część nr 68

57 11 1
                                    

- Ty. Ty jesteś powodem. Chyba nigdy w życiu tak się nie upiłem. Nie masz pojęcia co ty ze mną robisz! – chciałem oprzeć się o poręcz schodów, ale nie trafiłem, i niemal znowu się przewróciłem. Wstałem na równe nogi, poprawiłem krawat, którego nie miałem i zmrużyłem oczy, żeby wyostrzył mi się obraz rozbawionej dziewczyny. – Mącisz mi w głowie, nie wiem co mam z tobą robić – dodałem, a na dowód moich słów, poczułem się tak, jakbym wsiadł do pędzącej karuzeli.
- O? A myślałam, że przeżyłeś już wszystko i wszystko wiesz. Czasem nawet przepowiadałeś mi przyszłość. – jej uśmiech z kpiącego, zmienił się w sarkastyczny.
- Chyba nie wszystko – sapnąłem, bo nagle poczułem się zmęczony. – Jestem idiotą – stwierdziłem. – Och, nie musisz tak zagorzale protestować – przewróciłem oczami, kiedy Pola prychnęła.
- Okej, jest środek nocy, a ty jesteś kompletnie pijany. Chętnie wróciłabym do łóżka, więc może powiesz mi czego chcesz? – spytała pojednawczo.
- Ciebie. – Spojrzałem jej w oczy, a ona cofnęła się o krok, jak gdyby rażona siłą tych słów. Miałem ochotę zagarnąć ją do siebie i mocno przytulić, ale mowa jej ciała podpowiadała mi, że nie powinienem tego robić. Podszedłem bliżej, widziałem, że cała się spięła i na chwilę wstrzymała oddech.
- To alkohol przemawia przez ciebie, porozmawiamy jutro, jak wytrzeźwiejesz – powiedziała kręcąc głową i odwróciła się, po czym ruszyła do swojego pokoju.
- Pola! – nawet się nie odwróciła. – Rusałko… - wciąż nie zwalniała kroku, więc ruszyłem za nią, choć wdrapywanie się po schodach w moim stanie było nie tylko katorgą, ale także pewnie zagrażało mojemu życiu. Kiedy wreszcie pokonałem pięć stopni w górę, po czym cofnęło mnie dwa w dół, siedem w górę, cztery w dół, i tak dopóki nie dotarłem na szczyt, po chamsku, bez pukania wpadłem do jej pokoju, z największą ostrożnością, żeby nimi nie trzasnąć, zamknąłem je za sobą i chwilę poczekałem, aż podłoga w jej pokoju przestanie falować. Dziewczyna stała przy łóżku i patrzyła na mnie z mieszanką litości, złości, i chyba rozbawienia.
- Pola – szepnąłem i ruszyłem w jej kierunku, ale mnie zniosło tak, że wpadłem na łóżko i w nim wylądowałem. – Daj mi chwilę – przemówiłem w poduszkę i wydało mi się, że słyszę jej stłamszony chichot.
- Proszę nic nie mów – w jej głosie było słychać rozbawienie, podniosłem głowę, ale tylko tyle byłem w stanie w tej chwili zrobić. Uśmiechnęła się do mnie z politowaniem, ale też ciepłem, usiadła na skraju łóżka i zaczęła odsznurowywać moje buty, po czym je zdjęła i położyła na podłodze. – Posuń się – poprosiła, więc niezdarnie odsunąłem się, robiąc jej miejsce. Jej pościel pachniała latem, bezpieczeństwem i nią. Zrobiło mi się błogo. Leżąc na boku obserwowałem jak wchodzi do łóżka i kładzie się naprzeciw mnie. - Śpij – wyszeptała patrząc mi w oczy i lekko się do mnie uśmiechając. – Porozmawiamy jutro. – Coś się we mnie burzyło i buntowało, bo chciałem jej powiedzieć wszystko natychmiast, ale moja ostatnia szara komórka, która jeszcze jako-tako działała, krzyczała, że mam milczeć, bo Pola zasługuje na to, żeby te słowa odpowiednio uczcić i wypowiedzieć je w pełni świadomie. Wpatrując się w jej piękną twarz, oczy pełne mądrości i ciepła, chłonąc jej zapach i otulając się jej bliskością, w końcu odpłynąłem.

Zatruty owoc 🍎 Ukończona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz