Rozdział 11

57 7 0
                                    

Pewnego dnia kiedy nikogo nie było w domu ja i Chan jak zawsze zaczęliśmy się przedrzeźniać. Tutaj co dziwne zaczęliśmy mieć jeszcze lepsze pomysły.
Szykowałam jakiś posiłek, wtedy Chan podszedł do mnie, złapał mnie w talii i zaczął całować po szyi. Obróciłam się i nie czekając usiadłam na blacie kuchennym, wtedy Chan mnie pocałował i zdjął mi bluzkę. Niedługo potem w oddali usłyszeliśmy czyjś głos. Szybko więc założyłam bluzkę i wróciłam do swojego zajęcia, czyli krojenia warzyw. Bang Chan od razu zaczął mi pomagać. Kiedy już ktoś wyszedł powiedział tylko
- dokończymy później, potem dalej robiliśmy dla wszystkich posiłek.

Po chwili przyszła do nas Lee Yeon i poprosiła, aby zawieźć ją do szpitala.

- Zawieziecie mnie do szpitala?
- Co się dzieje?
- Źle się czuję, proszę nie mówcie nic Han'owi.
- Dobrze.

Skończyliśmy i pojechaliśmy z nią do szpitala. Siedząc na korytarzu, czekaliśmy na nią lekko poddenerwowani. Po chwili wyszła cała zapłakana mówiąc

- Znowu to samo. Znowu poroniłam.
- Co?!
- No tak pani doktor mnie zbadała i powiedziała, że poroniłam.
- No a coś wskazywało na poronienie?
- Nie. Przynajmniej nic nie zauważyłam.
- No to ja nie wiem. Może powinien zbadać cię ktoś inny bardziej doświadczony w tej dziedzinie.
- To nie ma sensu.

Wybiegła Lee Yeon o mało nie wpadając pod samochód. Na szczęście Chan ją dogonił i zatrzymał w porę.

- Uważaj!

Odciągnął ją na bok i  przytulił. Poczułam się dziwnie, lecz wiedziałam, że tego potrzebuje. Kiedy było już wszystko dobrze. Poszliśmy do samochodu. Obiecaliśmy jej nic nikomu nie mówić.
Wróciliśmy razem do tego domku, w którym mieszkaliśmy i postanowiliśmy udawać, że wszystko jest dobrze.

Po południu przyszli do nas goście Ateez i Oneus, nie wiem jak się tu znaleźli ale bardzo się ucieszyłam na ich widok. To popołudnie było bardzo radosne, dużo się śmialiśmy i wygłupialiśmy.
Lecz dla Lee Yeon było to najgorsze popołudnie. Siedziała zamknięta w pokoju i zapewne dużo płakała.

~~~~

Lee Yeon

Po powrocie ze szpitala, czułam pustkę, smutek, niechęć a nawet odrazę. Tak naprawdę nie wiem czemu, przecież byłam młoda wiedziałam, że będę mogła jeszcze mieć dzieci. Ale to był drugi raz, nie mogłam tego znieść. Mój kochany Han na pewno by się cieszył i skakał nade mną jak głupi, żebym się nie przemęczała. Ale cóż tego dziecka już nie było. W moim brzuchu nie było już żadnego życia, a nawet małej iskierki.
Nie mogłam tego wytrzymać.

- Przecież rano było wszystko dobrze, głupi ból brzucha i poronienie?

Mówiłam sobie w myślach, po czym postanowiłam zostawić to wszystko i uciec do swoich rodziców, którzy mieszkali w Taebaek. Nikt o tym nie wiedział więc przez jakiś czas mogłam poukładać sobie myśli.
Potem wstałam, spakowałam walizkę i zeszłam na dół jak duch.

Na swojej drodze napotkałam Mi Rose, która widząc mnie z walizką od razu zapytała o co chodzi.

- O co chodzi?
- Wyjeżdżam do rodziców, nie mogę tutaj z wami siedzieć muszę to wszystko przemyśleć. ( powiedziałam zdecydowanym tonem)
- Dobrze rozumiem zatem jedź. Poprosić kogoś, aby cię zawiózł?
( zapytała z troską)
- Tak gdybyś mogła.

Mi Rose wyszła, a po chwili wróciła z Chan'em. Pojechaliśmy do Taebaek i tam pozostałam już ze swoimi rodzicami, których dawno nie widziałam.

- Więc mówisz, że poroniłaś drugi raz? ( zapytała mnie mama łamiącym się głosem)
- Niestety. ( powiedziałam smutnym głosem)
- Kto miał być ojcem? ( zapytał zdenerwowany tata)
- Naprawdę? Czy to jest dla ciebie w tej chwili, aż tak ważne? ( zapytałam, połykając swoje łzy, które spływały mi po policzkach)
- Owszem moja panno!
- Jak możesz być bez serca?! To byłby twój wnuczek lub wnuczka. ( wycedziłam przez zęby)
- Kto jest ojcem?
- Ojcem byłby Han Jisung, którego kocham nad życie a on mnie, jak cię to tak interesuje tato!

Trzasnęłam drzwiami i poszłam do dawnego pokoju mojej siostry. Tam siedziałam przez następnych parę dni.

~~~~

Mi Rose

Wróciliśmy do domku, a tam usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmawiać, o tym co przytrafiło Lee Yeon to był koszmar, przez który nigdy nie chciałabym przejść.
Rozmowa tak się potoczyła, że Bang Chan'owi przypomniało się o zemście na mnie. Położył się na mnie i zaczął mnie smerać i to dosłownie, ponieważ wziął piórko i smerał mnie po szyji, gdzie miałam łaskotki. Zaczęłam się głośno śmiać i wtedy do domu wszedł... Tak to było upokarzające i żenujące, że nie wiedzieliśmy co mamy zrobić.

- Przepraszam. ( powiedział speszony Keonhee).

Chan wstał ze mnie i poszliśmy na dwór udając, że wszystko w porządku. Jednak Keonhee zerkał na nas kątem oka, nie mogąc wymazać ze swojej pamięci tego widoku, który był dość dwuznaczny.
Usiedliśmy z dala od siebie i zaczęliśmy z wszystkimi rozmawiać.
Potem chłopaki poszli do domu, a my poszliśmy wszyscy na spacer.

Następnego dnia około godziny dziesiątej, ja i Chan będąc w kuchni rozpoczęliśmy swój codzienny rytuał przedrzaźniania.
Tym razem Chan ubrał, jaki głupi koszule, ale to nie jest ważne. Jak zwykle objął mnie w pasie i zaczął delikatnie całować. Odwróciłam się i zaczęłam rozpinać mu guziki. Chan siedział oparty o lodówkę, a ja na przeciwko niego. Wtedy usłyszeliśmy wołanie

- Mi Rose! Mi Rose!

- Zapnij to ale już.

- Tak? ( zapytałam lekko zdenerwowana)
- Przyniesiesz butelkę dla małej? ( zawołał Changbin)
- Poczekaj chwilkę.

Potem usłyszałam jak Changbin mówi

- Dobra sam przyniosę.

Zamarłam, tym bardziej, że Chan nie mógł zapiąć tych guzików.

- Pospiesz się!
- Nie mogę.
- Idzie tu!

Po chwili do kuchni wszedł Changbin, ale za nim wszedł, Chan wysmarował sobie ręce czymś tłustym, po czym wstaliśmy z podłogi, na której wcześniej siedzieliśmy.

- Co robicie? ( zapytał zaskoczony Changbin)
- Nic. Zapinam mu guziki, bo ubrudził ręce czymś tłustym.
- Rozumiem. To nie przeszkadzajcie sobie.

Changbin wziął butelkę z mleczkiem dla małej Yuki i wyszedł z kuchni. My odetchnęliśmy z ulgą. Jednak to nas nie powstrzymało  od ponownego przedrzaźniania.
Chan mnie pocałował, czule i namiętnie. Powiem szczerze, że nie wyglądało to zbyt dobrze, ponieważ zdjął swoją bluzkę i stał trzymając mnie dwoma rękami w pasie, a ja siedziałam na blacie.
Wtedy do kuchni wbiegła Melissa, nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Widząc nas wybiegła na dwór. My byliśmy zszokowani, lecz po chwili Chan ubrał bluzkę i wyszliśmy na dwór.

O dziwo wszyscy zachowywali się dobrze. Wyglądało to tak, że to dobre dziecko im nic nie powiedziało i przez to byliśmy bezpieczni.

~ Przepraszam, jeśli ten rozdział was zanudził. Chciałam napisać jak najlepiej z resztą jak zawsze, ale może mi nie wyszło. Jeśli chodzi o to przedrzaźnianie ich to nie oceniajcie mnie pod względem logiki czy sensu chciałam pokazać w jakich głupich momentach się znaleźli. To tyle.

Moc przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz