Rozdział 12 | Zapach kokosów we włosach

150 15 1
                                    

Kuroo wysiadł z pociągu na stacji docelowej i od razu zaczął się rozglądać w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Na razie nikogo nie wypatrzył, ale tłum z każdą chwilą coraz bardziej się przerzedzał, więc miał nadzieję, że to tylko kwestia kilku, kilkunastu sekund, aż uda mu się znaleźć przyjaciela.

Była sobota dwudziestego pierwszego grudnia, a wczorajszego wieczoru w Tokio spadły pierwsze opady śniegu. Kuroo pewnie przegapiłby to w tamtym momencie, bo był skupiony na czymś (kimś) zupełnie innym, ale ktoś postanowił przerwać ich dość namiętny pocałunek, żeby wskazać na okno i głośno zakomunikować mu, że pada śnieg. W sumie to było całkiem urocze, więc Kuroo nie boczył się o to zbyt długo.

Śniegu nie było zbyt dużo i w większości zmienił się w brudną breję. Wciąż jednak istniała szansa, że przed świętami spadnie go trochę więcej, więc może czeka ich Boże Narodzenie jak z jakiejś uroczej kartki z życzeniami. A może nie. Kuroo jakoś nieszczególnie to obchodziło, bo i tak nie lubił większości świąt.

Wziął głębszy wdech i wydech, a z jego ust wyleciała słabo widoczna para. Schował głębiej ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, wciąż uważnie rozglądając się wokół. Tłum rozstąpił się już na tyle, że raczej powinien w nim wypatrzeć nawet kogoś tak małego jak Yaku Morisuke. Chociaż dla własnego dobra nie zamierzał mówić przy nim na głos tego komentarza o jego wzroście.

Kuroo wreszcie zauważył Yaku przy głównym wyjściu z dworca. Jego przyjaciel miał na sobie granatową kurtkę, czerwony szalik i szare spodnie. Zajęty był czymś na swojej komórce, ale chyba wyczuł, że Kuroo na niego patrzy, bo od razu podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały.

— Cześć, Yakkun — powiedział Kuroo zaskakująco entuzjastycznie, kiedy podszedł do przyjaciela. — Mam wrażenie, że lata cię nie widziałem.

— To były tylko niecałe cztery miesiące, Kuroo — zauważył Yaku, unosząc jedną brew.

— Tak, tak.

Bez słowa objęli się lekko, przez chwilę pozwalając sobie na chociaż minimum przyjacielskiej czułości. Żaden nie planował tego później komentować.

— Idziemy? — zapytał Kuroo, kiedy już odsunął się od Yaku.

— Tak, chodźmy. Nie każmy im na siebie czekać.

Kuroo schował ręce do kieszeni i ruszył chodnikiem obok Yaku. Panował dość spory ruch mimo godziny wieczornej. Prawdopodobnie miało to związek z przedświąteczną gorączką zakupową oraz tym, że znajdowali się w jednej z popularniejszych dzielnic rozrywki. To tutaj w nocy zaczynały działalność liczne kluby i bary. Oraz love hotele, ale to akurat nie powinno interesować Tetsuro.

— Byłeś kiedyś w tym klubie? — zapytał Yaku, wyrywając Kuroo z jego kontemplacji otoczenia.

— Raz ze znajomymi z roku. Całkiem mi się podobało, więc go zaproponowałem, bo tak to żaden z was nie znał tego typu miejsce.

Yaku roześmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kuroo po prostu uśmiechnął się kącikiem ust, śledząc wzrokiem mijane neonowe szyldy, żeby czasem nie przegapić uliczki, w którą powinni skręcić, żeby dotrzeć do klubu.

— W sumie nie jestem zaskoczony — zauważył Yaku. — Żaden z nas nie jest typem imprezowicza. Mam wrażenie, że nawet ty wychodzisz do tego typu miejsc w celach nawiązania korzystnych znajomości, a nie dla zabawy.

Tym razem to Kuroo się roześmiał. Niesamowite jak ten mały drań go znał. Serio wystarczyły tylko trzy lata znajomości w liceum, żeby być aż tak oczywistym?

Nierozważny i romantyczny || KuroSugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz