𝗠𝗔𝗡𝗘𝗔𝗧𝗘𝗥. (マミーター).
gdzie pewna nazbyt pobudliwa oraz nieokrzesana dziewczyna, przez przypadek gubi swoje wszystkie notatki na temat tytanów i wpada na bardzo niskiego kapitana oraz tajemniczego bruneta.
we need to save h...
Czarnowłosa została posadzona na stołku obok stolika z górami papierów, map i innych bzdet oraz cierpiała niekończonce się tortury związane z oczyszczaniem dosyć sporej rany na czole. Z zacisniętymi zębami starała się nie okazywać żadnej emocji, by nie wyszło, że jest taka słaba i nienawidzi wody utlenionej.
Już dawno do niej doszło, że pewnie znalazła się w siedzibie jakiejś rządowej organizacji i Ci ludzie mają pojęcie o jej mocy. Sakura sama nie wiedziała jakiej, ale to nie możliwe by przeżyła upadek z ogromnej wysokości dwa razy, poza tym nadal nie wyjaśniono sprawy zrujnowanej przez nią dzielnicy.
- Jak do tego doszło?
Zapytała nagle Pieck, biorąc do ręki kolejną gazę, maczając ją w wodzie i przykładając do rany na czole dziewczyny. Rzadko mieli okazję spotykać się z tak niezdarnymi osobami, a wiele widzieli.
- Jak spadłaś?
- Biegłam. - odparła suchym głosem dziewczyna, która dawno się nie odzywała. Kobieta przekręciła lekko głowę i spojrzała na nią tajemniczo, jakby właśnie czytała jej duszę.
- Uciekałaś. Przed kim?
- Nie mam pojęcia. - odparła zgodnie z prawdą Itachi, nerwowo zaciskając obandażowaną rękę na fałdzie jej sukni. Lewą schowała za siebie, nie chcąc się tłumaczyć z utraty ręki. Blondyn z zalizanymi włosami popatrzył na nią zimno, nadal jej nie ufając. Opierał się o ścianę i nie spuszczał z niej oczu, a do dziewczyny doszła możliwość, że być może wie co kręci.
- Nigdy cię nie widziałem na mieście. Skąd przyjechałaś? - zapytał podejrzliwie, a jego towarzyszka tylko cmoknęła z poirytowaniem, kręcąc powoli głową.
- Chciałabym wiedzieć gdzie przyjechałam.
- Jak masz na imię?
- Sakura Itachi. - odparła szybko dziewczyna, zanim zdążyła ugryźć się w język. Bardzo mądre było podawać swoje imię i nazwisko ludziom, którzy prawdopodobnie cię uprowadzili.
Sakura miała w głowie tysiące pytań i zero odpowiedzi. A to oznaczało brak równowagi, a brak równowagi prowadzi to chaousu. Zaczęło ją irytować, że nic nie wie i nie może nic z tym robić. Nagle znalazła się w kompletnie innym miejscu. Nikogo tu nie znała, a intuicja mówiła jej, by lepiej tak pozostało.
- Gdzie ja jestem?
- Marley.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i poczuła jak robi jej się słabo. Gdyby coś teraz piła, zapewnie by to natychmiast zwróciła. Dwójka, zapewne przyjaciół, przyglądała jej się z zainteresowaniem i zdziwieniem, nie rozumiejąc szoku dziewczyny. - Czy coś jest nie w porządku?
- Który mamy rok? 850? - zapytała ponownie Sakura, czując jak panika powoli ogarnia jej serce i umysł. Wkradała się do niej, zakorzeniała jak stary dąb na polanie i nie pozwalała się wypełnić.
- Kochana, minęły ponad cztery lata od 850 roku. - zaśmiała się Pieck, jakby gadały o ubraniach a nie o tym, ile dziewczyna przespała i ile straciła. Ale już dokładnie wiedziała.
Przespała cztery lata. Nie. Straciła cztery lata.
Co jeszcze straciła?! Co się działo z jej przyjaciółmi, z rodziną, z Eren'em albo Miaki? Jeszcze żyli, czy dawno rozłożyli się w wnętrzu tytanów? Sakura wstała, czując jak wszystko jej drętwieje. Szybko wyminęła dwójkę i pokierowała się w stronę schodów i zaczęła szybko na nie wchodzić, nic nie mówiąc.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.