Rozdział 2

215 15 15
                                    

Rozejrzałam się dookoła - tylko drzewa. Stukanie dzięcioła i ćwierkotanie ptaków powoli doprowadzały mnie do szaleństwa. Nagle usłyszałam świst strzały, która przeleciała tuż na moją głową. Gdybym się nie schyliła byłoby po mnie. Dałam koniowi znak by przyspieszył, gdy nagle Capi po jakimś czasie gwałtownie się zatrzymała i wierzgnęła swoimi przednimi kopytami. Mało brakowało,aby zrzuciła mnie z grzbietu.

- Spokojnie - poklepałam klacz po szyi.

Przed nami tuż przed wyjściem z lasu stała grupka uzbrojonych po zęby mężczyzn. Mieli topory, katany, miecze, buzdygany  i inne bronie. Jeden z nich mógłby spokojnie posłużyć jako przenośny stragan. Jeden z nich wystąpił krok w moim kierunku. Mniemam, iż to był ich szef. Miał krótkie blond włosy, na szyi miał czerwoną chustę. Na klatce piersiowej miał kolczugę, do tego czarne pumpy, oficerki i podziurawiona peleryna. Na plecach miał łuk z kołczanem oraz pas ze sztyletami. 

- A kogo to niesie w nasze skromne progi? - zapytał drwiąco, rozkładając ręce w geście powitania. 

- Nie twój zasrany interes - zaczęłam szykować plan ucieczki.

- Uważaj na słowa, dziewczynko - zbliżył się jeszcze bardziej na co Capi stanęła dęba i zaczęła wymachiwać przednimi kopytami w kierunku bandyty. Mężczyzna natychmiast odskoczył w bok.

- Trzymaj na wodzach tego skurwiela - zakrzyczał z wściekłością.

- Wal się - odpowiedziałam z jadem w głosie.

- Nie wiesz z kim masz do czynienia - wziął do ręki sztylet. Z tyłu stragany z bronią przyglądały się nam z zaciekawieniem, ale byli gotowi do walki.

- Grupa wieśniaków? - zaczęłam się śmiać.

- Ja lubię takie niegrzeczne dziewczynki - posłał mi zadziorny uśmiech.

- A ja nie gustuję w takich pasztetach - odgryzłam się.

- Mam propozycję - powiedział jakby ignorując moje poprzednie słowa.

- Spieprzaj z drogi - dałam koniowi znak odjazdu. Chyba po części wiedziałam co miał na myśli i nie chciałam słuchać dalej jego nędznych słów.

- Ok zatem. Masz dwa wyjścia : Przyłączyć się do nas lub zostać zabita - założył ręce. Usłyszałam ciche śmiechy zza jego pleców.

- Dobra przyłączę się - powiedziałam zdecydowanie i stanęłam w miejscu.

- Serio? - zdziwił się.

- Nie. - podkreśliłam jakże tą iście kropkę nienawiści.

Capi wykorzystując chwilę ruszyła co mnie zaskoczyło. Wyjęłam moje ostrze, które miałam na plecach i niespodziewanie przecięłam ramię blondynowi, który upadł na ziemie. Cała jego spółka ruszyła z dzikim okrzykiem w naszą stronę. Capi odwróciła się i tylnymi kopytami wierzgnęła jednemu kolesiowi prosto w twarz, na co wyleciało mu parę zębów i oczywiście krew. Reszta jego ludzi zginęła z niewyjaśnioną szybkością przy pomocy mojego miecza. Podjechałam do zdezorientowanego blondyna. Zaczęłyśmy koło niego krążyć.

- I co teraz ze mną zrobisz? - wysyczałam przez zęby.

Próbował coś powiedzieć, ale zamilkł.

- Nie mam czasu na takie gry - zeskoczyłam z konia, gdy nagle blondyn chwycił do ręki łuk. Z mojego ostrza skapywały na śnieg strużki bordowej krwi. Cofając się do tyłu wystrzelił strzałę, która z gracją została odbita moim cackiem.  Szłam wolnym krokiem w jego stronę odbijając kolejne pociski. Moje zmysły się wyostrzyły. Zapowiadała się niekończąca się zabawa, ale ja nie miałam wolnej chwili do stracenia. Przyśpieszyłam kroku widząc, że za nim jest grube, duże drzewo. Przycisnęłam go do drzewa wytrącając łuk z ręki. Przystawiłam mu końcówkę miecza do grdyki. Już miałam zamiar pchnąć ostrze do przodu i skończyć to raz na zawsze, gdyby nie ten fakt, że facet miał jeszcze jednego asa w rękawie. Wyciągnął z tylnej kieszeni woreczek i wysypał na mnie jego zawartość. Warstwa pyłku szybko wniknęła do moje organizmu, iż zaczęłam mieć dziwne zawroty głowy i mroczki przed oczami. Po jakimś czasie zapanowała całkowita ciemność i ostatni obraz jaki widziałam to diabelski uśmiech mojego wroga.

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz