Ten rozdział będzie o tym, jak Kuroo Tetsuro przetrwał spotkanie z rodzicami swojego chłopaka. Po części. Ogólnie dziś jest czas na jego perspektywę.
Był środek grudnia, kiedy wreszcie oboje znaleźli czas, żeby wybrać się do Miyagi. Najdłuższa droga czekała Kuroo, bo najpierw musiał jechać po Sugawarę do Kitaibaraki, a potem wspólnie odbyli podróż do rodzinnego domu tego drugiego. Jeśli miał być szczery sam przed sobą, to mimo wszystkich słów Sugi Kuroo był nieco podenerwowany.
— Nie ma czym — Suga zapewniał, kiedy byli niedaleko jego domu. — Moja rodzina jest w porządku i są wręcz niezdrowo zainteresowani tobą.
— To mnie właśnie niepokoi...
— Spoko. Na pewno cię polubią.
— Skąd ta pewność, co?
Suga spojrzał mu w oczy, uśmiechając się po części z czułością, a po części zaczepnie, więc to mogło oznaczać dosłownie wszystko.
— Bo ja cię lubię — odpowiedział.
Ugh. Suga był czasem tak uroczo rozkoszny, że aż Kuroo miał ochotę zmiażdżyć go w swoim uścisku. Szkoda, że teraz prowadził.
Niedługo później podjechali pod dom Sugawary. Był to stosunkowo niewielki dom jednorodzinny. Wokół było kilka podobnych, choć w znacznej odległości od siebie. Można powiedzieć, że dla takiego mieszczucha jak Kuroo, panowała tu sielska i wiejska atmosfera.
Wyszli z samochodu, dyskutując o tym, który co bierze. W końcu mieli ze sobą niewielkie bagaże (zostawali tu na noc), a poza tym Kuroo przygotował mały upominek w postaci butelki wina, żeby nie przyjść do przyszłych teściów (nawet jeśli nie weźmie nigdy z Sugą ślubu) z pustymi rękami. Tak obładowani pokonali krótką dróżkę od furtki do drzwi wejściowych.
— Idę! — padło ze środka, kiedy Koshi bez wahania i z szerokim uśmiechem zapukał w drewniane drzwi.
Chwilę później oczom Kuroo ukazała się niska kobieta o szarych, spiętych w kok włosach. Jej spojrzenie najpierw zawisło na Koshim, a dopiero później bardziej czujne przeniosło się w górę na twarz Kuroo.
— Dzień dobry, proszę pani — Kuroo przywitał się w iście służbowy sposób, którego używał, kiedy próbował coś komuś sprzedać. W tym momencie próbował sprzedać siebie. — Nazywam się Kuroo Tetsuro.
— Sugawara Atsuko, ale mów mi po imieniu, proszę. Wejdźcie do środka.
— Hej, mamo.
— Cześć, Koshi. Jak podróż?
— Dobrze.
Koshi wymieniał informacje z matką, podczas gdy Kuroo niepewnie rozejrzał się po wnętrzu domu. To był dość prosty korytarz, od którego po obu stronach znajdowały się przejścia bez drzwi. W przedsionku stało podejrzanie dużo par butów.
Kuroo i Koshi zdjęli swoje własne buty oraz kurtki, które zawiesili na zawalonych wieszakach na ścianie z prawej strony. Kuroo ledwo udało się upchnąć tam własną. Tak szczerze nie był przyzwyczajony do takiego natłoku... czegokolwiek w sumie. Jego rodzina była mała, Kenmy tak samo i nawet Nekoma nie liczyła zbyt wielu członków, więc łatwo było zachować porządek.
Został poprowadzony wzdłuż korytarza, a potem w prawą stronę, aż znalazł się w pomieszczeniu, które prawdopodobnie służyło za jadalnie i salon w jednym. Duży stół z lewej strony był już zastawiony. Poza tym w pomieszczeniu siedziały cztery kolejne osoby, które niemal synchronicznie wlepiły wzrok w Kuroo, jak tylko stanął w progu.
CZYTASZ
Nierozważny i romantyczny || KuroSuga
FanfictionZaczęło się od jednej krótkiej wizyty w mieszkaniu dawno niewidzianego przyjaciela, a skończyło na uczuciu, które nigdy nie powinno zaistnieć i które znacząco wpłynęło na całe późniejsze życie trójki osób. Czyli historia, gdzie Kuroo Tetsuro jest b...