𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐅𝐎𝐔𝐑

120 7 1
                                    

Sakura dyskretnie wyjrzała przez okno, sprawdzając jak wygląda sytuacja. Na ulicach nie było już ludzi, pewnie zostali zgnieceni albo pożarci przez tytana, no chyba że jakimś cudem przeżyli.
I nie było jej dane patrzeć na ten widok, gdyż Miaki odrazu szarpnęła swoją przyjaciółkę, wiedząc co ma zamiar zrobić.

— Oszalałaś? — w jej oczach błąkała się furia, jednak żaden mięsień nie wykonał ani jednego ruchu. Wyglądała jakby jej twarz okalała porcelanowa maska, która zaczęła powoli pękać.

— Ale...

— Korpus sobie poradzi, z resztą tak jak zwykle.

— Tak jak zwykle? Mam Ci policzyć ile razy wracali, z drużyną o połowę mniejszą? — syknęła Sakura, odwracając się w stronę okna, a raczej czegoś co nim było.

— Ale to nie jest chuchro z kanałowej patologi, to jest tytan!

— Nie jest aż tak ogromny, a mi jest potrzebny do badań! Gdybym dostała w ręce kawałek jego kodu DNA, włos, mięsień cokolwiek, pomyśl jak to by zmobilizowało moje badania! — pisnęła dziewczyna, ignorując pytające spojrzenia żandarmów.

— Masz zamiar zginąć za te papierki?

— To nie papierki, tylko przyszła broń przeciwko...

— Tego nie wiesz! Sakura, nie dam Ci zginąć, nie po to nadwyrężałam swoje życie i zdrowie by teraz patrzeć jak zostajesz rozgnieciona lub pożarta przez to monstrum! Czasami warto się nie wychylać, nie chcę byś skończyła jak twoja matka. — fuknęła ostro Miaki. Zawsze panowała nad tym co mówi i zawsze przed wypowiedzeniem zastanawiała się dokładnie trzy razy.
Jednak teraz było inaczej. Pod impulsem emocjonalnym i wpływem przerażenia i  bezradności, maska spokoju pękła.

Sakura patrzyła się na swoją przyjaciółkę jakby zobaczyły się pierwszy raz w życiu. Wyrwana z transu, szybko strząsnęła z siebie rękę blondynki, odwróciła się w stronę okna i wyskoczyła.

Kiedy znalazła się na opustoszałej ulicy, krzyki Miaki i żandarmów były tylko tłem muzycznym dla rozgrywającej się sceny. Jedną ręką chwyciła linę i zaczęła ją powoli rozkładać na ziemii, tworząc skomplikowane wzory. Cała zaczęła się pocić, jej mózg pracował na najwyższych obrotach, starając się uniknąć śmierci i przegranej. Kończąc, ostatni raz spojrzała na blondynkę, dając jej do zrozumienia, że wie co robi, poczym wbiegła do budynku na przeciwko. Znalazła się w opustoszałym pomieszczeniu, podłoga z spruchniałego drewna lekko skrzypiała.
Brunetka obruzciła wzrokiem całe pomieszczenie i w głowie zaczęła rozwiązywać obliczenia z jej zalanego herbatą notatnika.

Odwróciła się w stronę wyjścia i pociągnęła za koniec liny, sprawdzając czy wszystko działa. Wyjęła z kieszeni metalowy scyzoryk i wbiła go w podłogę, poczym obwinęła wokół niego linę.
Po skończonej czynności wybiegła na drogę i zaczęła się drzeć w niebogłosy, by zwrócić na siebie uwagę spasionego tytana.

— Co ty wyprawiasz?! — Miaki krzyknęła zza okna, a w jej oczach zagościła prawdziwa rozpacz.

— Eskperymemtuje!

— Zaraz zginiesz! — wrzasnęła razem z dwoma żandarmami, którzy niepewnie stali obok dziewczyny, obawiając się o swoje życie. Sakura tylko przewróciła oczami i wyszczerzyła szeroko.

— Dzięki za wsparcie! — odkrzyknęła, machając blondynce. Miaki już miała coś odpowiedzieć, kiedy powietrze przeszył potworny ryk. Brunetka zachwiała się lekko i zaczęła odliczać do dziesięciu. Nagle zrobiło się ciemno. Cztery.... wiatr zaczął mocniej powiewac, dając znać o pojawiającej się burzy. Trzy... Ziemia się zatrzęsła, tynk zaczął opadać ze ścian przez co Sakura zaczęła niepochamowanie kichać. Dwa... Jeden... Brunetka zacisnęła rękę na ostrzu, które robiło coraz większą dziurę w ścianie.

Usłyszała ryk, wrzask Miaki i sufit spadający prosto na nią.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝐌𝐀𝐍𝐄𝐀𝐓𝐄𝐑               𝖺𝗍𝗍𝖺𝖼𝗄 𝗈𝗇 𝗍𝗂𝗍𝖺𝗇. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz