Część nr 18

70 7 2
                                    

- Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie ustanie burza. – Był nieugięty i uparty jak baran. – Konary nie są wystarczająco blisko zabudowań, żeby te zajęły się od nich ogniem, a deszcz je powoli ugasi. Poza tym widziałaś, że gromy walą z każdej strony! Ten stary, wysuszony pal przyciągnął je jak magnes, a wokół waszego domu jest takich jeszcze parę. Tym razem może trafić w inne drzewo, albo w ciebie.
- Nie walnie! – Zaprotestowałam.
- Jesteś wróżką? Albo masz jakieś specjalne moce odpędzające gromy? Jeśli tak, to słabo ci poszło.
- Nie walnie we mnie ani w nic innego, bo ten konar był piorunochronem! Nie mamy piorunochronu na dachu, więc dziadek przybił kilka podków do najwyższych obumierających drzew, żeby te ściągały pioruny na siebie, w razie, gdyby były blisko! – Wrzasnęłam. – Dlatego walnęło w to martwe drzewo! Takie było jego przeznaczenie!
- Nie macie piorunochronu? – Ivo zmarszczył brwi i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Nie słyszałeś co ci właśnie powiedziałam? To drzewo jest piorunochronem!
- Piorunochronem, który został rozjebany przez piorun! – Tym razem to on podniósł głos. – Myślałem, że jesteś inteligentną kobietą, a ty chyba wciąż żyjesz w średniowieczu! Czy twój dziadek miał jeszcze jakieś inne genialne pomysły?!
- Od dziadka wara! – Warknęłam, obnażając zęby, gotowa go bronić.
- Okej. –  Wyciągnął przed siebie ręce w pojednawczym geście i wziął głęboki oddech. – Musimy się uspokoić, bo to zaczyna robić się niedorzeczne. – Zamknął oczy i odchylił głowę w tył, a po chwil, spojrzał na mnie i dodał już bardziej opanowanym głosem. - Zostaniesz tutaj, dopóki burza nie przejdzie. Nie chcę cię mieć na sumieniu.
- Takiego chuja tu zostanę! Nie będziesz mi rozkazywać! – Jego protekcjonalny ton uderzył w najbrzydszą cząstkę mnie, a ja uwolniłam ją i pozwoliłam sobie na niefiltrowany gniew. Tymczasem, zamiast złości lub zaskoczenia, w jego oczach ujrzałam błyski rozbawienia, co już zupełnie mnie rozwścieczyło. – Nie możesz mi mówić, co mam robić! W tej chwili nie jestem w pracy, a ty nie jesteś moim szefem!!! - Okręciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi, ale kiedy tylko dopadłam klamki, on znalazł się za mną i oparł ręce po obu stronach mojej głowy, zatrzaskując je, po czym przekręcił klucze i wyciągnął je z zamka. – Jaja sobie robisz?! - Odwróciłam się w jego stronę i spróbowałam wyrwać klucze z jego dłoni, ale on uniósł je wysoko, i nawet kiedy wspięłam się na palce, nie miałam szansy ich dosięgnąć. Z nerwów zaczęłam się szarpać i ciągnąć jego ramię, ale był silny i nawet kiedy niemal zawisłam na nim, nie przyniosło to zamierzonych efektów, za to nieźle się naćwiczyłam, niemal straciłam oddech i jeszcze bardziej się wkurzyłam. Wtedy wpadła mi do głowy inna strategia i zaatakowałam go gilgocząc pod uniesionym ramieniem. O dziwo Ivo drgnął, odsuwając się lekko ode mnie, zrozumiałam, że to działa i przypuściłam prawdziwy atak. Widziałam, że próbował panować nad sobą, ale nie dał rady, i śmiech zaczął go osłabiać, a kiedy w obronnym geście opuścił ręce, złapałam klucze z nadzieją, że wreszcie się uda. Niestety jego reakcja była natychmiastowa. Złapał moją rękę razem z kluczami, a kiedy próbowałam się wyrwać, przyszpilił dłoń nad moją głową. Kiedy szybko przełożyłam klucz do drugiej ręki, zrobił to samo, i przycisnął swoje ciało do mojego, unieruchamiając mnie.
- Jesteś tak cholernie uparta! – Warknął tuż przy mojej twarzy.
- A ty taki wkurzający! – Odwarknęłam.
Znieruchomieliśmy patrząc sobie w oczy, oboje ciężko dysząc, ciało napierające na ciało. Moje zmysły, wyostrzone wściekłością, szalały, doprowadzając moją krew do wrzenia. Nie miałam już siły się z nim mocować, jednak mimo tego, że przestałam się szarpać, Ivo wciąż trzymał obie moje ręce wysoko nad głową, przypierając mnie do drzwi swoim ciałem. Spoglądał na mnie z góry, w jego oczach żarzył się gniew, kropelki deszczu lśniły na jego twarzy, a jego ciepły, świeży oddech owiewał moją twarz.

Zatruty owoc 🍎 Ukończona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz