Budząc się następnego dnia, z przerażeniem stwierdziłem, że dzisiaj spotykam się z tym nieznajomym. Gdyby mi chociaż powiedział jak ma na imię... Może David? Jak Beckham? Swoją drogą są do siebie podobni. Albo mi się wydaje. Nieważne.
Wstaję z łóżka, przy okazji sprawdzając godzinę i stwierdzam, że jest 10:58. Tak długo spałem?
I że niby za jakieś 6 godzin się z nim spotykam? A może będę udawał, że mnie nie ma?
Za dużo pytań, Zayn, za dużo!
*
- Lou, błagam, on za jakieś 10 minut przyjdzie. Powiedz mu, że mnie nie ma. Schowam się w szafie, gdziekolwiek.
- Zayn, zrobię co w mojej mocy. - krzyczę radośnie i mocno go przytulam, a później chowam się w szafie w pokoju.
Równo o 17 słyszę dzwonek do drzwi i momentalnie się spinam.
- Zawołaj Zayna. - ani cześć, ani nic. Kultura.
- Nie ma go.
- Albo go zawołasz, albo sam go znajdę. Jak ja zacznę go szukać, to będzie tu niezły syf. Wybieraj.
Chwilę później szafa się otwiera, a przed nią stoi on. Szarpie mnie za rękę, wyciągając z niej.
- Wal się, kurwa! - wyrywam się z całych sił, lecz zaprzestaję swoich ruchów, dostrzegając co dzieje się na korytarzu. - Lou, ty cholerny idioto! Co to jest?! - drugą ręką wyszarpuję go z objęć lokowatego chłopaka, namiętnie go całującego. Policzki Lou przybierają czerwonego koloru, a on sam zagryza wargę.
- Po pierwsze, nie coś, tylko ktoś. A po drugie, jestem Harry. - wyciąga do mnie rękę.