Rozdział 17

45 7 0
                                    

10 dni później

Zamknięta w dużym pomieszczeniu, czekałam na włochatą bestie, która z pozoru przypominała lwa, psa oraz smoka. Nazwana mistycznym przeznaczeniem, miała w ręku życia innych ludzi. W tym moje, bałam się ale musiałam to zrobić. Musiałam z nią walczyć jak prawdziwy generał Kim Mi Lan, której życie było w moich rękach. Tylko ja mogłam ją uratować i tylko ja mogłam dać mu radę, a przy najmniej miałam taką nadzieję.

Stałam po środku, na przeciw miałam bestie. Czekałam na jej ruch, w końcu stanęła przede mną. Patrzyłam jej w oczy i zadałam cios. Walczyłam przez dobre pół minuty, bo bestia była silniejsza i wbiła we mnie pazury. Na ubraniu pojawiła się krew. Życie stanęło mi przed oczami. Czułam jak tracę oddech, zamknęłam oczy i upadłam.
Przelatujące chwile stały się końcem mych dni. Opuściłam rodzinę i nie zazanałam miłości. Mam nadzieję, że tam gdzie trafię będzie lepiej. Straciłam oddech i już nic nie widziałam.

Dusza Mi Rose się rozpadła, narodziła się w niej Kim Mi Lan. Teraz to ona musi ją uratować, aby ta mogła uratować ją i jej braci. Mistyczne przeznaczenie wygrało tą walkę, ale nie może wygrać ostatecznej bitwy. Jeszcze nie czas, jeszcze nie koniec. Chowania swej broni. Czas, który nadejdzie będzie czasem wymarzonym.

Kim Mi Lan

Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą zranioną bestię.  Wiedziałam co się stało, ale nie brałam tego pod uwagę. Wstałam i uciekłam z miejsca, gdzie żyła ta przeraźliwa bestia. Idąc napotkałam na swojej drodze mojego brata Taehwan'a.

- Taehwan! ( krzyknęłam i pobiegłam do niego).
- Mi Lan?! ( zapytał).
- Tak. ( odpowiedziałam)

Przytulił mnie i powiedział

- Miło, że wróciłaś. Gdzie jest Mi Rose?
- Ona... ( nie wiedziałam jak zacząć). Jej dusza się rozpadła. Aby mogła wrócić, ja musze pokonać bestię.
- Co, ale jak?!
- Mistyczne przeznaczenie to bestia, która jest lwem, psem i smokiem. Żeby ją zabić trzeba zabić jedną z jej dusz, wtedy stanie się słaba i będzie można ją zgładzić.
- Zatem musimy to zrobić.
- Nie, zrobię to sama.
- Nigdy ci na to nie pozwolę! ( krzyknął)
- Nie pytam o twoją zgodę. Tylko uprzedzam o tym co chce zrobić.
- Mi Lan, ona już nie istnieje. Nie możesz jej uratować.
- Jak możesz tak mówić, była twoją przyjaciółką. ( powiedziałam zdenerwowana)
- Właśnie była. Już nie jest.
- Przestań! ( krzyknęłam)

Uciekłam do swojej komnaty i tam wylałam  z siebie łzy. Bardzo chciałam ją uratować. W końcu ona poświęciła się, aby uratować mnie i moich braci. Nie wiedziałam jak to zrobić, ale postanowiłam ratować resztki jej duszy, aby mogła powrócić cała i zdrowa.

Po południu poszłam na dziedziniec i tam ćwiczyłam sztuki walki. Po jakimś czasie przyszedł do mnie Minhwa i zaczął walczyć ze mną. Walczyliśmy jakiś czas, ale to nie dawało mi spokoju, wręcz mi przeszkadzało. Nie chciałam go wyganiać, więc walczyłam dalej. Nagle przed nami pojawił się Taehwan

- Orabeoni! ( krzyknęłam i podbiegłam do mojego brata)
- A ty co tu robisz? ( zapytał Taehwan Hanijia)
- Hani przyszedł pomóc mi się przygotować. ( wymyśliłam na poczekaniu)
- No to walczcie.
- Dobrze.

Walczyliśmy tak dobre trzy godziny przez każde pięć dni. W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam wejść do miejsca gdzie znajdowała się bestia.

****

Dobyłam miecza i biegłam w stronę bestii. Otworzyła oczy, wyciągnęła swoje silne, smocze skrzydła. Biegła, za chwilę wzbijała się w górę. Oplotła moją szyję swoim psim ogonem i popchnęła mnie na ziemię. Następnie wystawiając do mnie swoje lwie pazury, wbiła się prosto w serce.
Poczułam ogromny ból, ostatkiem sił zraniłam ją w brzuch. Padła i straciła przytomność. Jak przez mgłę zobaczyłam czyjąś postać, która przy mnie klęczy, a potem chwyta mnie w talii i zabiera, z tego okropnego miejsca.

- Mi Lan?! ( usłyszałam czyjś głos). Dlaczego to robisz? ( zapytała mnie nieznajoma kobieta)
- Chce kogoś uratować. ( oznajmiłam pewna tego co mówię)
- Co jeśli się nie da?
- Wszystko się da, jeśli tylko się chce. ( odpowiedziałam)
- Zatem walcz o swoje życie. Generale Kim Mi Lan walcz!

Otworzyłam oczy, po czym usłyszałam głos mężczyzny. Wyciągnęłam do niego rękę i zobaczyłam w nim Minhwa, czyli Hanijia.

- Co się stało? ( zapytałam kruczoczarnego mężczyznę)
- Walczyłaś z bestią i byłaś nieprzytomna przez pięć dni. Bałem się, iż twoja dusza się rozpadła. ( mówiąc to miał łzy w oczach)
- Minhwa czy ty?
- Tak, kocham cię Mi Lan.

Po tych słowach zbliżyłam się do Hanijii, a on do mnie. Nasze twarze były blisko siebie, a usta połączyły się w delikatnym pełnym miłości pocałunku. Spojrzeliśmy sobie w oczy i wiedzieliśmy już o sobie wszystko. W naszych tęczówkach zapanował blask, który nastał w wyniku miłości, szczerej miłości.

Moc przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz