Rozdział 61

30 4 0
                                    

Dzisiejszy dzień to ten, w którym mój malutki synek ma przyjść na świat i dzień, w którym są moje urodziny. Mam mieć gości, a nie wiem czy w tym czasie nie zacznę rodzić. Trochę się tego boję, ale być może dam radę i wytrzymam do końca. Póki co czuję się dobrze i nie widzę, abym miała rodzić. Jednak w każdej chwili może to się zmienić i wtedy zacznie się poród. Nie wiem jak to się skończy, ale wiem, że już mam wszystkie rzeczy dla dziecka łącznie z ubrankami, pieluszkami, wózkiem, nosidełkiem, łóżeczkiem, wanienką. Wszystkim tym co będzie mi potrzebne, gdy mały się urodzi.  Siedziałam i oglądałam dramę. Ubrana w spodenki i bluzkę z krótkim rękawem. Czekałam na przyjście gości, którzy mieli przyjść po południu. Właściwie to nie był nikt nie znajomy, bo zjawić się mieli tylko Ateez, Stray kids, Oneus, Mont i  Blackpink oraz Twice, a także całe TXT. Oczywiście nie zabrakło także dziewczyn i dzieci. Siedząc na fotelu usłyszałam dzwonek, jednak nie wstałam ani na chwilę, ponieważ drzwi poszedł otworzyć im Ravn, który wpuścił ich do środka. Po chwili wszyscy zaczęli wchodzić do salonu, gdzie ja właśnie siedziałam. Udając, że ich nie widzę oglądałam cały czas dramę. Wtedy podszedł do mnie Chan i zapytał co robię.

- Co robisz?

Spojrzałam na niego i poszłam na górę. Jednak przemyślałam to po chwili i zeszłam na dół. Potem każdy złożył mi życzenia i dał jakiś prezent. Było bardzo miło, gdy nagle poczułam ból w kręgosłupie i delikatny ból w podbrzuszu. Była szesnasta, a ja czułam, że coś zaczyna się dziać, a mówiąc inaczej zaczynałam rodzić. Przeprosiłam ich i udałam się na górę, chodź kiedy byłam już na połowie schodów odezwał się Chan. Wstał od stołu i błagalnym głosem mówił do mnie

- Mi Rose, proszę wróć do domu.
- Nie mogę Chan. Wrócę gdy pewne sprawy się ułożą, ale będzie to na chwilę. Później odejdę już na zawsze. ( mówiłam, a moje serce się ściskało).
- Mi Rose!

Zawołał jeszcze raz ja się tylko na chwilę odwróciłam i ze łzami w oczach powiedziałam

- Wybacz, ale nie mogę zrobić inaczej.

Poczułam jeszcze większy ból, poszłam więc do pokoju i szybko napuściłam sobie wody do wanny. Zdjęłam ubranie i weszłam do ciepłej wody. Posiedziałam tam przez jakiś czas i wyszłam. Przygotowałam potrzebne mi rzeczy i momentalnie zaczęłam rodzić. Ból był niedoopisania, gorąco nie pozwalało mi niczego na siebie nałożyć. Chciałam krzyczeć, ale musiałam się powstrzymywać, ponieważ wszyscy byli na dole, a ja nie mogłam doprowadzić do tego, aby ktoś się o tym dowiedział. Za bardzo ich kochałam, aby ich teraz zranić. Cóż taki mój los, muszę rodzić w samotności i ogromnym bólu.
Oparłam się o ścianę i wydobyłam z siebie delikatny, cichy krzyk. Po chwili jednak postanowiłam położyć się na łóżku i tam spróbować rodzić. Wcześniej wkładając sobie materiał do ust, tak aby powstrzymać się od głośnego krzyku. Nie dało rady wstałam i chodziłam po pokoju. Po czym znowu dostałam bóli i ukucnęłam.

