszyłam się i usiadłam potulnie na krześle przygotowując się na to, że będą mnie besztać. Lecz co dziwne nie było tak źle.

- No to opowiadaj jak było. ( powiedziała Lucy)
- Więc...

Zaczęłam mówić, a kiedy skończyłam wszystkie zaczęły się śmiać. Potem Yuri dodała tylko

- Fajnie tak się pośmiać.

To był drugi raz kiedy uświadomiłam sobie, że mój tata odszedł i wtedy coś mnie tknęło i zadzwoniłam do dziadka Kim'a aby zapytać czy to prawda.

Rozmowa
- Dziadku czy to prawda, że tata miał wypadek samochodowy i nie żyje?
- Boże dziecko co ty mówisz?! ( zapytał zaskoczony). Owszem twój tata miał wczoraj stłuczkę ale nie wypadek. Nikt nie ucierpiał i z pewnością żyje i ma się dobrze.
- To dobrze.
- Skąd taki pomysł wogóle?
- Z babcią rozmawiałam i...
- No tak nie uslyszyły dobrze i plecie co jej ślina na język przyniesie. Nie martw się wszystko w porządku.
- To dobrze. To ja już kończę.
- Dobrze. Do usłyszenia.

Dziadek się rozłączył, a ja wróciłam do dziewczyn. Tak nam minęły cztery miesiące. Chłopaki wrócili na chwilę, ponieważ mieli przerwę i wtedy I. N dowiedział się, że na świat przyszła jego córeczka, której wspólnie z Lucy nadał imię Luna. Luna miała już miesiąc. Jeong in widząc ją wprost oszalał ze szczęścia. Nie wiedząc czemu ja i Chan mimowolnie spojrzeliśmy na siebie i się uśmiechnęliśmy do siebie. Niestety zobaczył to Felix i powiedział na głos.

- Jak chcecie mieć takiego bąbelka to się postarajcie. ( zaśmiał się, a nam zrobiło się głupio i wbiliśmy wzrok w podłogę)
- Bardzo śmieszne Felix. Moja siostra jest za młoda na matkę. To jeszcze nie ten czas. ( oznajmił Lee Know)
- Pożyjemy zobaczymy.

Moc przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz