część nr 55

62 8 2
                                    

Pola.
Pozwoliłam Ivo wszystko wytłumaczyć i uwierzyłam mu, to jednak niczego między nami nie zmieniło. Wiedziałam, że muszę pozostać niewzruszona i stłamsić w sobie wszystkie uczucia, które do niego żywiłam.
Po tym, jak opowiedziałam mu to, czego sama dowiedziałam się o Belladonnie, grzecznie wyprosiłam go z mojego domu, a sama poszłam do pracy. Posłuchał mnie, choć widziałam, że nie miał zamiaru się poddawać i rezygnować z naszej znajomości, czymkolwiek ona nie była. Wieczorem, po skończonej pracy nie chciałam, żeby ktokolwiek odwoził mnie do domu. Mimo tego, że byłam wykończona, potrzebowałam spaceru, żeby pozbierać myśli i spróbować poukładać je sobie. Szłam na autopilocie, zupełnie nieobecna duchem i dopiero kiedy byłam już pod domem, wróciłam do rzeczywistości, przywołana przytłumionymi rozmowami i śmiechem. Do tej części miasteczka mało kiedy ktokolwiek zaglądał, nie miałam więc pojęcia kto i co tu robił. Po tym jak przekroczyłam furtkę swojego podwórka, moim oczom ukazała się grupka młodych mężczyzn, którzy, z Krzyśkiem na czele, pisali coś sprayem na ścianie mojego domu.
- Serio?! – wrzasnęłam, sprawiając, że podskoczyli i na chwilę zaprzestali tego, co robili. - Moglibyście już kurwa sobie odpuścić?! - Miałam już naprawdę dość tych wszystkich dram, i ich głupiego zachowania. Ile oni mieli lat, żeby tak głupio się zachowywać?! Wściekłość ogarnęła mnie tak szybko, że nim pomyślałam co robię, stałam przed Krzyśkiem, wyrywając z jego rąk puszkę ze sprayem. Śmierdział alkoholem i trawą i było widać, że jest porządnie wstawiony. Przez chwilę szarpaliśmy się, walcząc o farbę, aż w końcu chłopak odepchnął mnie z taką siłą, że wywróciłam się na ziemię. Mimo tego, że poleciałam na ostry żwir, i poczułam pieczące zadrapania na nogach, wściekłość sprawiła, że w sekundę zerwałam się z powrotem na nogi, doskoczyłam do niego i wymierzyłam mu policzek, z taką siłą, że lekko się zatoczył. Jego kolesie rżeli ze śmiechu i rzucali głupimi tekstami, ale on kipiał taką samą wściekłością, jak moja. Problem był w tym, że on był wielkim facetem, a ja nie.
- To nie ujdzie ci płazem ty mała suko! - Warknął, ale ja byłam w bojowym nastroju i nie miałam zamiaru uciekać.

Zatruty owoc 🍎 Ukończona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz