64

618 47 19
                                    

W szpitalu spędziłam niecałą dobę. Po tym, jak mnie przywieźli, obudziłam się dopiero rano, co uświadomiła mi Lauren w trakcie rozmowy. Po południu zajęli się mną lekarze, a po badaniach wypuścili mnie do domu. Wstrząs mózg, trochę siniaków. Nie było mi nic takiego, żeby musieli mnie dłużej trzymać. Moi rodzice dostali liczne wytyczne, jak mieli się ze mną obchodzić, a ja po krótkiej rozmowie z psychologiem mogłam już udać się do auta. Miałam chyba największe grono wsparcia, gdy wyszłam tylko ze szpitala. Na miejscu czekała moje przyjaciółki ze swoimi rodzicami. Rodzina Lauren nawet przyprowadziła ze sobą psa, który grzecznie siedział z jakimś pakunkiem w pysku.

-Czy my się wybieramy na jakiś wspólne wakacje czy coś? Bo chyba przespałam jakieś ważne informacje – uśmiechnęłam się lekko do zgromadzonych, gdy o własnych siłach udało mi się zejść ze schodów. Lauren szła zaraz obok, by w każdej chwili zareagować. – Jak coś, to możemy jechać jutro? Potrzebuję się umyć, coś zjeść i się spakować. I zeznania...

-Nie myśleliśmy o tym, ale w sumie... Mamy środę. Jakby tak wziąć wolne w czwartek i piątek? Kto z was ma dni urlopowe? Załatwię nam nocleg gdzieś poza miastem. Dziewczynom przyda się wyrwać i odpocząć. Powiedzcie mi tylko, ile potrzebujemy miejsc – tata Mani od razu wyrwał się z tłumu i zaczął przeglądać w telefonie wolne pokoje.

-My musimy zostać, ale jakbyście potrzebowali opieki dla Sofii, to pracuję z domu, nie będzie to problemem – uśmiechnęła się lekko mama Seleny, gdy przyjaciółka podeszła do mnie, by mocno się przytulić.

-Od teraz zawsze chodzisz ze mną za zakupy. Jebie mnie twoje zdanie – szepnęła, tak mocno się do mnie dociskając, jak jeszcze nigdy. Nawet o tym nie pomyślałam, że dziewczyny mogły tak bardzo przeżyć to, co się stało. Dopiero Lauren uświadomiła mi, jak każda z nich zarzucała sobie, że pozwoliły mi iść samej.

-Dziękuję wam wszystkim za przyjazd. Naprawdę. Cholernie mnie cieszy, że was mam, ale nie musieliście... Wyrwaliście się z prac, szkół... Ludzie drodzy. Nie wypłacę się, jak mi wystawicie rachunek za te odwiedziny, a za planowany wyjazd to już w ogóle – przetarłam dłonią twarz, drugą ręką obejmując szczelnie Selenę.

-Chcieliśmy ci tylko pokazać, że co by nie było, zawsze będziemy przy tobie, a masz spore grono, które zawsze cię obroni – uśmiechnęła się do mnie mama Lauren, jednocześnie lekko klepiąc psa, by ruszył w moim kierunku.

-Coś dla mnie masz? Taki z ciebie dzielny kurier? Kazali ci siaty targać, tak? – skupiłam się na psie. Wokół było za dużo osób i dźwięków, abym mogła nadążyć. Doceniałam bardzo przyjazd każdego z nich, ale nie umiałam tego okazać. Marzyłam jedynie o prysznicu i domowym jedzeniu. – Co tam masz? – wzięłam od pieska torbę i szybko do niej zajrzałam. Ciekawe połączenie, jakiś długopis i paczka moich ulubionych ciasteczek. Nie myśląc wiele, od razu je wyciągnęłam, by zapchać słodyczami usta.

-To drugie to mały paralizator Mila. Pomyśleliśmy, że będziesz czuła się bezpieczniej, mając coś takiego pod ręką. Ogromnej krzywdy nie zrobi, jeśli użyjesz go na chwilę, ale zawsze odstraszy... - wytłumaczyć tata Dinah, gdy ja i Selena zajadałyśmy się ciastkami.

-Plus, jak przytrzymasz znacznie dłużej, to zawsze możesz wykończyć czyjeś serce – Normani pokiwała głową, za co została skrytykowana przez swoją mamę i tatę Ally. Nikt nie miał jej tego za złe, jednak nie podobało im się publiczne mówienie o takich pomysłach.

-Dziękuję za wszystko. Bardzo. Chociaż dobrze byłoby, żeby nie było okazji do używania – odpowiedziałam w końcu, gdy przełknęłam sporą część ciastek. – Jesteście naprawdę niesamowici.

-Słuchajcie, ja ją już zabiorę do domu, co? Pogadajcie o tym wyjeździe i ustalcie co i jak – propozycja Lauren brzmiała jak zbawienie. Od razu cała grupa się zgodziła, dzięki czemu podeszłam do każdego z osobna, by w podziękowaniu się przytulić. Gdy w końcu skończyłam, od razu ruszyłam z Lauren do auta. Wcale mnie nie zdziwiło, że za nami powędrowały moje przyjaciółki, które najwyraźniej uznały, że rodzice musieli radzić sobie sami. Podzieliłyśmy się na dwa auta. Lauren, ja, Dinah i Sel w samochodzie rodziców szatynki. Ally z psem i Mani u siebie. Dopiero po drodze dotarło do nas, że utrudniłyśmy powrót rodzicom, ale tym jakoś nikt się nie przejmował.

The Only One? - Camren PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz