57

34 7 0
                                    

Miesiąc później dowiedziałam się, że moja siostra jest w szpitalu. Od razu poprosiłam Justina, żeby mnie do niej zawiózł. Zgodził się. Wiedział co to jest siostrzana miłość. Sam ma młodsze rodzeństwo, co prawda przyrodnie, ale jest. Bez gadania poszedł do garażu, wyprowadził samochód i czekał na mnie. Zamknęłam dom i wsiadłam do samochodu. Kilka minut później znaleźliśmy się na miejscu. Wbiegłam do szpitala cała roztrzęsiona i przerażona. Podbiegłam do pielęgniarki siedzącej w rejestracji i zapytałam:
-Gdzie jest Selenia Mlike?!
-A pani kim jest?-mimo że widziała jak się zachowuje, musiała się o to spytać.
-To moja siostra!-zdenerwowałam się.-Gdzie ona jest?!
-Sala 40 na II piętrze.
-Dziękuję!-posłałam jej udawany uśmiech.
Biegiem przez korytarz pobiegłam do windy. Pojechałam na II piętro i znów biegiem szukałam sali numer 40.
-Jest!
Wpadłam do sali i zauważyłam ją nieprzytomną na łóżku. Obok siedziała zapłakana mama. Podeszłam do niej i podałam jej chusteczkę, którą wyjęłam z plecaka. W moich oczach też zaczęły powoli zbierać się łzy. Mama się odwróciła i spojrzała na mnie.
-Co jej jest?
-Miała operację. Musieli wyciąć wyrostek. Był bardzo zniszczony i nie dałoby się go uratować.
-Ale będzie dobrze?
-Lekarze mówią, że najbliższe 24 godziny będą decydujące.
-Musi być dobrze. Będzie dobrze.
W tym momencie do sali wszedł Justin. Zobaczył nas zapłakanych obok łóżka Selenii. Podszedł do nas. Objął mnie w biodrach i przytulił. Odwróciłam się położyłam głowę na jego piersi zostawiając mokre ślady po moich łzach.
-Dlaczego je zostawiłam! To nie powinno się wydarzyć. To moja wina! ... -mówiłam.
-Ciiiiicho.-uspokoił mnie.-To nie twoja wina. Ciiiiiiichutko.

Zapadła cisza, którą przerwał lekarz. Wszedł do sali.
-Przepraszam.-powiedział od razu na wejściu. Mama podniosła się z krzesła.
-Będzie dobrze?-spytała zapłakana.
-Tak.-uśmiechnął się lekarz.

Uradowana mama mocno mnie przytuliła.
-A nie mówiłam, będzie dobrze.-szepnęłam jej do ucha.-Będzie dobrze.-po czym odwróciłam się w stronę Jusa i również mocno go przytuliłam.

Siedzieliśmy przy niej do późnego wieczora. Cały czas trzymałam Justina za rękę. Co jakiś czas wychodziliśmy z sali, bo Justin miał bardzo ważne telefony. Od Scootera, pani Mallette, pana Biebera i jeszcze kilku innych osób. Scooter informował i przypominał, że tego i tego dnia ma być w tym i tym miejscu o tej i tej godzinie. Później pani Mallette, która dzwoni do niego raz w tygodniu. Martwiła się. I jeszcze pan Bieber, który chciał nas odwiedzić.

Wieczorem pożegnałam się z mamą i powiedziałam jej, że przyjadę jutro z samego rana. W domu cały czas miałam wyrzuty sumienia. Poprosiłam Justina o przygotowanie czegoś do zjedzenia, a sama poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i zmyłym makijaż. Wróciłam do chłopaka. Na stole już był naszykowny posiłek.

-Jej! Jak piękne!-powiedziałam stojąc jeszcze na schodach.
-Podoba się?
-Tak. Chcesz czegoś? Czy to tak po prostu?
-No tak.-odpowiedział zapalając świeczki.-Możesz zgasić światło.
-Tak.

Usiadłam przy stole i zabrałam się do jedzenia. Jeszcze raz spytałam czy na pewno nic nie chce.
-Tak.
-Co tak?
-No tak.

Nie pytałam się dalej, bo i tak by nie powiedział. Poczekałam aż to zrobi.
Po kolacji w postaci pizzy poszłam do swojego pokoju. Miałam nadzieję, że Justin zaraz tu przyjdzie, położy się obok mnie. Tak było. Przyszedł kilka minut później. Zapukał do drzwi. Spytał czy może wejść. Oczywiście się zgodziłam. Położył się obok mnie i zaczęliśmy rozmawiać.
W pewnym momencie zaczęłam temat Seleni.
-To moja wina. Czemu ja do nich odeszłam?
-Jade. To nie twoja wina. Gdybyś nie odeszła to nie wiadomo czy nie stałoby się to samo.-powiedział, odgraniając włosy spadające na moją twarz. Zbliżył się do mnie i pocałował.
-Ej! Co ty robisz?
-Chciałem cie tylko pocałować.
-Tylko?
-No, okay. Nie tylko.
-To dlatego ta kolacja, tak?
-No, tak.
-Justin. Wiesz co teraz czuję, a ty takie rzeczy wyprawiasz.

Odwróciłam się i zamknięłam oczy. Powiedziałam jeszcze tylko "dobranoc". Poczułam jeszcze dotyk jego ręki na moim udzie i zasnęłam.
Obudziłam się rano i szybko ubrałam. Później pospieszałam Justina. Zjedliśmy błyskawicznie śniadanie. Pospieszałam go bez przerwy. W końcu pojechaliśmy do szpitala. Już trochę spokojniej, razem z chłopakiem udaliśmy się do odpowiedniej sali. Siedziała tam mama. Nie wyglądała dobrze. Kazałam jej jechać do domu, umyć się i coś zjeść. Odziwo mnie posłuchała. Może to dlatego, że zaczęła mi na nowo ufać. Obiecałam jej że będziemy z Jusem przy niej cały czas. Tak było. Siedzieliśmy przy niej cały czas. Wyszłam na chwilę do łazienki. Po drodze spotkałam lekarza prowadzącego moją ciążę. Zabrał mnie na badanie kontrolne. Sama o to poprosiłam. Chciałam wiedzieć czy z dzieckiem wszystko w porządku. Okazało się że lepiej być nie może. Dzidziuś rozwijał się prawidłowo.

Mama wróciła po 2 godzinach. Przez ten czas odwiedził nas lekarz i poinformował, że Selenia powinna się zaraz wybudzić.
Po kilku minutach dziewczynka zaczęła się dusić. Szybko zawołałam pielęgniarkę, która pobiegła po lekarza. Ten wyciągnęł jej z gardła rurkę i podał maskę z tlenem.
-Witaj wśród żywych.-zarzartował lekarz.

Sel zaczęła się rozglądać po sali. Chyba widziała nas. Niezbyt wyraźnie, ale widziała. Wszyscy z łzami w oczach. Mama, siedząca na łóżku. Jus stojący za mną i obejmujący mnie. Nagle złapałam się za brzuch i zjechałam na ziemię. Justin ostrożnie położył mnie na podłodze i pobiegł po naszego ginekologa. Po chwili przyszedł lekarz. Razem z chłopakiem podnieśli mnie i posadzili na wózek, i zawieźli na salę. Moja mama była w szoku, widząc że lekarz ginekolog zabiera mnie z sali.
W gabinecie doktora Wilsona sprawdzili czy nie krwawię. Okazało się że nie. Po badaniu USG okazało się że to nic poważnego. To tylko przez emocje.
-Za dużo jak na jeden dzień. Proszę jechać do domu domu i odpocząć.-powiedział doktor Wilson.
Justin posłuchał lekarza i zawiózł mnie do domu, po czym wrócił do szpitala i był ze mną mną w stałym kontakcie telefonicznym.

Selenia wyszła ze szpitala dopiero po tygodniu i od razu przyjechała z mamą do nas. Dziewczynka wbiegła do domu i rzuciła mi się na szyję. Wtedy zaczęłam ją strasznie przepraszać za to co się stało.
Zrobiłam herbatę i zasiedliśmy wszyscy na kanapie. Zaczęliśmy rozmawiać. Selenii dałam jakieś zabawki Jasona i Jazmyn, żeby nam nie przeszkadzała.
-Mamo, przepraszam. To nie miało tak być.-przytuliłam się do niej.
-Jade. Rozumiem. Masz już 17 lat. Możesz zacząć żyć swoim życiem. Justin już mi wszystko wytłumaczył.
-To prawda. Teraz najważniejsze jest żeby dziecko urodziło się zdrowe.
-Wiem.
-A jak chcecie je nazwać?
-Jeżeli to będzie chłopiec to Luke, a dziewczynę Sophie.
-Pięknie

Rozmawialiśmy o tym do późnego wieczoru. Później mama i Selenia pojechały do siebie, a ja z chłopakiem położyliśmy się spać.

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz