Rozdział 26 | Błękitny blask neonów

110 14 11
                                    

Kuroo był spóźniony. Nie jakoś bardzo, ale na tyle, że w normalnych okolicznościach byłby zły sam na siebie za taki brak skrupulatności i luźne podejście do sprawy. Tylko że to nie były normalne okoliczności. Nie do końca i nie dla niego. I mógł winić tylko sam siebie, bo świadomie przeciągał wszystko, co opóźniało moment dotarcia do celu.

W końcu jednak wymówki mu się skończyły, a on stanął pod podświetlanym napisem i z raczej nietęgą miną spojrzał na nazwę kręgielni, która została wyznaczona na miejsce imprezy.

Może nie będzie tak źle? Może po prostu będzie się dobrze bawić bez zbędnych i nieprzyjemnych uczuć?

Taaa... Kogo on tak właściwie próbuje oszukać?

Kuroo westchnął cicho, a potem wszedł do lokalu, zupełnie nieprzygotowany na kolejne zdeptanie jego biednego serca oraz wciąż żywych uczuć. Naprawdę nie miał pojęcia, jak przetrwać dzisiejszy wieczór. Może spróbuje urwać się jak najwcześniej? Niech tylko jedna osoba wyrazi chęć powrotu do domu, w on też będzie mógł to zrobić bez wyrzutów sumienia.

Chociaż z drugiej strony to trochę przykre dobrowolnie skracać sobie czas spędzony z Sugawarą Koshi. Nawet jeśli przeczuwał, że prawie w ogóle nie będą ze sobą rozmawiać.

Dokładnie, drogi czytelniku. To był ten wielki dzień – urodziny Sugi. Teoretycznie były one wczoraj, ale impreza została przełożona na sobotę z raczej oczywistych, czysto logistycznych powodów.

Kręgielnia, w której odbywała się impreza urodzinowa Sugawary, nie należała do tych najpopularniejszych miejsc tego typu, bo solenizant niezbyt dobrze czuł się w tłumach, o czym Kuroo wiedział doskonale. Co za tym idzie nie było tu jakoś szczególnie ekskluzywnie, a bardziej skromnie i praktycznie. Ściany były gładkie i błękitne – bez żadnych dekoracji, a jedynie z kilkoma plakatami reklamowymi. Również szatnia prezentowała sobą raczej nijaki widok. Ot kilka szafek i buty porozwalane na nich, bo było za mało personelu, żeby ciągle ktoś je układał.

Kuroo chyba cudem znalazł parę w swoim rozmiarze i przebrał się w nie. Dopiero tak przygotowany ruszył w głąb kręgielni, żeby odnaleźć swoich przyjaciół i innych uczestników przyjęcia. Nie zapomniał przywdziać na usta pewny siebie uśmieszek, mimo iż był dokładnie w dziewięćdziesięciu dwóch procentach fałszywy.

W kręgielni prócz czterech torów do gry znajdowało się kilka stołów do bilardu, piłkarzyki, trzy tarcze do rzutek i jakieś automaty. W jednym rogu znajdował się bar, który ktoś próbował udekorować w hawajskim stylu, ale chyba gdzieś po drodze zabrało budżetu, bo raczej smętnie się to prezentowało.

W lokalu oczywiście nie było zbyt wiele osób, mimo iż była sobota. Jedna osoba siedziała przy barze, jakaś para grała razem w rzutki, a trzech innych klientów zajmowało tor najbardziej po prawo. To byłoby wszystko, gdyby okolice drugiego toru od lewej nie stanowiły istnego huraganu chaosu, śmiechu i ogólnie zbyt dużej ilości decybeli jak na tak niewielką przestrzeń. To właśnie w tamtą stronę Kuroo skierował swoje kroki.

Impreza urodzinowa Sugi zgromadziła całkiem sporo osób. Kuroo już z daleka widział Nishinoyę i Tanakę, którzy robili chyba największe zamieszanie. Prócz nich wypatrzył również Kaia, Azumane oraz Shimizu, ale kilka osób siedziało tyłem do niego na czarnych kanapach, więc nie był w stanie wszystkich zidentyfikować.

Pierwszym, który zobaczył, że się do nich zbliża, był Sawamura. Przerwał rozmowę z Azumane i trącił ramieniem siedzącego obok Sugawarę, a potem nachylił się w jego stronę i coś mu powiedział. Kuroo jeszcze nie widział jego twarzy, ale wszędzie rozpoznałby tę srebrzystą, niesforną czuprynę. Jego serce chyba pominęło jedno czy dwa uderzenia na ten widok, a ręce zaczęły się pocić.

Nierozważny i romantyczny || KuroSugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz