Epilog

129 10 11
                                    

Epilog.
Po przeprowadzce do Hiszpani, zaczęłam żyć życiem, o jakim nawet nie marzyłam, a świat stanął przede mną otworem. Udawałam się wraz z Ivo w podróże biznesowe po Europie i każdy wyjazd był wypełniony fantastycznymi doświadczeniami, wyśmienitym jedzeniem, winem i wspaniałymi ludźmi. Wyszłam ze swojej skorupy, polubiłam siebie, dzięki czemu pozwoliłam także innym polubić mnie i czerpać taką samą przyjemność z mojego towarzystwa, jaką ja czerpałam z ich. Po kilkudniowych pobytach we Francji, Grecji, Portugalii i na Malcie, przyszedł czas na Włochy, i kiedy wylądowaliśmy w tym pięknym kraju, nie było mowy o tym, żebym choć minutę spędziła w hotelowym apartamencie. Chciałam wyjść na ruchliwe, pełne życia ulice, zajrzeć do restauracji i zaznać nocnego życia we Włoszech. Ivo bawiła moja fascynacja innymi krajami i ich zwyczajami, ale sam przyznawał, że dzięki temu, on także potrafił na nowo dostrzec urok tych miejsc. Razem zwiedzaliśmy muzea i atrakcje turystyczne, i kiedy nie pracowaliśmy, wykorzystywaliśmy każdą wolną chwilę na przyjemności, jakie miały do zaoferowania inne kraje. Któregoś z kolei wieczoru, udaliśmy się na tradycyjną, słynną we Włoszech imprezę świateł. Ulice, budynki starych kamienic, fronty sklepów i restauracji, wszystko było ozdobione całą masą pięknym lamp, lampionów i świeczek, ludzie bawili się na ulicach, a atmosfera była naładowana radością i energią. Muzyka, śmiech, zabawa, głośne rozmowy i wybuchy śmiechu wprawiały mnie w świetny humor. Włosi wiedzieli jak żyć, i dla nich prawdziwe życie zaczynało się dopiero w nocy.
Po tym, jak przy jednej z restauracji należących do Ivo, uwolnił się stolik, a mój mężczyzna poszedł przywitać się z właścicielami baru i zamówić dla nas drinki, ja rozglądałam się po lokalu, po brzegi wypełnionym rozbawioną klientelą. Ludzie siedzieli przy stolikach, stali przy barze, przy filarach, jedli, pili, rozmawiali lub tańczyli. Muzyka była niezbyt głośna i przyjemna dla ucha, a ja z przyjemnością obserwowałam ludzi poruszających się w takt muzyki na parkiecie. Moją szczególną uwagę przykuła para, między którą naprawdę iskrzyło. Przystojny, wysoki mężczyzna, obejmował zgrabną, ubraną w zmysłową, krwisto-czerwoną sukienkę i równie czerwone, wysokie szpilki blondynkę. Coś mnie w niej zafascynowało, jej długie włosy wijące się po odsłoniętych plecach, enigmatyczne, delikatne ruchy i czar, jaki wokół siebie roztaczała. Choć była odwrócona do mnie plecami, byłam pewna, że musi być powalająco piękna. W chwili, kiedy podświadomość zaczynała podpowiadać mi, że w osobie, która mnie tak fascynowała, było coś znajomego, blondynka, tak jakby wyczuła, że ją obserwuję, odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy. Zamarłam. Poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy, a oddech grzęźnie w piersi. Zasłoniłam oczy dłońmi, powtarzając sobie, że to nie może być prawda, że mój przebodźcowany umysł płata mi figle. Moje dłonie zrobiły się zimne, i kiedy powtarzając sobie, że to tylko przewidzenie, odważyłam się spojrzeć przed siebie, pary nie było już na parkiecie. Wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując uspokoić rozedrgane ciało. Kiedy mój oddech wrócił do normy, na ramieniu poczułam ciepły dotyk dłoni. Znałam ten dotyk. Znałam zapach, który roztoczył się wokół mnie. Żołądek podszedł mi do gardła i nerwowym wzrokiem zaczęłam szukać Ivo, bojąc się, że za sekundę postradam rozum.
- Nie martw się, na pewno za chwilę go znajdziesz – jej głos był miodowo-jedwabny, odwróciłam się w jej stronę, czując się jakby we śnie. W koszmarze. Wyglądała pięknie, jak zawsze.
- Bella… ale przecież ty umarłaś… - wyszeptałam, zastanawiając się, czy to co widzę to rzeczywistość, czy jednak po traumach, jakie przeżyłam, z opóźnieniem nadeszło załamanie nerwowe.
- Tęsknię za Bellą, ale ona była słaba i oficjalnie musiała umrzeć – jej dłoń pieszczotliwie musnęła mój policzek – zawsze zwycięża silniejszy – uśmiechnęła się.
- Ale twoi rodzice wydali komunikat, opłakiwali twoją śmierć… - nie mogłam zrozumieć co się działo.
- Kochanie, moi rodzice zawsze robili wszystko, żeby zminimalizować szkody na ich reputacji. Drażnią ich skandale, nie lubią, kiedy coś stawia ich w złym świetle. Kasa i konekcje to moc. Bella umarła, żebym ja wreszcie mogła żyć. – Mówiła do mnie tak, jakbym była naiwnym, nierozumiejącym świata dzieckiem. – Nikomu nic nie mów, a wszystko będzie dobrze – jej zgrabne palce przesunęły się po moich ustach – nie musimy wchodzić sobie w drogę – jej szept przy moich ustach był ciepły, jednak spojrzenie mroziło moją duszę - … a teraz wybacz, ale się pożegnam. – Kiedy podszedł do nas mężczyzna, z którym tańczyła i objął ją czule, zaczęła mówić do niego po włosku... Bella nie mówiła po włosku… Wreszcie zauważyłam, Ivo, który torując sobie drogę przez tłum, zbliżał się do mojego stolika. Jedno moje spojrzenie sprawiło, że na jego twarzy pojawił się wyraz niepokoju, który zmienił się w szok, kiedy zauważył Donnę. – Och, widzę, że na mnie naprawdę już czas. Znikamy – uśmiechnęła się do mnie i wraz ze swoim mężczyzną oddalili się i zniknęli w tłumie. Zastanawiałam się czy to koszmar, czy mam halucynacje, albo czy ostatecznie oszalałam, jednak jedno spojrzenie w oczy Ivo wystarczyło, żeby mnie uspokoić, i w tym samym momencie przerazić. On także ją widział. Donna żyła i miała się dobrze.

Zatruty owoc 🍎 Ukończona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz