Powtórka
Po około 5 minutach usłyszeliśmy strzał...
Przez hałas, który został wyrządzony przez broń każdy się obudził a małe bliźniaki zaczęły płakać. Każdy miał zdezorientowanie wymalowane na twarzy a ja z Adrienem i Willem, jako jedyni wiedzieliśmy, co mogło się wydarzyć, przez co oczy w sekundę zostały wypełnione łzami.
Jednak nasze twarze w sekundę zmieniły się ze smutku na szok.
Hailie żyła..
To ona miała w ręce broń.
To ona wystrzeliła kulkę.
Jednak nie mogła nic zrobić by wypuścić nas z kajdanek gdyż klucze miał drugi mężczyzna, który właśnie wszedł do pomieszczenia przez hałas. Gdy zobaczył Hailie z bronią w ręce oczy mu się rozszerzyły.
- Odłóż to a nic nikomu się nie stanie. – Powiedział, gdy wymierzyła w jego stronę. Jednak ona nacisnęła spust.
- Kurwa. – Powiedziała, gdy okazało, że nie może nic wystrzelić.
Mężczyzna to wykorzystał i podszedł do niej wykręcając jej rękę i odbierając broń. Unieruchamiając jej ręce pociągnął ją i wyszli z pomieszczenia. Zaraz facet wrócił, ale bez siostry tylko z innymi znajomymi.
- Teraz idziecie między nimi. Bez żadnych sztuczek. Nie uda wam się nic zdziałać. Będziecie cały czas na celowniku tak jak do tej pory. Jeden zły ruch i po was. – Powiedział odpinając nam wszystkim kajdanki.
Ruszyliśmy za mężczyznami i tak jak kazał nic nie kombinowaliśmy. Nie chcieliśmy by komuś coś się stało.
Okazało się, że wypuścił nas na zewnątrz gdzie była prawdopodobnie połowa organizacji. Inaczej mówiąc sporo ludzi.
Jednak nigdzie nie mogłem zobaczyć Hailie, co oznacza, że wciąż ją mają...
***
Siedzieliśmy na dworze przed budynkiem już około 2 godzin. Nie chcieliśmy ryzykować, aby tam wchodzić. Jeden nieprzemyślany ruch a Hailie mogłaby stać się krzywda... Z tego powodu czekaliśmy cały czas na zewnątrz.
Perspektywa Hailie Monet-Santan
Po prawie dwóch godzinach siedzenia w pokoju wrócił mężczyzna razem ze swoimi ludźmi i skierowaliśmy się w stronę wyjścia z wielkiego budynku. Jako jedyna wśród nich się wyróżniałam, ponieważ każdy był ubrany na czarno a ja na biało.
Stałam obok mężczyzny na samym końcu a przed nami było chyba z około 30 jego ludzi. Po chwili któryś otworzył drzwi i wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Wzrokiem szukałam mojej rodziny, ale było ciężko ich znaleźć spośród tak wielu ludzi.
- Proszę. – Powiedział mężczyzna wyciągając dłoń przed siebie patrząc w moje oczy. – Możesz iść. Dostaliśmy to, co chcieliśmy. Nie zamierzaliśmy was krzywdzić. – Tłumaczył a mój wzrok był zdezorientowany.
Kiwnęłam głową do chłopaka w znaku wdzięczności, że mnie puścił i zaczęłam schodzić ze schodów. W tym czasie czułam na sobie wszystkich wzrok. Wszystkich bez wyjątku.
Doszłam do końca schodów i wtedy rozejrzałam się za rodziną. Widziałam jak akurat wyszli przed innych, więc od razu tam podbiegłam i przytuliłam się do Willa, bo był najbliżej. Po chwili przytuliłam resztę braci i Adriena. Potem jeszcze podeszły do mnie dziewczyny i dzieci. Nawet Lily i Masen się przytulili.
- Gdzie tata? – Zapytałam się, gdy nie mogłam go nigdzie ujrzeć.
- Tata ma problemy. Wszyscy zobaczyli, że żyje.. – Odpowiedział Vincent.
- Jezu, ale po tylu latach nie potrafią odpuścić?
- Możliwe, że odpuszczą. Tata ma już też swoje lata i nic złego przecież nie zrobi.
- A gdzie jest? Mogę do niego pójść?
- Chyba możemy do niego pójść. Chodźcie. – Powiedział i ruszyliśmy za nim. Ja cały czas byłam przez kogoś obserwowana. Albo przez rodzinę albo członków organizacji.
Jednak w trakcie drogi poczułam ucisk w klatce piersiowej... Od razu się chwyciłam i skuliłam a Adrien, z którym szłam pod ramię od razu zareagował.
- Hailie?! – Zawołał mnie mąż a bracia, którzy szli z przodu natychmiast się odwrócili i podeszli do nas.
- Hailie, co się dzieje?! – Zawołał Shane.
- Młoda powiedz coś!
- Co jest malutka?!
- B-boli... – Wykrztusiłam z siebie i nie musiałam tego widzieć, aby wiedzieć, że każdy po sobie spogląda.
- Usiądź Hailie tutaj pod drzewem. Zaraz otrzymasz pomoc jest tutaj karetka. – Mówił Vincent przerażonym głosem.
Coraz ciężej mi się oddychało a ból w klatce piersiowej nie ustępował, a wręcz się pogarszał. Słyszałam, że wokół było zamieszanie. Ktoś do mnie coś mówił, ktoś wołał lekarzy, ktoś ściskał moją rękę. Podczas tego zamieszania czułam również krótkie pocałunki składane na moim czole i mojej dłoni. Na pewno był to tata z Adrienem. Słyszałam jak przez mgłę, gdy męski głos mówił do mnie „królewno". Zaraz jednak ich głosy zmieniły się na jakieś obce. Musieli być to lekarze, o których wcześniej była mowa.
Poczułam ukłucie w dłoń i jak ktoś zakłada mi maskę z tlenem na twarz.
Łzy leciały mi po policzkach do czasu, gdy moja głowa nie opadła..
Teraz widziałam tylko ciemność a głosy słyszałam jakbym była pod wodą. Pomimo to czułam jak ktoś klepie mnie po policzku a ktoś jeszcze składa mi pocałunki na czole. Jednak zmieniło się to po kilku sekundach.. Przestałam słyszeć, czuć i widzieć.
Jedyne, co czułam to
P U S T K A
_________
792 słowa
Nie wiem co mam wam powiedzieć... ;-;
Jedno z łagodniejszych zakończeń z moich pomysłów :/
Zaraz będzie jeszcze jeden rozdział i epilog bayo <3
CZYTASZ
Opowieści Hailie Monet//FAKE//ZAKOŃCZONE
Teen FictionŻycie Hailie Monet razem z piątka braci. Jak Hailie życie się potoczy po porwaniu?