***

Za oknem było już ciemno, a  godzina dwudziesta druga. Poród trwał od szesnastej i nie wiadomo ile jeszcze miał trwać. Z minuty na minutę i z godziny na godzinę, miałam mniej sił, a zmęczenie dawało o sobie znać. Oni świetnie się bawili, a ja pociłam się z bólu. Teraz gdy było ciemno na dworze, rodziłam w oświetlonym pokoju. Chociaż raz usłyszałam jak ktoś idzie po schodach i szybko zgasiłam światło. Osoba, która chciała wejść do środka nagle zmieniła zdanie i zeszła na dół. Odetchnęłam z ulgą, z powrotem zapaliłam światło  i kontynuowałam dalej poród. Coraz ciężej było, napływ gorąca i zimnych potów powodował u mnie lekkie drgawki. Chodź czułam, iż moje cierpienie zbliża się ku końcowi. Leżąc pochylałam się do tyłu lub do przodu, robiłam wszystko tak, aby te męczarnie wreszcie się skończyły. Nie miałam już sił, bo zostały tylko resztki. W ostatnim momencie powiedziałam sobie w myślach, że dam radę. Powoli traciłam już przytomność, a oczy same mi się zamykały z braku sił. W tych ostatnich chwilach przywołały mi się wszystkie wspomnienia, które miałam w swojej pamięci. Począwszy od wspomnień z Bang Chan'em do wspomnień z Mistycznego przeznaczenia. Potem usłyszałam głos swojego synka. Szybko wzięłam go na ręce i tym samym sprawiłam, że przestał płakać. Jego płacz był najpiękniejszym co kiedykolwiek słyszałam, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby ktoś go usłyszał. Malutki był taki mały, a zarazem taki silny. Seomin i Liu mieli rację, mój poród był ciężki i omało nie straciłam przytomności oraz nie przepłaciłam tego życiem. Jednak dałam radę do samego końca. Wzięłam go na ręce i przytuliłam do swojego serca. Następnie popatrzyłam na niego i powiedziałam

- Kochany mój malutki, moja mała gwiazdko będziesz nosił imię po swoim tatusiu Chan'ie. Nazwę cię Lee Chan. Nazwisko po mnie, a imię po tacie jak i swoim dalekim, dalekim wujku.

Dzięki przygotowanym wcześniej rzeczom umyłam go i zawinęłam w pieluszki. Zostawiłam na kanapie, a sama poszłam się umyć. Gdy to zrobiłam ubrałam się w koszule, szybko zmieniłam pościel i znów
utuliłam Lee Chan'a. Bardzo płakał, z pewnością był głodny mój jasnowłosy aniołek. Miał taki sam kolor włosów co ja gdy przyszłam na świat. Był podobny do mnie, więc istniała szansa, że nikt się o nim nie dowie. Położyłam się z nim i przykryłam nas kołdrą, a potem usnęłam razem z nim, a kiedy się obudziłam przypomniało mi się, o tym że Seomin miał go zabrać do babci Lee. Wtedy spojrzałam na telefon i zobaczyłam od niego wiadomość

Mi Rose cieszę się, że zmieniłaś swoje zdanie i jednak sama z nim zostaniesz. Czekałem długo, ale już wracam do domu.

Założyłam bluzę z kapturem, a pod spodem miałam krótki rękaw. Na to jeszcze kurtkę, gdzie ukryłam moje małe maleństwo. Wcześniej pisząc karteczkę z informacjami o nim, która brzmiała właśnie tak

Nazwisko : Lee
Imię : Chan
Urodzony 6 lipca... roku o godzinie 23.05
Poród naturalny w domu
Matka : Lee Mi Rose
Płeć : chłopiec

Położyłam na nim i powoli schodziłam na dół. Zanim pojechałabym do babci to chciałam wstąpić do szpitala, aby lekarz go dobrze obejrzał. Schodząc z nim po schodach byłam bardzo słaba. Wszyscy na mnie patrzyli i coś mówili, ale nie rozumiałam co takiego mówią jedynie co się ze mną dzieje. To tyle co zrozumiałam, poza tym nic więcej. Oni wstali ze swoich siedzeń i podeszli do mnie. Po czym stało się to, popatrzyłam na nich i przykucnęłam. Wyjęłam spod kurtki dziecko i położyłam na podłodze. Czułam jak mnie obserwują i nie wytrzymując już dłużej, zemdlałam obok niego. Nawet nie wiem kiedy mój upadek się zdażył i sprawił, że niczego nie pamiętałam, aż do momentu szpitala. Ciemność jaka zapanowała przed oczami ogarnęła mnie całkowicie, a ból po porodzie ustał w niesamowity sposób.

***

Witam, jest o to kolejny rozdział. Buziaki i do następnego 🥰😘

Moc przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz