45. "Walizka"

59 8 12
                                    

Po tej nocy po raz kolejny nasza relacja uległa zmianie. Granica została znacznie przesunięta. Nie rozmawialiśmy. Nawet gdy w klubie przychodziłem do niego na kolana nie wymienialiśmy ani słowa. Tylko bezlitośnie mnie dotykał i całował, nie zważając na jakiekolwiek sprzeciwy z mojej strony.

I tak z paczki papierosów tygodniowo zrobiło się ich dwie, z dwóch trzy, z trzech cztery... Kończąc na paczce fajek dziennie. To był mój nowy sposób na radzenie sobie z tymi durnymi emocjami. Co prawda niezbyt zdrowy, ale jaki skuteczny. Niestety jednak organizm się przyzwyczaja. Więc z czasem paliłem tylko z przyzwyczajenia, a emocje nadal powracały. I wtedy zgodziłem się przyjąć tego klienta, którego od naszego pierwszego wspólnego razu unikałem jak ognia.

Krótko mówiąc na początku mojej kariery prostytutki spędziłem noc ze standardowym klientem. Jednak nie obudziłem się w jego łóżku w jego mieszkaniu. Znaczy, inaczej. To było jego łóżku. Jednak nie jego mieszkanie. Tylko jego jebany samolot. Miałem o tyle szczęścia, że gdy się obudziłem nikogo nie było w pomieszczeniu. Dlatego też tylko szybko zorientowałem się w jakiej jestem sytuacji i widząc, że drzwi się otwierają udawałem, że dalej śpię. "Obudziłem" się dopiero, gdy dolecieliśmy i dowiózł mnie do swojego domu. Wywiózł mnie do Korei. Jakimś jebanym cudem udało mi się uciec i jeszcze większym cudem udało mi się wyrobić tutaj kartę kredytową połączoną ze starym kontem bankowym. Więc tak jak mnie przywiózł tak tego samego dnia już załadowałem się w samolot powrotny. I od tamtej pory ignorowałem wszelkie jego zgłoszenia o wynajęcie mnie. Jednak przez tamtejszy natłok emocji postanowiłem "A chuj, raz się żyje". Dokładnie to miałem na myśli podnosząc słuchawkę.

I jak to się mówi nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. To przysłowie ma naprawdę dużo racji. Tym razem nigdzie mnie nie wywiózł a zamknął mnie w swojej piwnicy. I chociaż wynajął mnie teoretycznie na godzinę, spędziłem w jego domu około tygodnia. O tym, że byłem gwałcony, bity i traktowany gorzej niż zwierzę kilka razy dziennie chyba już nie muszę wspominać?

Wyjebał mnie na dwór, gdy już nie miałem siły krzyczeć i protestować, by przestał. Jebany sadysta... I tak jak się spodziewałem - nie dostałem za to ani grosza.

Mój cudowny szef nie zainteresował mnie tym dlaczego mnie nie ma, a tym, że po prostu mnie nie ma. Więc za karę wyjebał mnie z pracy. Przy okazji jeszcze gdy przyszedłem wyjaśnić sytuację też mnie wykorzystał, jednak wolę już o tym zapomnieć. Dodatkowo w czasie gdy byłem zamknięty u tego wariata przypadł termin płacenia czynszu za mieszkanie. Nie zdążyłem już zapłacić. Nawet gdy chciałem zadzwonić do tej dziewczyny, która mi to mieszkanie wynajęła o nowy klucz, gdyż stary został w domu tego świra powiedziała mi, że wprowadza się tam już ktoś inny a moje rzeczy są u niej w domu i mogę po nie przyjechać.

Więc skończyłem sam, na ulicy. Bez pracy i dachu nad głową. Co prawda miałem pieniądze jednak ta sytuacja już zniszczyła mi resztki psychiki. Pamiętam to jak dziś. Deszcz napierdalał niemiłosiernie, a ja siedziałem na mojej walizce po środku tego wszystkiego nie wiedząc co mogę ze sobą zrobić. Więc po prostu płakałem. I śmiałem się. I byłem wkurwiony. Szczerze to nie wiem. Emocje które wtedy we mnie buzowały sprawiały, ze już chyba nie mogłem nazywać się człowiekiem.

- Mogę się dosiąść? - Usłyszałem znajomy głos nad sobą gdy byłem pochłonięty przez masę swoich durnowatych myśli. Nie podnosząc wzroku po prostu odsunąłem się na bok walizki robiąc miejsce tej osobie. Zaraz chwila. Właśnie. Ja nie siedzę na żadnej ławce tylko na walizce. Co za pojeb dosiadł się na moją... I w tym momencie spojrzałem do kogo należał ten znajomy głos. Gouenji Shuuya, lub jak kto woli Ishido Shuuji również cały przemoczony od deszczu siedział ze mną na mojej durnej torbie sprawiając, że wyglądaliśmy jak dwa pojeby.

Meteora I YuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz