𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐎𝐍𝐄.

169 11 0
                                    

Wszędzie było ciemno. O wiele za ciemno, niż zdrowy rozum dziewczyny by jej na to pozwolił. Brunetka powoli wyciągnęła rękę prosto w ciemność, starając wyczuć włącznik światła.
Kiedy pod opuszkami palców wyczuła chłodną materię, automatycznie włączyła światło, mrużąc oczy.
Wstała i na koszulę nocną naciągnęła ciemną, skórzaną kurtkę, a na nogi włożyła botki na niskim i twardym obcasie. Włosy przeczesała palcami i zostawiła je rozpuszczone, po czym podbiegła do lekko zbitego lustra by poprawić swoją twarz.

W powietrzu jak zwykle unosił się lekko drażniący zapach wilgoci i metalu, co skłoniło dziewczynę do szybkiego opuszczenia jej pokoju, a raczej schornu, umiejscowionego głęboko pod ziemią.
Minęła pracownie, nie sprawdzając nawet czy wszystkie notatki jak zwykle są na miejscu, chwyciła tylko starą torbę i czerstwy chleb, który opalał się w świetle lampek od ponad trzech dni.

Kiedy już wszystko skompletowała, położyła dłonie na metalowych drabinkach i zaczęła się wspinać do góry, raz po raz patrząc w dół i oceniając ile minut drogi jej jeszcze zostało.
Sakura wolała wszystko wiedzieć, jeżeli ubiła ofiarę, wolała wiedzieć czy faktycznie nie żyje, jeżeli zebrała zioła, musiała wiedzieć czy zebrała wszystkie właściwie. Życie jako menagerka burdelu swojej podstarzałej ciotki nauczyło ją pilnowania każdej swojej i innych spraw, by przypadkiem nie wplątać się w kłopoty.

Docierając do końca drogi, odsunęła klapę w podłodze i odrazu znalazła się w dosyć ubogiej, drewnianej kuchni, którą odbudowywano już pięć razy. Do nozdrzy dziewczyny dotarł zapach gotującego się bulionu, alkoholu i potu.

— Wreszcie się obudziłaś, myślałam że będę musiała schodzić do tamtej kostnicy. — podeszła do niej białowłosa dziewczyna, olatulona kocem i ubrana w jasno fioletowe kimono, poczym obie się do siebie ukłoniły. — Jak tam zbiory?

— Bardzo dobrze, będę musiała je uzpełnić, zanim moja ciotka mnie zwerbuje do pracy jako kurtyzana. — oznajmiła głośno Sakura, przekrzykując wszystkie kucharki, odrywając się w stronę tacki i przebierając ziarna kukurydzy.

— Zawsze warto zarobić w jakikolwiek sposób.

Brjentka odrazu się odwróciła i rzuciła w swoją przyjaciółkę ziarnami kukurydzy, co nie uszło uwadze pracownicom kuchni, które odrazu oderwały się od pracy i popatrzyły na nie karcąco.

— No kto by pomyślał tak marnować jedzenie!

— Zabraknie dla Żandarmeri i Korpusu!

— A potem jak znowu zaczną się kłopoty...

— Przepraszamy. — obie się ukłoniły i szybko czmychnęły, starając się nie zaśmiać tym kobietom w twarz i jeszcze narobić sobie więcej kłopotów. Skręciły w drzwi wyjściowe dla personelu i wybiegły prosto na zabłoconą ulicę. Miaki szybko uniosła swoją suknię by się nie ubrudzić, stąpając ostrożnie po ziemii i patrząc karcąco na swoją przyjaciółkę. — Co to miało być?

— Ale że co?

— Mało Ci kłopotów? Ostatnio zmywałaś przez dwa dni podłogę, a wiadomo co w tym burdelu się działo... Mówiłam, żebyś zaczęła normalnie zarabiać a nie... w naukowca się bawisz.

— Czemu wy wszystkie tak dramatyzujecie, to było kilka ziaren, Koropus i bez nich się rozpadnie.

— Jedno ziarno, jedna roślina, jedne posiłek, pamiętasz?

(so, mamy już pierwszy rozdział! narazie nie przewiduję żadnych akcji po jednak muszę się rozkręcić, jednak postaram się by nie było aż tak okropnie nudno także enjoy <3)

𝐌𝐀𝐍𝐄𝐀𝐓𝐄𝐑               𝖺𝗍𝗍𝖺𝖼𝗄 𝗈𝗇 𝗍𝗂𝗍𝖺𝗇. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz