Rozdział 21

44 5 0
                                    

Kim Mi Lan

Trenowałam już naprawdę długo, bo około dziesięć godzin dziennie przez dwa tygodnie, taniec z mieczem i zwykle techniki walki. Poczułam się silna i gotowa na walkę z bestią. Pożegnałam się ze wszystkimi, zostawiając im list i weszłam do jej świata, do świata tego potwora, który trzymał wszystkie nasze życia. Wchodząc do środka miałam pewne obawy. W końcu mogłam umrzeć, a byłam jeszcze młoda. Byłam pierwszym generałem kobietą, a groziła mi śmierć z łap Mistycznego przeznaczenia. Bestia jeszcze spała, a ja po cichu wkradłam się do jego leży.
Nadszedł czas ostatecznej bitwy. Dzisiaj miałam stanąć po raz kolejny przed bestią, która niegdyś mnie zraniła. Ostateczna walka, która zadecyduje o wszystkim. Weszłam do środka. Zrobiłam parę małych kroków i poszłam przed siebie. Ona zaczęła biec. Po ostatniej walce nie miała już skrzydeł, więc tylko biegła i rozprzestrzeniała ogień. Cofnęłam się i upadłam, jednak szybko podniosłam się i stanęłam do walki.

Bestia nie dawała odpocząć, cały czas atakowała. Ogień zaczynał pochłaniać wszystko co było w pobliżu, drzewa, trawę, kwiaty. Chwyciłam za miecz i biegłam w jej stronę. Odcięłam jej ogon,  zraniłam ją w brzuch, poderżnęłam gardło. Lecz ona nadal biegła. Zraniła mnie prosto w serce. Powoli moje ciało opadało bezwładnie na ziemię. Usłyszałam stal, bestia zawyła i upadła. Klątwa wyklętych przeciwników została zdjęta. Mogliśmy od tej pory żyć jak ludzie, a nie zbędne żyjące i nieżyjące istoty.
Jakiś mężczyzna podszedł do mnie bliżej, przez zranione oczy nie widziałam go. Objął mnie, a ja skonałam w jego ramionach.

Mi Rose

Obudziłam się na leśnej polanie. Wstałam i rozejrzałam się po okolicy, w której miałam mieszkać. Podniosłam się i szłam przed siebie kiedy usłyszałam głośne wołanie.

- Mi Lan, to znaczy Mi Rose poczekaj. ( powiedział tajemniczy głos)
- Kim jesteś? ( spytałam nie pewnie)
- Kim Taehwan chodzę do tego samego liceum co ty. Chciałem zapytać czy nie wpadniesz nam później pomóc z tymi sprawami.
- To znaczy jakimi? ( zapytałam zaskoczona)
- Mafia moja droga. Mafia szkolna nie pamiętasz?
- Ach tak pamiętam.

Nie wiedziałam o co mu chodzi. Liceum, mafia szkolna. Zaraz jakieś chyba pięć lat temu gdy chodziłam do liceum była mafia szkolna, która wyłudzała pieniądze od bogatych, a chroniła biednych. Nie wiedząc czemu mój przyjaciel był jej liderem, ale czemu nie pamiętam go jako przyjaciela i zaraz gdzie właściwie jestem, czy to... Samcheok! Przecież ja nigdy tu nie chodziłam do szkoły. Nikt z nas tu nie chodził, o co tu chodzi. Mam mundurek i w telefonie widnieje siódmy czerwca roku..., czyli widząc ten rok mogę powiedzieć, że zbliżają się moje siedemnaste urodziny. Coś tu nie gra, przecież wyjechałam do Japonii po skończonych dwudziestu jeden latach. Dlaczego to takie dziwne. Ciekawe co u skz i reszty. Może Lee Yeon już urodziła. Ciekawe. No nic muszę to wyjaśnić.

Poszłam do jakiegoś domku i tam przebrałam się w inne ciuchy. Potem odwiedziłam Taehwan'a i chłopaków. Kiedy wróciłam wzięłam ciepłą kąpiel i poszłam spać.

Następnego dnia

Ubrałam się i pobiegłam do szkoły. Tuż przed wejściem stała grupka dziewczyn. Były bardzo wyzywająco ubrane. Nie zwracając uwagi, weszłam do środka. Jednak po chwili, jedna z nich chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła do tyłu.
Spojrzałam w jej oczy, a ona wymierzyła mi policzek.

- Jak śmiesz patrzeć mi w oczy?! ( krzyknęła)

Spuściłam wzrok i milczałam.

- Nie umiesz mówić? ( zapytała blondynka).
- O co wam chodzi? ( odezwałam się, wyrzucając z siebie emocje).
- O jednak umiesz mówić. ( powiedziała niebieskowłosa)
- Nie wiesz kim jesteśmy? ( zapytała ich liderka).
- Skąd mam to wiedzieć?
- Jeszcze się przyznaje. ( dodała kpiąco różowłosa).
- Dobra, dobra damy jej nauczkę.

Złapały mnie za włosy i pociągnęły do środka. Poszły ze mną do łazienki. Bałam się tego co wymyślą, aż w tle usłyszałam znajomy mi głos. To był głos Taehwan'a. Podszedł do nas i pociągnął jedną z nich za rękę, a potem przyparł do ściany. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Ciekawość co się stanie pozwoliła mi się uwolnić. Stałam i patrzyłam co zrobią, lecz po chwili odsunęli się, a ja uciekłam ze środka.

****

Szłam korytarzem ludzie jak zawsze mnie popychali i potrącali, nic nowego. Lecz to bardzo bolało, czułam jak serce mi krwawi. Trudność polegała na tym, że nie miałam przy sobie bliskich i bardzo za tym tęskniłam.

- To ona! ( ktoś krzyknął i momentalnie spadło na mnie jedzenie).

Uciekłam za szkołę, skuliłam się i w myślach wzywałam osobę, przez którą moje serce zaczęło szybciej bić. Niestety ta osoba była blisko mnie, ale o tym nie wiedziała. Po chwili ktoś przyszedł, położył rękę na moim ramieniu i powiedział

- Chodź ze mną.

Spojrzałam w górę i dostrzegłam tam Taehwan'a. Podałam mu rękę i poszliśmy w znaną mu stronę. Kiedy byliśmy na miejscu, moim oczom ukazał się duży budynek,  z ogromnym wnętrzem w środku. Podeszliśmy bliżej i tam spostrzegłam innych mężczyzn. Oczywiście nie był to nikt inny jak bracia Taehwan'a, którego nazywałam Tae.

- Mi Rose witaj.
- Nie nazywałam się przypadkiem Lee Mi Rose, albo Kim Mi Lan. ( powiedziałam z uniesioną głową)
- Oczywiście nazywałaś się tak. Miło, że wróciła do ciebie wojownicza twarz. Brawo. ( powiedział Lee Chan)
- Ktoś musi im pokazać gdzie ich miejsce. Nie uważacie? ( zapytałam).
- Masz rację trzeba ich przywołać do porządku. ( oznajmił Minhwa).

Kilka dni później

- No to ruszaj.

Właśnie dzisiaj Lee Chan postanowił nauczyć mnie jeździć samochodem, boję się ale chce spróbować jak mi to wyjdzie. Zapiełam pasy i odpaliłam silnik. Jest, udało się ruszyłam i mi nie zgasło.

- Brawo. ( powiedział Lee Chan)

Od tego czasu codziennie jeździłam autem z niezawodną prędkością. Dołączyłam też do Horangi ( Tygrys), czyli mafii mojego przyjaciela. Zaczęłam siać postrach wśród tych, którzy mnie krzywdzili. Lecz zdażało się, że niewinne osoby się mnie bały. Minęło sporo czasu dużo się wydarzyło, a mnie nazwano Kim Mi Lan. Pod tą maską ukryłam swoje prawdziwe oblicze Lee Mi Rose.

***

- Gdzie ja jestem? ( złapałam się za skroń, a potem spojrzałam w górę i nie mogłam uwierzyć w to co widzę).
- Obudziłaś się. ( powiedział spokojnie Chan patrząc mi w oczy).
- Gdzie jestem?( spytałam jeszcze raz).
- W domu. Tak się bałem, że się nie obudzisz. Mi Rose, martwiłem się o ciebie gdzie ty jesteś, a ty nagle wróciłaś z Japonii. ( oznajmił z wielką troską).
- Przecież ja byłam w Japonii... Umarłam... Byłam tylko duszą... Mistyczne przeznaczenie... Mi Lan... Chłopaki... Bestia... Potwór....( byłam skołowana, nie wiedziałam co o tym myśleć).
- Nie wiem, o co ci chodzi, ale na pewno sobie wszystko przypomnisz.
- Dlaczego trzymasz mnie w ramionach? ( nieśmiało zapytałam spuszczając głowę na dół).
- Zemdlałaś, więc złapałem cię szybko, żebyś się nie zraniła.
- Dobrze, dziękuję.
- Codziennie nosiłem cię na rękach do ogrodu, abyś nabrała powietrza i mogła się obudzić.
- Naprawdę?
- Tak. Nie chciałem, aby ciągle spała, chciałem w końcu usłyszeć Twój głos. Tak bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Chan, mógłbyś mnie położyć na łóżko? ( zapytałam).
- Tak.

Chan położył mnie na łóżko, a ja zamknęłam oczy.

***

Otworzyłam je i rozejrzałam się dookoła. Nie byłam w domu, lecz w świecie tej bestii. Popatrzyłam się na moje ciało i ręce, wróciłam z powrotem do ciała, które niegdyś zajęłam. W końcu udało mi się pokonać tą bestię. Tak, pokonałam bestię będąc tylko duszą. Zdjęłam klątwę wyklętych przeciwników, a teraz muszę żyć spokojnie, aby móc wrócić do swojego ciała. W pokonaniu tego potwora chodziło o to, aby był jeden człowiek i jedna dusza tylko tak będą wstanie ją pokonać i nam się to udało. Mi i Mi Lan.

Moc przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz