- Powiedz mi dlaczego tak to kochasz, dlaczego to wszystko tak cię fascynuje? – Zapytałem, a jej szczera odpowiedź, wprawiła mnie w oniemienie.
- Zbieranie przedmiotów, które ktoś porzucił i przywracanie ich do życia, do użytku, daje mi wiele radości i spełnienia. Rozumiem ich samotność i złamane serce. Myśl, że mogę się nimi zaopiekować, sprawić, że staną się piękne i kochane i mogą wypełnić pustkę w czyimś domu, a czasem nawet sercu, jest niesamowicie stymulująca. Świadomość tego, że mogę coś zaplanować, a potem to realizuję i mam fizyczne wyniki, w postaci pięknych pomieszczeń daje mi masę satysfakcji… to jest coś, co mogę w dużym stopniu kontrolować, a kontrola daje mi poczucie stabilizacji. – Nie wiedziałem, czy chciała się ze mną podzielić tymi myślami, bo kiedy tylko skończyła mówić, nerwowo założyła pukiel włosów za ucho i patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Jej słowa zapewne wypłynęły z ust, bez filtra, pod wpływem pasji i emocji. Doceniałem wszystko to, co powiedziała i domyślałem się, że ona czuje się podobnie, do skarbów, które ratuje – porzucona, wybrakowana i niekochana. Bezbronność, jaka z mocą do niej powróciła, sprawiła, że poczułem tępy ból w klatce. Miałem ochotę przygarnąć ją do siebie i tulić, aż poczuje się ważna i chciana, ale nie mogłem jej zwodzić i mieszać w głowie.
- Wygląda na to, że od dziś będę twoim szefem. – Powiedziałem, na co Pola zareagowała radosnym piskiem, rzuciła się mi w ramiona i mocno mnie objęła. Kiedy już dała upust swojej radości, wzięła kilka głębokich oddechów, uspokoiła się i odchrząknęła.
- Przepraszam. – Zmieszała się, odsunęła ode mnie i wyciągnęła do mnie dłoń w oficjalnym geście. Uścisnąłem ją z uśmiechem na ustach.
- Moja asystentka wyśle ci umowę i to z nią omówisz szczegóły. Rozumiem, że mając także pracę w barze, będziesz potrzebowała kilku dni, żeby wszystko zorganizować, możesz więc zacząć w przyszłym tygodniu.
- Dziękuję – opowiedziała, siląc się na powagę, choć widziałem, że rozpiera ją radość i energia – Mam nadzieję, że cię nie zawiodę – dodała.
- Nie ma takiej opcji – odpowiedziałem, wiedząc, że stoi przede mną prawdziwy talent. – Do zobaczenia w poniedziałek.
Rozdział.
Pola.
Poniedziałek przywitał mnie przesyłką kurierską, która nieco mnie zdziwiła, bo niczego nie zamawiałam. Zapakowana w piękny, pozłacany papier, zdradzała, że zawartość będzie stylowa i droga, jednak jej wnętrze i tak kompletnie mnie zszokowało. Piękna, zwiewna, letnia sukienka, uśmiechała się do mnie wzorem dzikich, polnych kwiatów. W swojej delikatności była przecudownie kobieca, pozornie prosta i skromna, ale metka krzyczała wysoką ceną. Kiedy już pomyślałam, że to pomyłka, znaleziony liścik przekonał mnie, że paczka jednak trafiła we właściwe ręce.
„Jestem pewien, że cudownie będziesz w niej wyglądać i wybaczysz mi straty poniesione w moim domu. Nie mogę się doczekać, kiedy cię w niej zobaczę. Ivo”.
Tych kilka słów obiegło moją skórę przyjemnym dreszczem. Nie mógł się doczekać, kiedy mnie zobaczy? Czy to był rodzaj nic nieznaczącej formułki grzecznościowej, czy szczere wyznanie? Przeczytałam liścik kilka razy, za każdym razem się uśmiechając. Wpatrywałam się w sukienkę jak zaczarowana, dotykałam cudownego materiału i, choć nie zamierzałam tego prezentu przyjąć, cieszyłam się jak dziecko. Moje twarde postanowienie o nieakceptowaniu prezentu zaczęło mięknąć, kiedy przymierzyłam to cudo. Materiał idealnie ułożył się na moim ciele, żywe kolory chabrów podkreślały kolor moich oczu, a kształt sukni komplementował moją figurę. Patrząc na swoje lustrzane odbicie westchnęłam ciężko i stoczyłam wewnętrzną walkę. Rozebrałam się i tymczasowo powiesiłam prezent na drzwiczkach szafy, żeby później, na spokojnie zastanowić się co powinnam z nią zrobić. Później… kiedy już nacieszę nią swoje oczy.
Praca u Iva była fantastyczna. Mogłam grzebać w starociach odłożonych na strychu, i w piwnicy, odświeżać je i wprowadzać do ponownego użytku. Za każdym razem, kiedy wchodziłam do ogromnej piwnicy, zbudowanej z ciosanych kamieni, grzebiąc w starociach, czułam się jak poszukiwaczka skarbów. Uwielbiałam to, że miałam wolny dostęp do każdego kawałka tego domu i to, że swobodnie mogłam buszować w stertach starych skarbów. Dla poprzedniego właściciela, to były nic niewarte rupiecie, dla mnie prawdziwe zdobycze. W pokojach wciąż stały stare drewniane krzesła, szerokie fotele uszaki, w dębowych szafach znalazłam ręcznie wyszywane obrusy i pościel, starannie złożone, wciąż sztywne od krochmalu… Te wszystkie małe znaleziska wprawiały mnie w bardzo nostalgiczny nastrój i gładziły moją duszę radością tego, że ratuję im życie. Poprzednie generacje, bardzo o nie dbały i szkoda ich było dla tych, którzy nie potrafili docenić pracy, jaka została włożona w ich wykonanie. Czułam się odurzona możliwością robienia tego, co tak bardzo kochałam. Ivo dał mi wolną rękę, i ostatnich kilka dni widywałam go sporadycznie. Zwyczajnie poświęcał mi tylko chwilę na przywitanie się, a jeśli miałam szczęście i wystarczająco dużo czasu, pokazywałam mu swoje szkice z pomysłami do akceptacji, bo mimo zapewnień, że mi ufa, wolałam mieć jego oficjalną zgodę, przed tym, jak wprowadziłam jakieś zmiany w życie. Musiałam przyznać, że uznanie, z jakim patrzył na moje szkice, zaskakiwało mnie za każdym razem, i wewnątrz zawsze drżałam w oczekiwaniu na krytykę. On jednak nigdy nie krytykował, czasami podsuwał tylko inne rozwiązania, które współgrały z planami i zazwyczaj świetnie je uzupełniały. Fantastycznie się rozumieliśmy, a jego pomysły były wręcz genialne i czym więcej z nim pracowałam, tym więcej się uczyłam, a mój podziw i szacunek do niego rosły przy każdej konsultacji. Żałowałam tylko tego, że nie mogłam spędzać z nim więcej czasu, dlatego, kiedy jednego wieczoru, po powrocie ze spotkań zaproponował mi piątkowy reset, bardzo się zdziwiłam, ale także ucieszyłam. Kiedy odłożyłam swoje narzędzia do czyszczenia drewnianych mebli, zeszłam na dół do salonu. Ivo krzątał się po kuchni, przygotowując coś do jedzenia, włosy miał jeszcze mokre po prysznicu, w dresowych spodniach i bawełnianym podkoszulku, który opinał jego ciało, podkreślając zarys mięśni, wyglądał powalająco. Pachniał drogim mydłem, perfumami i sobą, a jego zapach przyprawiał mnie o zawrót głowy.
- Usiądź w salonie, wybierz jakiś film, a ja za chwilę do ciebie dołączę – zaproponował, ale ja nie ruszyłam się z miejsca. Dopiero zerkając na kremową sofę, zdałam sobie sprawę z tego, że po całym dniu grzebania w piwnicy i na strychu, czyszczeniu mebli i przeglądaniu zakurzonych kartonów, sama byłam umorusana jak Kopciuszek. – Co się stało? – oderwał się od swojej pracy, skupiając się na mnie. Wciąż dziwiło mnie to, że był tak wyczulony na zmiany w moim nastroju, wiedział, kiedy dopadały mnie jakieś wątpliwości, albo kiedy się denerwowałam. – Patrzysz na mnie tak, jak wtedy, kiedy nie chciałaś wsiąść do mojego samochodu.
- Bo byłam mokra – przypomniałam sobie.
- Jesteś mokra Maleńka? – zapytał, posyłając mi łobuzerski uśmiech, i mimo tego iż wiedziałam, że kpi sobie ze mnie, moje ciało zareagowało na jego słowa falą gorąca, która wypełzła czerwienią na moje policzki.
- Jestem Kopciuszkiem – odpowiedziałam głupio, i kiedy widziałam, że nie rozumie, wyjaśniłam. – Kremowa sofa, Kopciuch w zakurzonych ubraniach, rękach usmarowanych woskiem do mebli i pajęczynami we włosach. Nie mogę usiąść na tej sofie będąc w takim stanie.
- Nie zaczynaj znowu – Ivo przewrócił oczami. – Siadaj, za chwilę podam przekąski – dodał, jednak ja nie ruszyłam się z miejsca.
- Skoczę do domu, wezmę prysznic i wrócę – zaproponowałam.
- Nonsens! – pokręcił głową. – Możesz wziąć prysznic u mnie.
- Nie mam w co się ubrać.
- Mi to nie przeszkadza – wzruszył ramionami i posłał mi kolejny diabelski uśmieszek.
- Chyba nie myślisz, że będę paradowała przed tobą nago? – roześmiałam się, za to on spoważniał i spojrzał na mnie tak, że kolana się pode mną ugięły.
- Myślę. Często. – Odpowiedział i wrócił do swojego zajęcia. – Wiesz gdzie wszystko jest, weź sobie ręczniki i coś mojego do ubrania, i pośpiesz się, jedzenie, które przygotowuję trzeba skonsumować od razu, nie chciałbym być zmuszony wyciągać cię spod prysznica. – Nie odpowiedziałam, tylko zszokowana posłusznie zrobiłam to, co mi kazał. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa, bo jego ostrzeżenie totalnie rozbuchało moją wyobraźnię i przeniosło mnie w świat fantazji erotycznych. Gorąca woda pod prysznicem odprężyła mnie, a tym samym poczułam jak bardzo byłam zmęczona. Praca na dwóch etatach robiła swoje, dźwiganie i przesuwanie kartonów, skrzyń i mebli też, ale lubiłam to, a wysiłek fizyczny nigdy nie był dla mnie problemem. Kiedy jednak wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik, nie mogłam przestać ziewać. Próbowałam doprowadzić swoje ubrania, do jako takiego ładu, ale moje próby spełzły na niczym, więc z garderoby Ivo, wybrałam jedną z koszulek i naciągnęłam ją na bieliznę. Sięgała mi do połowy uda i była wygodna, nic innego w tej chwili mnie nie obchodziło. Wilgotne włosy zostawiłam rozpuszczone, na twarzy nie miałam śladu makijażu i zupełnie mnie to nie obchodziło. Byłam zbyt zmęczona na to, żeby się tym przejmować, chciałam usiąść w miękkiej sofie, pogapić się w telewizor i odpocząć. Kiedy weszłam do salonu, Ivo podniósł się z kanapy i przebiegł moje ciało wzrokiem, po czym wyciągnął do mnie rękę i usiadł dopiero, kiedy zrobiłam to ja. Jego kurtuazja podziałała na mnie jak afrodyzjak, z resztą cały on i wszystko to, co robił niesamowicie na mnie działało. Westchnęłam z lubością, kiedy niemal zapadłam się w miękkie siedzisko sofy. Podkurczyłam pod siebie nogi i objęłam kolana, przyjmując ulubioną pozycję.
CZYTASZ
Zatruty owoc 🍎 Ukończona.
Storie d'amoreRomans, slowburn, toksyczne relacje, age gap, young adult. Osiemnastoletnia Pola, to dziewczyna po przejściach. Szykanowana przez rówieśników, samotna, w końcu trafiła na popularną dziewczynę, dzięki której przechodzi metamorfozę i zdobywa popularno...