49

36 7 0
                                    

Leżałam tak z zamkniętymi oczami na jego ręce parę, dosłownie parę minut. Kiedy chłopak położył rękę na moim udzie, zaczęłam coś podejrzewać. Wiedziałam, że prawie za każdym razem, jak ze mną śpi chce czegoś więcej niż tylko spania. Chce po prostu seksu. Już nie raz mnie na to namówił i nie ukrywam, że było fajnie. Ale ileż można. Musi coś zrozumieć. Może i minęło już dużo czasu od śmierci Luka, ale nie potrafię się zabawiać i wyluzować. Tym bardziej zakochać na nowo, ponieważ ja nadal kocham Luka i nigdy nie przestanę. Jus jest tylko idolem. Kiedyś oczywiście marzyłam o tym, że możemy być razem. Chciałam być jego dziewczyną, ale teraz kiedy się zakochałam już nie czuje tego samego. Chcę spędzić z Justinem mnóstwo czasu, ale nie tak, żeby za każdym razem, kiedy ze mną śpi chciał tego samego. Nie chce za każdym razem uprawiać z nim seksu, bo to głupie.
-Justin,-powiedziałam po której chwili ciszy i powiedziałam wszystko o czym przed chwilą myślałam. Nie wiem czy zrozumiał. Wydawało się, że nie, bo w jego oczach było coś co świadczyło o jego niezrozumieniu moich słów.
-Jade. Rozumiem cie, ale Jerry już nie. Jak chcesz to możesz to wytłumaczyć jemu, a nie mi.-powiedział po chwili zamyślenia. -Jerry to chyba twoja cześć. Możesz jej powiedzieć, że nie zawsze mam ochotę.
-Mnie nie posłucha.
-Nie będę gadać z twoim penisem! To jest chore!
-Przepraszam. Już tak nie będzie.-pocałował mnie w policzek i odwrócił głowę.
-Dziękuję. Dobranoc.
-Ale przytulić się mogę?
-Tak.
Uradowany chłopak przykleił się do mnie i pożyczył mi miłych snów.

Rano obudził mnie krzyk Jaxona i Jazmyn. Wpadli do pokoju i zaczęli skakać po moim łóżku. Nie pozwoli spać dłużej. Krzyczeli w kółko "Ciociu, ciociu Jade, wstawaj! Wstawaj!"
No cóż nie było innego wyjścia jak wstać i iść się z nimi trochę pobawić zanim pojadą. Wstałam, ubrałam się i poszłam z nimi na dół. Tam, w kuchni, Justin z ojcem szykowali coś do jedzenia.
-Dzień dobry.-przywitałam się.-Czy to wy kazaliście mnie obudzić?-dodałam z lekkim uśmiechem. Jeremy i Jus zaczęli się śmiać pod nosem. Wiedziałam, że to oni, ale chciałam się upewnić. Teraz miałam pewność.
Przy stole zaczęliśmy rozmowę jak każdego ranka. Tylko, że dziś najwięcej mówili Jax i Jaz. Dziś to był ich dzień. Po skończonym posiłku odruchowo podniosłam się żeby posprzątać. Oczywiście znów zaczęłam się kłócić z Jusem. Niestety nikt nie postawił na swoim. Pan Bieber nie mógł patrzeć jak się kłucimy o byle co, więc wziął te talerze i razem z dziećmi włożyli je do zmywarki. Resztę poranka spędziliśmy dalej przy milej rozmowie. Po pewnym czasie około południa do Justina zadzwonił Scooter. Powiedział mu coś o wizycie z radiu o której zapomniał. Musiał szybko wziąć najważniejsze rzeczy i jechać.
Jeremy zawiózł chłopaka, przy okazji musiał jeszcze zrobić jedną rzecz. Zostałam sama z tymi maluchami. Zaproponowałam im oglądanie jakiejś bajki, ale oni woleli się bawić. Niestety w domu nie było dużo zabawek. Poszłam na górę, wzięłam ze swojej szafy 3 pary skarpetek, guziki, igłę, nitkę, papier kolorowy i klej. Włożyłam to wszystko do pudełka. Zeszłam na dół i wysypałam wszystko na dywanie.
-Nie mam tutaj zabawek, ale możemy je sami zrobić.
Ucieszyli się. Zabraliśmy się do pracy. Zrobiliśmy słodkie kukiełki i zaczęliśmy się nimi bawić. Oczywiście maluchy musiały wymyślić, jedna z nich to ja, druga to Justin i że to jest para zakochanych w sobie skarpetkowych potworów. Próbowałam im wytłumaczyć, że mnie z ich bratem nic nie łączy prócz przyjaźni i miłości fanki do idola. Niestety się nie udało.
-No trudno.-powiedziałam.-Kto wam w ogóle powiedział, że ja z Justinem jesteśmy parą?
-Jak Jus rozmawiał z tatą to tak mówił.-odpowiedziała mi Jazmyn. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Tak samo jak na twarzy Jaxsona. Nie będę ukrywać, że to było miłe, ale on wie w jakiej sytuacji jestem. Nie powinien takich rzeczy mówić. Postanowiłam, że z nim pogadam jak wróci. A teraz dalej będę się bawić z tymi dzieciakami.

Minęły chyba 3 godziny i Justin z ojcem wrócili do domu. Jax i Jaz się bardzo ucieszyli. Od razu jak usłyszeli dzwonek do drzwi pobiegli zobaczyć kto to.
-Haha Justin znów zapomniał kluczy.-zaczęłam się śmiać pod nosem.
Dzieciaki otworzyli im drzwi w wskoczyli na szyję. Jaz na pana Biebera, a Jaxon na Jusa.
Po takim przywitaniu udaliśmy się do pokoju dziennego. Zrobiłam coś do picia. Położyłam jeszcze na stole ciasteczka i cukierki. Usiadłam obok Justina i zaczęliśmy rozmawiać.

-Jak poszedł wywiad?
-W porządku.-odpowiedział chłopak, upijając łyk herbaty.
-Co u was słychać?
-Dobrze.
-Jest coraz lepiej.
-A tak w ogóle to jak się wam układa?-spytał się pan Bieber.
-W jakim sensie?
-Ogólnie.
-To bardzo dobrze.
-To kiedy ślub?
-Przepraszam, ale może pan powtórzyć.
-Pytam, kiedy ślub.
-Nie. Pan mnie źle zrozumiał.
-Tato. Ona po pierwsze jest za młoda. Po drugie nie potrafiła by mnie pokochać tak jak ja ją. Miała ciężkie przeżycia. Nie naciskaj.-wytłumaczył chłopak. W czacie tłumaczenia nie spuszcza ze mnie wzroku.
-Chłopie. Taka ładna dziewczyna i nie masz czasem ochoty na ... -zawahał się na chwilę i spojrzał na bawiące się na dywanie swoje dzieci. Nie musiał kończyć. Oboje zrozumieliśmy przekaz.
-Tato, to że nie jesteśmy razem nie znaczy, że ze sobą nie sypiamy.
-I tak. Już nie raz robiliśmy to o czym pan myśli.
-Oh, Jade. Nie mów do mnie 'pan'. Jestem Jeremy.-mężczyzna podał mi rękę.
-Jade.-uśmiechnęłam się lekko.

Rozmawialiśmy jeszcze długie godziny. Zjedliśmy obiad i niestety, ale musieli wracać do domu. Ubrałam maluchy i pożegnałam się z nimi. Prosiłam jeszcze o częstsze wizyty, ale z zapowiedzią. Obiecali, że będą dzwonić.

Od razu, gdy zniknęli nam z oczu, złapałam Justina za rękę i pociągnęłam za sobą do mojego pokoju. Odetchnęłam go tak, że upadł na łóżku. Usiadłam mu na kolanach i powoli zbliżyłam twarz do pocałunku. Gdy nasze wargi się lekko dotknęły uderzyłam go w twarz i zaczęłam krzyczeć.
-Ałłłł!!!
-Jak mogłeś powiedzieć swojemu ojcu, że jesteśmy razem! To nawet nie było miłe. Może kilka lat temu, kiedy o tym marzyłam tak. Ale nie teraz! Czemu to powiedziałaś!?
-Przepraszam, ale nie mówiłem mu, że jesteśmy razem. Mówiłem, że mi się podobasz i że mi na tobie zależy, i że muszę się tobą opiekować. Mogłem coś wspomnieć o moim uczuciu do ciebie, ale nie myślałem, że tak to zrozumie. Przecież wiesz, że Cię kocham i rozumiem, że nie chcesz mieć na razie żadnych związków.
-Dokładnie.
-Jade.-spojrzał mi w oczy.-Chce dla ciebie jak najlepiej.
-Wiem.
-Jeszcze raz przepraszam za tatę.
-Nic się nie stało. Rozumiem. Źle zrozumiał twoje słowa.
-Tak.
Zapadła chwila ciszy i zamyślenia. Oboje musieliśmy pewne rzeczy przemyśleć.
-To co? Jerry może dziś, czy ma czekać do innej okazji?
-Może poczekać?
-Może.-uśmiechnął się i błyskawicznym ruchem mnie pocałował i mocno do siebie przytulił.

-Mam pomysł!-wyskoczyłam nagle.
-No, jaki?
-Piosenka. Daj mi zeszyt.
Nie chciało mi się schodzić z jego kolan. Chłopak sięgnął ręką do szafki i wyciągnął z niej mój zeszyt i długopis. Podał mi. Jego klatka piersiowa przez chwilę posłużyła mi jako podkłada. Napisałam parę słów po czym pokazałam je Jusowi. Chłopak się zachwycił i zaczął wymyślać do niej jakąś muzykę. Wyszła z tego całkiem niezła piosenka.

Położyliśmy się wczesnym wieczorem. Ja u siebie. On u siebie. Tak przez kilka dni.

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz